To musiała być bardzo ciężka noc dla wielu ludzi ze środowisk orbitujących wokół obozu władzy. Pójść na prezydencki marsz, czy też zostać w domu? Pójście da wiele korzyści - będzie to symboliczne wejście w krąg "nowej nomenklatury", a więc zasobu kadrowego rządzącej ekipy, dowód lojalności, a nawet gotowości do poświęcenia własnych oporów i innych lojalności. Wdzięczność prezydenta - który w tej sprawie balansuje na granicy porażki (jeżeli będzie pusto...) - gwarantowana. A to wdzięczność, która może się przydać w zabiegach o rozmaite nominacje. Z kolei gniew głowy państwa może naprawdę zaszkodzić. I wszyscy wiemy, że starannie zanotują, kto był, a kto nie.
Z drugiej strony - prezydencki marsz ma sporo systemowych (nie treściowych) cech marszów pierwszomajowych, i pójście będzie jednak smakowało kwaśno, będzie związane z zasianiem w duszy tej okropnej nutki samowstydu. Wszyscy wiemy bowiem, że nie chodzi tylko o wspólne "świętowanie" czy "jednanie", ale także o pokazanie się w orszaku prezydenta, a tym samym o potwierdzenie jego legitymizacji. Nie prawnej, ale moralnej, symbolicznej, tej, która daje prawo do mówienia w imieniu Polski wiernej swojej tradycji i wartościom. Ta legitymizacja - moralna właśnie - w odniesieniu do władz odpowiadających za katastrofę posmoleńską wcale nie jest dziś oczywista, a nawet - jest bardzo wątpliwa.
Warto jednocześnie dostrzec, że przy wszystkich zastrzeżeniach, widoczne parcie obozu władzy w kierunku narodowej symboliki niesie ze sobą także korzyści. Owszem, to próba wejścia na symboliczny teren opozycji. Ale to także ukryte przyznanie, że Polakami nie da się rządzić wbrew polskiej symbolice. Unijne flagi i optymistyczny błękit już nie przyciągają, już nie stanowią nawet w oczach Polaków podatnych na propagandę żadnej sensownej odpowiedzi na polskie wyzwania. Po cichu odbudowuje się świadomość, że o polski los mogą zadbać wyłącznie Polacy, samodzielnie myślący. Pośrednio - władza wzmacnia nasz przekaz. Owszem, sama głosi go przede wszystkim koniunkturalnie, ale to też coś. Lepsze to niż unijny bełkot.
O czym powinniśmy myśleć w czasie tegorocznego Święta Niepodległości?
Powinniśmy zdać sobie sprawę, że wciąż za mało od siebie wymagamy. Wydaje nam się, że coś tu się zdarzy samo, że wystarczy kibicować, klikać, podsyłać linki i anonimowo, na forach, wyrażać gniew. To jednak za mało. Polskę zawsze ciągnęła do przodu mniejszość, i była to przede wszystkim mniejszość inteligencka. A inteligencja to aktywny stosunek do idei polskiej, gotowość do poświęceń i wola organizowania innych grup społecznych. Dziś takich ludzi jest garstka, pewnie kilka tysięcy. Gdyby było kilkadziesiąt tysięcy, można by zrobić o wiele więcej.
To jest pytanie zasadnicze: czy chcemy Polski na poważnie, czy uważamy ideę polską za sprawę w życiu najważniejszą? Jeżeli odpowiadamy tak, to musimy wiedzieć, że za darmo nic nie dostaniemy. Trzeba gryźć trawę, trzeba wiedzieć, jaka jest cena.
Jest złudzeniem wyczuwalne dziś przekonanie, że kiedyś nasi przodkowie stawali przed innymi wyborami, że nie mieli wokół siebie równie wielu spokojnych ścieżek, że nie mogli się schować w czterech ścianach, wyjechać, zarabiać, bawić się, że mieli mniej presji ze strony tak angażującej codzienności.
W pewnym sensie - Polska leży na ulicy, jest do wzięcia. Gdyby znów trafiło się nam jakieś porządne pokolenie, można by wiele. Zwłaszcza, że nasza sytuacja nie jest taka zła: jednak optymalne granice, brak gorących konfliktów z sąsiadami, kraj narodowo spójny.
Trzeba tylko, by nieco więcej Polaków, zwłaszcza inteligentów, odrzuciło w swoich głowach i PRL, i III RP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/144308-to-musiala-byc-bardzo-ciezka-noc-dla-wielu-ludzi-ze-srodowisk-orbitujacych-wokol-obozu-wladzy-pojsc-czy-nie-pojsc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.