NASZ WYWIAD. Jan Pospieszalski: "Kłamstwo jest jak fałszywy pieniądz wprowadzony do obiegu, ja tą walutą nie będę płacił"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Młodzi ludzie, którzy przyszli na Marsz Niepodległości to jest poważny potencjał, który ma przyszłość. Z prezydentem Komorowskim poszli zgrani aktorzy: Libicki, Kamiński, Giertych. To jest towarzystwo na miarę Bronisława Komorowskiego, to jest jego ranga polityczna i niech tak zostanie

- mówi publicysta Jan Pospieszalski w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Bardzo ostro zareagowałeś w programie "Polityka przy kawie" na słowa Cezarego Łazarewicza o "wyznawcach religii smoleńskiej, którzy wierzą w zamach". (CZYTAJ TUTAJ) Takie ataki powtarzają się zresztą dosyć często. Czy nie lepiej dać spokój i machnąć ręką na te słowa i wypowiadających je ludzi?

Jan Pospieszalski: Nie, nie można się na zgodzić na używanie takich słów, to niedopuszczalne i obraźliwe. Ja sobie zawsze w takich momentach wyobrażam, co czuje żona kapitana Protasiuka, co czuje jego matka. Na miłość Boga! Co to znaczy religia smoleńska?! Co to znaczy, że wokół katastrofy jest spór, albo, że są kontrowersje?! Jest wyjaśnianie prawdy, albo nie ma wyjaśniania prawdy. Jest śledztwo z prawdziwego zdarzenia, albo tego śledztwa nie ma. Albo spór wokół katastrofy smoleńskiej, nie ma żadnego sporu. Ludzie chcą tylko poznać prawdę. Ta rozmowa rzeczywiście była emocjonalna, lepiej oczywiście na emocjami panować, ale to trudne, kiedy jest się narażonym na takie zachowania i na taki język.

 

A skąd się taki język bierze?

Z rozpaczliwego braku argumentów merytorycznych. Kiedy już nie ma merytoryki, to się używa emocji i bardzo emocjonalnego, stygmatyzującego języka. Albo po to, żeby ten konflikt i spór podsycać. A wokół inwektyw to już nie ma co się spierać, to już przestaje być wymiana argumentów. No bo, czego się boi tamta strona? Jak ognia boją się wymiany argumentów. Miałem ostatnio do czynienia z genialna lekturą, "Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego. I on pisze, że kłamstwo jest jak fałszywy pieniądz, które wprowadza się do obiegu. I to są źle podrobione banknoty, ale wszyscy próbują nimi płacić, bo ich jest tak dużo, że nikt już nie chce ich wycofać z obiegu. Ludzie ich używają, ale wielu w Polsce powiedziało, że tą fałszywą walutą nie będą się posługiwali. Wasz portal wPolityce.pl, Gazeta Polska, Radio Maryja i wielu uczciwych dziennikarzy taką radykalną decyzję podjęło. I stąd te nasze kłopoty. Ale, jak widać, presja ma sens. Właśnie dowiedziałem się, że Europejska Federacja Dziennikarzy broni Cezarego Gmyza i uznała wyrzucenie go z "Rzeczpospolitej" za skandal. Tak, jak w przypadku Telewizji Trwam, była próba umiędzynarodowienia tej sprawy i wyjazd do Parlamentu Europejskiego, do Brukseli m.in. prof. Andrzeja Zybertowicza, Rafała Ziemkiewicza, Bronisława Wildsteina i Jacka Karnowskiego.  Tak teraz widać, że ta presja ma sens, że nie pozostawiamy tej sprawy. Wypłynięcie na wody międzynarodowe to jest jedyny sposób w tym domkniętym przez aparat władzy układzie w Polsce.

 

Prof. Zybertowicz w rozmowie z wPolityce.pl powiedział, że ten "nowy drugi obieg" realnie rośnie w siłę, a dowodem na to jest choćby prezydencka próba przejęcia choć części środowisk patriotycznych. Gdybyśmy nie byli realna siłą, mógłby machnąć na to ręką i nie organizować marszu konkurencyjnego dla Marszu Niepodległości. Zgadzasz się z tym?

Analiza prof. Zybertowicza jest bardzo trafna, ale ja bym też zacytował komentarz Andrzeja Waśko z Gazety Polskiej Codziennie. Pisze on, że nie wyszła próba budowania kontrmanifestacji ze strony lewicy, no bo ta widoczna dysproporcja obnażyła żałosny stan liczebny jej zwolenników. Widać było, że to jest kompletnie poroniony pomysł, stąd inny krok - jak wypłukać tę biało - czerwoną orientację budując jakiś substytut, tak jak kiedyś w PRL tworzono środowiska koncesjonowanych katolików. Czyli budujemy grono nowych patriotów, pod wodzą Bronisława Komorowskiego w otoczeniu wianuszka postaci, które chyba najbardziej obnażają porażkę tego pomysłu. Kompletnie niewiarygodni politycy obok prezydenta, Libicki, Kamiński, Giertych… tylko takich potrafił przyciągnąć pan prezydent i jak widać to jest towarzystwo na miarę Bronisława Komorowskiego, to jest jego ranga polityczna i niech tak zostanie.

 

Czyli co, walka o ilość zabiła jakość?

To była rozpaczliwa próba skrzyknięcia pod swoje sztandary żywiołu, który by pokazywał różnorodność i wielkość tego gestu. Tym bardziej wyszła żałosna szopka ze zgranymi aktorami, którzy już pościągali maski, a ten wyblakły puder z ponurych operetek przestał kogokolwiek kręcić.

 

Domykanie układu jednak trwa, Cezarego Gmyza nie ma już w "Rzeczpospolitej", jak się bronić przed dalszymi ograniczeniami? Czy siła tego ruchu oddolnego, o którym mówimy wystarczy, czy ten drugi obieg ma w sobie na tyle energii, która pozwoli przebić się ze swoimi hasłami do opinii publicznej?

Zwróćmy uwagę na to, co widzieliśmy na Marszu Niepodległości. Od czterech lat rośnie w siłę środowisko tych młodych, oburzonych, wykluczonych. Oczywiście wśród nich nie są same aniołki, pewnie nie z każdym z nich puściłbym moja piętnastoletnia córkę na wakacje. Natomiast ci oburzeni kibice drużyn z małych miejscowości, przyjeżdżają tu wykrzyczeć swój bunt przeciwko III RP. Są autentyczni. Oni się nie bawią w jakieś tam niuansowanie, dla nich cały establishment polityczny to są ludzie, którzy oszukali i zdradzili. Nie chcą wyjeżdżać za granicę, jak ich rówieśnicy, nauczyli się głośno mówić, że kochają swój kraj i, że są dumni z Polski. Ze wzruszeniem na ich patrzyłem, ze wzruszeniem pełnym empatii. To jest wielki żywioł, wielki ruch. Raczej nie  przychodzą na marsze w obronie Telewizji Trwam i na marsze upamiętniające 10 kwietnia co miesiąc. A na Marsz Niepodległości przyszli w olbrzymiej liczbie upomnieć się o Polskę i powiedzieć, że nie zgadzają się na takie życie w naszym kraju. Że nie chcą pracować w jakimś magazynie marketu za 1000 złotych i to tylko wtedy, kiedy mają znajomości u samorządowca z PSL-u, który taka robotę może załatwić. Doskonale wiem, co oni czują, bo wiele jeździłem po Polsce i spotykam się z takimi ludźmi. To jest poważny potencjał.

 

No to na czym polega to dzielenie Polski na marsze, wy tam, z oburzonymi, a my tutaj z prezydentem?

To są takie manewry, które realizuje władza. One mają polegać na tym, żeby przekonać rodziny z dziećmi, żeby poszły na marsz z Bronisławem Komorowskim, a tutaj, żeby nie przychodziły, bo mogą dostać w łeb. Z kibolami nie chodźcie. A dlaczego? No bo władza zobaczyła, że te zwykłe rodziny warszawskie uznały, że w tym młodym żywiole, w uczestnikach Marszu Niepodległości i w tym silnym ruchu mogą odnaleźć siebie. Że to jest ich marsz. I nie przeszkodzi im w tym ani Antifa, ani ujadanie Gazety Wyborczej, ani neoinicjatywy tych wspominanych już koncesjonowanych przez Bronisława Komorowskiego patriotów. Ta siła rośnie i upomina się o swoje. Na razie nie ma jeszcze reprezentacji politycznej i ma nawet ograniczone zaufanie do opozycji, ale zobaczymy, co z tego wyniknie. Widzę w nich ludzi autentycznie zakochanych w Polsce i przejętych tym, że staliśmy się prowincją Europy. Że padliśmy łupem postkomunistycznej elity i zagranicznych korporacji.

Rozmawiał Marcin Wikło

CZYTAJ TAKŻE: Dziś u Pospieszalskiego: Czy w czasie Święta Niepodległości doszło do ulicznej prowokacji? Kto kogo prowokował?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych