Powoli można się pokusić o bilans zysków i strat z obchodów Święta Niepodległości. Jakie były cele wszystkich stron i co się, komu udało z tego osiągnąć?
Po pierwsze, Pan Prezydent postanowił dość desperacką szarżą odebrać 11 listopada prawakom. Zgodnie z powiedzeniem Kuronia, by nie palić komitetów, tylko zakładać własne. Klęska zaś tego zamysłu polegała na tym, że pies z kulawą nogą się nie zainteresował. Owszem, kilka tysięcy ludzi, bo tyle w końcu z ociąganiem wyliczono, w ogromnej większości będący tam służbowo, jako reprezentanci oficjalnych delegacji plus gapie popatrujący sobie z chodników i okien, co też się dzieje. Trochę celebrytów, politycy, których nieobecność byłaby uznana za wyzwanie, trochę otrzepanych z kurzu polityków z tak zwanej prawicowej rezerwy kadrowej, planowanej koncesjonowanej prawicy, która ma w razie czego domykać układ rządowy, w razie, gdyby zabrakło paru procent.
Techniczny problem - w Polsce na klęskę skazane są wszystkie inicjatywy, które zakładają głośne zaśpiewanie czegokolwiek. To jest dla hobbystów. Zwyczajnie. Nie ma żadnej piosenki, którą grupa Polaków potrafiłaby razem odśpiewać. Chyba, że jest to „Łi ar zy woooorld, wi ar zy czildren”. Zwyczajnie. Po prostu. Zabijcie, nie wiem, dlaczego tak jest. Dlaczego Rosjanie, czy Ukraińcy potrafią pięknie śpiewać, a Polacy nie, nie wiadomo. Ale tak jest. Zatem, jeśli się organizuje jakąś procesję, niczym Drogę Krzyżową i planuje odśpiewanie piosenki przy kolejnym pomniku, koniecznie trzeba wydrukować tysiące śpiewników i zapewnić dystrybucję. Albo zainstalować promptery. Jest to do zrobienia, ale trzeba to własne przewidzieć i przygotować. W przeciwnym razie mamy do czynienia z żenadą, w czasie której orkiestra powtarza w nieskończoność kolejne zwrotki hymnu, a zebrani poruszają ustami, usiłując sobie przypomnieć, jak to, kurna, leciało dalej. Żeby nie było, że jednostronny jestem, pamiętam, jak śpiewał Jarosław Kaczyński, pamiętam, to akurat nie jest związane z barwą polityczną, no, i nie jest to jakaś zbrodnia. No, ale też nic wielkiego się nie stało, poszedł sobie dobry Wujek Bronek, spowodował, ze złożenie kwiatów pod pomnikiem dawnych mężów stanu przestało być aktem zuchwalstwa. OK., to nawet miłe. Mówię poważnie. Czemu nie? Niezależnie od intencji.
A amunicji narodowcom nie odebrał. Kto miał przyjść na pochód, przyszedł na pochód. Kogo miała policja sprowokować i spałować, nie przepuszczając 10-letnim dzieciom, to go i sprowokowała i spałowała. Słusznie - jak się takiemu szczawiowi odpuści za młodu, spuści niebacznie z oka, to już za chwilę wyrasta z niego pełnowymiarowy naziol. A tak, zapamięta. Tradycja jest zachowana.
Klęskę i to totalną zanotowała Antifa, której główny trzon zwyczajnie nie dojechał, zajęty jakąś prawicową imprezą w Niemczech. A bez niemieckich towarzyszy są za chudzi w uszach, by odegrać jakąkolwiek rolę.
Jak pamiętamy z zeszłego roku, dużo radości dostarczało filmowanie i identyfikowanie policyjnych prowokatorów, tych, co to podpalali te swoje samochody, albo których podeszwy służbowych butów były nikczemnie atakowane twarzami demonstrantów. Kim byli funkcjonariusze, którzy nie mieli mundurów, ale twarze chowali pod kominiarkami? Początkowo oficjalną wersja policji było oburzone „Cooo, my? Prowokować? W cywilu? Nigdy w życiu, co za absurdalne, z byka spadłe zarzuty, nawet nie ma, co odpowiadać na takie sugestie, my nigdy i w ogóle”. To jest absurd. Kuriozalna teza. - Mielibyśmy atakować sami siebie? - pyta insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik policji. Mówienie o policyjnej prowokacji to odwracanie kota ogonem - mówi "Gazecie".
Oczywiście, to była policyjna prowokacja. Wiadomo, w której minucie i którym miejscu demonstracji następowały. Burdy wszczęli zamaskowani tajni funkcjonariusze służb państwowych - powiedział w TVN24 Artur Zawisza, współorganizator Marszu Niepodległości. Według niego, a każdy sam widzi, że to prawda, że są na to dowody - zdjęcia i relacje świadków, organizatorzy marszu mają "kilkadziesiąt fotografii" potwierdzających, że burdy wywołali "zamaskowani tajni funkcjonariusze służb", którzy wcześniej zatrzymywali autokary wiozące uczestników marszu do Warszawy i przeprowadzali rewizje. Tymczasem już następnego dnia, okazało się, że i owszem. Macie zdjęcia? A my też mamy i to lepsze! Artur Zawisza mówi o kilkudziesięciu zdjęciach. Policja nie pozostaje dłużna i chwali się, że część funkcjonariuszy (właśnie tajniaków) była wyposażona w mikrokamery, które nagrywały obraz bardzo dobrej jakości. - Mam nadzieję, że ten obraz posłuży do zidentyfikowania kolejnych osób, które łamały prawo, atakując m.in. policjantów - dodaje Sokołowski. Przypomina mi się stary skecz Benny Hilla, scena rozpoznawania gwałciciela. Wchodzi dziewczyna, a stojący w rzędzie Hill wyrywa się – „poznaję ją, poznaję, nie mam wątpliwości!”, po czym uśmiech gaśnie mu powoli na twarzy.
Inaczej niż rok temu - nie mieli owi tajniacy na sobie żółtych kamizelek odblaskowych. Rozpoznać ich w tłumie mogło tylko wprawne oko. Najczęściej stali w dwu-, trzyosobowych grupkach. Niektórzy mieli biało-czerwone szaliki. Inni niewielkie flagi przyklejone do kurtek. Gdzieniegdzie z kieszeni wystawały im krótkofalówki. Najbardziej rozczula ów dzielny zadymiarz, który zapomniał się zapiąć pod szyją i w rezultacie paraduje w policyjnej koszulce pod „cywilną” kurtką.
Kim zatem w końcu byli "prowokatorzy" w kominiarkach? Nie kto inny, jak właśnie Wyborcza podaje rozwiązanie. To przede wszystkim funkcjonariusze Biura Operacji Antyterrorystycznych, wydziału realizacyjnego Komendy Stołecznej Policji oraz funkcjonariusze wydziału operacji specjalnych Centralnego Biura Śledczego. Na co dzień zatrzymują najgroźniejszych gangsterów. Nie mogą pokazywać twarzy. Pięć miesięcy temu po zamieszkach przed meczem Polska - Rosja na stronach kibicowskich tworzono galerie ze zdjęciami policyjnych tajniaków. Ich głównym zadaniem było wyciąganie z tłumu najbardziej aktywnych zadymiarzy. Tym razem kibicowskie galerie wzbogacą się o dziesiątki cennych fotografii. Choć, czy naprawdę do tego ma służyć, jak się domyślam, elitarna jednostka?
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w „Gazecie Polskiej Codziennie”, w „Warszawskiej Gazecie” i Freepl.info. Oraz, jak co dzień, tutaj:
http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/
http://wpolityce.pl/autorzy/seawolf
http://freepl.info/authors/seawolf
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/144411-w-sumie-wszyscy-zadowoleni-bilans-zyskow-i-strat-z-obchodow-swieta-niepodleglosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.