Pokolenie 17 września. Mordercy dusz - elita z rynsztoka i zbrodniarze literatury

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Czerwony Sztandar październik 1939 r.
Czerwony Sztandar październik 1939 r.

Rosjanie nie zawsze mordowali swych przeciwników, czasami mordowali tylko ich dusze. Pomagali im w tym polscy komuniści. Współpraca Janka Krasickiego z Jusupowem to tylko jeden z przykładów.

Mordercy dusz

Mordercą dusz był i starszy agitator Adam Schaff, i pisarka Wanda Wasilewska, i aktorka Ida Kamińska, i dziennikarz Adam Polewka, który dał się wybrać do Rady Najwyższej, po czym uchwalał i zachwalał przyłączenie Zachodniej Ukrainy do sowieckiej „macierzy”.

Mordercami dusz byli „wydawcy” Bromberg z Borejszą i poeci zdegradowani (a może awansowani) do rangi redaktorów zakłamanych podręczników – Jastrun z Przybosiem. I wielu innych.

Konspiratorzy

Nie wszyscy tak się zachowywali. Już 22 września 1939 r. generał Marian Januszajtis utworzył Polską Organizację Walki o Wolność, która wkrótce osiągnęła liczbę trzech tysięcy zaprzysiężonych. POWW stanie się fundamentem ZWZ-AK. Po aresztowaniu Januszajtisa kierownictwo organizacją przejął gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz – co też wkrótce opłaci więzieniem.

Bohaterką POWW była Maria Wierzyńska (żona Hieronima Wierzyńskiego, też poety), dyrektorka gimnazjum sióstr benedyktynek (prawdopodobnie zamordowana na Łubiance). Mobilizując starsze uczennice, zorganizowała sieć łączności i kolportażu.

Władysław Świrski wydawał podziemne pismo „Wytrwamy”, ppłk Jan Sokołowski zorganizował grupę Orzeł Biały, która wydawała pisemko o tej samej nazwie; w październiku 1939 Antoni Hollender (prezes Zw. Strzeleckiego) zaczął wydawać „Komunikat”, który stał się organem ZWZ-AK. W 1940 roku Hollender zagarnięty zostanie do czerwcowej deportacji, ucieknie i będzie nadal działał przeciwko obydwu zaborcom. W 1945 roku aresztują go Sowieci, nie zorientują się jednak, kogo schwytali. Hollender wróci po kilku miesiącach łagru. Z konspiracją byli związani także niektórzy literaci, m.in. poetka Beata Obertyńska i prozaiczka Herminia Naglerowa.

Nowa elita

Na miejsce wymordowanych rosyjscy, polscy i żydowscy „sowieciarze” szykowali już nową kadrę. Zastępczą elitę wywodzącą się z marginesu polskiego społeczeństwa, czasem z getta. Wielu z nich miało już za sobą agenturalną działalność w KPP – Bierut, Berman, Gomułka, Zambrowski, tyle że był to niejako drugi gatunek; tych lepszych wykończono w latach 30. w Moskwie. Gomułka otrzymał potem dodatkową tresurę we Lwowie. Wraz z nim Aleksander Kowalski – późniejszy sekretarz Komitetu Warszawskiego PPR, przewodniczący ZWM; także Janusz Zarzycki – jeden z peerelowskich szefów ZMP i Głównego Zarządu Politycznego WP, także wiceminister obrony; Wiktor Grosz (Izaak Medres) – szef Informacji Wojskowej; także nadzorca kultury – Jerzy Borejsza i inni.

Z pomniejszych zaś urzędników lwowskiego chowu i chlewu wywodzili się późniejsi ministrowie: oświaty – Stanisław Skrzeszewski (przejściowo sprawy zagraniczne); kultury – Wincenty Rzymowski, propagandy – Stefan Matuszewski; również dwaj wiceministrowie: spraw zagranicznych – Marian Naszkowski, łączności – Henryk Baczko. We Lwowie zaczynała karierę późniejsza dyrektorka szkoły partyjnej Roma Granas; także naczelny ideolog Adam Schaff, także szef wydawnictw wojskowych i szkolnych Adam Bromberg; szefowa V Departamentu MBP (partie, organizacje wyznaniowe i kulturalne) – Julia Brystigerowa, nie bez powodu zwana „Krwawą Luną”.

Zagarnięty po 17 września kresowy „Piemont” był pólkiem doświadczalnym, na którym więcej niszczono, niż uprawiano, a najczęściej po prostu – mordowano. Ci, którzy zdali egzamin z kolaboracji, zostali zarządcami w Priwislańskim Kraju.

Co gorsza, z tej samej ekipy, z jej odrzutów, rekrutowała się późniejsza opozycja. Jacek Kuroń, Karol Modzelewski czy Adam Michnik nie chcieli odrzucenia materialistycznego państwa, chcieli tylko jego usprawnienia, zamiast wolności wystarczała im „finlandyzacja”. Nie sprowadzili do kraju żołnierzy Września i Powstania Warszawskiego – promowali powrót partyjniaków odtrąconych z aparatu władzy i propagandy w roku 1968, dogadywali się z cynicznymi liderami PZPR, których mianowali ludźmi honoru.

Hańba poetów

Szczególnie ważną i zarazem szczególnie haniebną rolę odegrali w tych przemianach poeci. Po pierwsze dlatego, że od czasów Romantyzmu poeta w naszej kulturze odgrywa rolę autorytetu moralnego, często ważniejszego niż ksiądz i nauczyciel razem wzięci; po drugie: wiersze przemawiające do uczuć i wyobraźni bardziej przemawiały do odbiorców niż artykuły w gazetach, mocniej wpływały na ich poglądy i czyny. Poeci, o których mowa, niszczyli pamięć i wyobraźnię narodową, fałszowali historię, tworzyli fikcyjną rzeczywistość. Armię zaborczą nazywali wyzwolicielską, okupacje – wyzwoleniem, przywódcę okupującego nas imperium – dobrotliwym ojcem.

O tytuł pierwszego zbrodniarza literatury rywalizują Adam Ważyk z Leopoldem Lewinem, a depczą im po piętach przeróżne Lece i Śpiewaki (ten ostatni z harmonią). Ważyk już 5 listopada 1939 r. zamieścił w „Czerwonym Sztandarze” (którego pierwotny pełny tytuł brzmiał: „Słowo Żołnierza. Organ Zarządu Politycznego Frontu Ukraińskiego”) wiersz „Do inteligenta uchodźcy”, w którym tak opisywał polski Wrzesień:


To stało się tak nagle, rozbite pociągi,
zdarte druty, na torach wydrążone leje,
zamiast wodzów – półgłówki, zamiast armii – włóczęgi,
widma nocą ciągnące, by skryć się, gdy zadnieje. etc.

Lewin osiągnął szczyt oficjalnej popularności, gdy w pierwszą rocznicę najazdu, w wierszu „W XXII Rocznicę” pochwalił kunsztownie i Rewolucję Październikową, i ów najazd dokonany 22 lata później! (W tym kontekście chyba nie zdziwią dwie dodatkowe informacje o poecie: pierwsza, że w 1954 roku stworzy hymn UB, druga, że latami współpracował ze specsłużbą, kryjąc się pod pseudonimem „L”).

Dzień 17 września miał stać się oficjalnym świętem „wyzwolonych”. We wrześniu 1940 r. w „Czerwonym Sztandarze” ukazał się kuriozalny: „Poemat kolektywny ku czci wyzwolenia”. Napisany był rzeczywiście zespołowo przez Srula Aszenberga, Piotra Kożucha, Lucjana Szenwalda, Jurija Szkrumelaka, Adama Ważyka i Hersza Webera. W tymże wrześniu, dla uczczenia tego samego święta, do Związku Sowieckich Pisarzy Ukrainy uroczyście wstąpili m.in.: Jerzy Borejsza, Tadeusz Boy-Żeleński, Jan Brzoza, Leon Chwistek, Aleksander Dan, Zuzanna Ginczanka, Halina Górska, Mieczysław Jastrun, Juliusz Kleiner, Stanisław Jerzy Lec, Leon Pasternak, Julian Przyboś, Jerzy Putrament, Adolf Rudnicki, Włodzimierz Słobodnik, Elżbieta Szemplińska, Lucjan Szenwald, Wanda Wasilewska, Stanisław Wasylewski, Adam Ważyk, Bruno Winawer. (Władysław Broniewski, Teodor Parnicki, Gustaw Herling-Grudziński, Wacław Grubiński, Beata Obertyńska, Herminia Naglerowa siedzieli już w więzieniu).

Wstąpili i... nic. Nikt tego nie potępił, poprawność polityczna i dzisiaj zakazuje wspominać o kolaboracji naszych pisarzy. A gdyby tak kto pisał poemat ku czci Wehrmachtu? Pieśń o Hitlerze? Gdyby nasi pisarze wstąpili do jakiegoś Związku Nazistowskich Pisarzy GG?

Bez pancerza

Asymetrii zachowań towarzyszy asymetria ocen. By to wyjaśnić, trzeba przypomnieć, że prawie wszyscy zdrajcy byli lewicowcami w stylu sowieckim, że odrzucali system wartości związanych z tradycją i religią na rzecz materializmu, który ubóstwiał tylko materialną siłę. W konfrontacji z zaborcą nie mieli oparcia ani w siłach materialnych, ani w duchowych. Obrazowo można ująć to tak: Gajcy, a nawet Kossak-Szczucka, nosili podwójne pancerze, jakimi była tradycja i religia, Broniewski miał chociaż półpancerz tradycji niepodległościowej, powstańczo-piłsudczykowskiej. Polscy pisarze sowieccy takie pancerze zrzucili i jeszcze obsikali. Zostali bez niczego, w najlepszym razie w gatkach.

Jeśli dla pokolenia Wierzyńskiego i Tuwima znaczącą datą było odzyskanie przez Polskę niepodległości (dla Broniewskiego – dodatkowo – udział w przewrocie majowym), to dla polskich sowieckich pisarzy najważniejszym dniem stał się 17 września. Dzień największego zagrożenia i zarazem początek karier, których w II RP raczej by nie zrobili. Tak w polityce, jak w poezji można więc mówić o pokoleniu 17 września. Pokoleniu dworaków, pokoleniu propagandzistów – twórców komunistycznego „matriksu”. Ich zdrada to wynik „pierekowki” dusz, które – czasem tego przekuwania nie przeżyły, czasem zaś zamieniały się pod wpływem kucia z substancji duchowej w materialną, zwaną potocznie gównem.

Reprezentanci tego pokolenia obejmą w PRL rząd dusz. Ważyk z Lewinem i Putramentem w literaturze, Schaff w filozofii, Borejsza w wydawnictwach, Ford w filmie. W PRL dołączą do nich młodsi – Woroszylski, Borowski, Wirpsza... i to jest chyba wyjaśnienie wspominanej już, a obowiązującej do dzisiaj, asymetrii ocen etycznych.

Bohdan Urbankowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych