List otwarty zwykłego Polaka do profesora Zbigniewa Brzezińskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/ EPA
PAP/ EPA

Szanowny Panie!

Z uwagą przeczytałem Pańską opinię w sprawie  smoleńskiej katastrofy zamieszczoną w „Gazecie Wyborczej” z dnia 9 listopada 2012 r. Sądzę, że w ocenie aspektów politycznych tego wydarzenia posunął się Pan za daleko. Ponadto zrobił Pan to w sposób absolutnie nieprzekonujący i nieobiektywny.

Oczywiście zawsze może Pan wyrazić swój wstręt do jakiegoś zjawiska tylko czy tak wysoki stopień negatywnych emocji jest uprawniony u tak podobno doświadczonego polityka jak Pan?

Pisze pan o brutalizacji języka politycznego w Polsce. Panie Profesorze, czyżby Pan się dziś urodził? Język polityki był, jest i zawsze pewnie będzie mniej lub bardziej brutalny. Czyżby nie widział Pan brutalizacji języka politycznego w U.S.A. i innych krajach? Zdradza Pana niezwykłą doprawdy naiwność uważając, że stopień brutalizacji języka politycznego w Polsce w jakiś szczególny sposób różni się na niekorzyść od stopnia brutalizacji języka politycznego gdzieś indziej, albo z całą premedytacją robi Pan to dla celów propagandowych na rzecz tych ugrupowań politycznych, których jest Pan w Polsce orędownikiem.

Istnieją poważne przesłanki na rzecz twierdzenia, ze wyjaśnienie przyczyn katastrofy leży na sercu właśnie opozycji politycznej w Polsce a nie stronie rządowej. Opozycja poddała krytycznej ocenie procedury, raporty, opinie, etc. które podjął rząd – odpowiedzialny za wyjaśnienie przyczyn katastrofy w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.  Nie zaprzeczy Pan, że opozycja ma do tego pełne prawo.

Odnośnie katastrofy smoleńskiej żąda Pan konkretów i stawia postulat rozwiązania implikacji zawartej domyślnie w pytaniu: „jeżeli w Smoleńsku doszło do zamachu (jak twierdzi x czy y) to kto jest za niego odpowiedzialny?” Problem polega na tym, że właściwie nikt do tej pory nie powiedział jednoznacznie – wbrew temu co Pan sugeruje – że w Smoleńsku doszło do zamachu.

Istnieje jedynie coraz większa liczba wiarygodnych przesłanek, które dopuszczają taką możliwość. I temu nie może Pan zaprzeczyć. Nazywanie ich jak Pan to robi „bzdurami” – bez udowodnienia, ich „bzdurności” – jest zwykłym pustosłowiem i nie oznacza Panie Profesorze kompletnie nic. Budzi natomiast podejrzenia o Pański brak kompetencji do wyrażania opinii w tych kwestiach i sprawia, że Pana „opinię” można odczytać jako dość zabieg demagogiczny i dość tanią propagandę.

W Polsce Panie profesorze, jedna strona, powodowana racjami moralnymi i politycznymi mnoży przesłanki świadczące na rzecz zamachu (do czego ma pełne prawo), zaś druga strona (z niewyjaśnionych w żadnym aspekcie powodów) radykalnie blokuje na rozmaite sposoby ich ujawnianie. I niestety wyjaśnienie sprawy czyli znalezienie odpowiedzi na pytanie „jakie były przyczyny katastrofy w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku” blokuje strona rządowa. Wszystkie dokumenty wygenerowane przez stronę rządową odnośnie katastrofy w Smoleńsku zawierają udowodnione luki, nieścisłości, przekłamania, co budzi uzasadnione wątpliwości odnośnie ich rzetelności i prawdziwości. Panie profesorze, czy tak źle i nieudolnie wykonywane obowiązki, nie mogą budzić również wątpliwości odnośnie kompetencji strony rządowej?

Sam czytam i analizuję „sprawę smoleńską” i nie ulega dla mnie wątpliwości, że podejrzenia jakie zgłasza opozycja są uzasadnione. Czy to oznacza – jak Pan zdaje się sugerować – że cierpię na „trudności psychologiczne”? Odnośnie osób starających się dotrzeć do prawdy i sprawiedliwości istnieje rozbudowana rosyjska a później sowiecka pragmatyka, której celem jest ich dyskredytacja i w konsekwencji unicestwienie. Jednym z elementów tej pragmatyki jest sugerowanie, że osoby takie cierpią – podobnie jak Pan to pisze na „trudności psychologiczne”. Mówiąc krótko „robi się z nich wariatów”. Pierwszą z brzegu egzemplifikacją takiego ustawiania spraw może być historia Zygmunta Olechnowicza (ur. 1926 – zm. 1991?), polskiego patrioty urodzonego w Lidzie, aresztowanego w maju 1949 roku przez NKWD i skazanego na 25 lat łagru w Dżezkazgan w Kazachstanie, a następnie do około 1991 r. dalej przetrzymywanego, jako zapewne Polaka-wariata, w „psychuszce” w Lidzie a później w Karagandzie. Przykładów tego typu znajdzie się zresztą multum. Pańska uwaga, że osoby starające się wyjaśnić przyczyny smoleńskiej katastrofy to „osoby cierpiące na trudności psychologiczne” wpisuje się w taką nikczemną tradycję. Czy o to Panu chodziło?

Mógłbym odpowiedzieć, że to Pan, wygłaszając swoje gołosłowne „opinie” w powyższej sprawie i mieszając się w sposób zupełnie przecież nieuprawniony do polskiej polityki ma jakieś „psychologiczne trudności” z problematyką „prawdy”. Odsyłam Pana do niezłego filmu Clinta Eastwood pt. „Oszukana”  pokazującego manipulacje prawdą na gruncie amerykańskim.

Odnoszę wrażenie, że w Pańskim wypadku kłopot dotyczy też rozumienia pojęcia „demokracji”. Definicja jaką Pan przy okazji swej wypowiedzi w GW przywołał: „Demokracja to jest umiejętność współpracy i współzawodnictwa.” jest – co przyzna każdy – trywialnym uproszczeniem. Sprowadza złożone zjawisko jakim jest „demokracja”, do poziomu relacji rywalizacji i kooperacji, w rozumieniu jakiejś uproszczonej wersji pragmatyki przedsiębiorstwa a nie w rozumieniu polityki. Czyżby Pan nie zauważył, że „państwo” Panie profesorze, to nie jest rodzaj „firmy”, tylko coś zupełnie innego?

Mój protest budzi również Pańska głupawa zaiste sugestia, że osoby dociekające prawdy o katastrofie smoleńskiej podważają w Polsce zasady demokratyczne. Dodatkowo sugeruje Pan, że dochodzenie prawdy o Smoleńsku grozi upadkiem Polski. To jest bzdura. W Polsce dobrze się pamięta dlaczego w 1795 r. Rzeczpospolita Obojga Narodów została rozgrabiona przez Rosję, Prusy i Austrię. I dobrze się pamięta dzień 17 września 1939 r. i również dobrze r. się pamięta przełom listopada i grudnia 1943 r. czy luty 1945 r. gdzie także amerykański uczestnik rozmów jałtańskich – w potocznym rozumieniu prawem kaduka – wyraził zgodę na ograbienie Rzeczpospolitej Polskiej z połowy jej terytorium podważając tym samym fundamenty ówczesnego państwa polskiego. Pamięć historyczną Polacy mają bardzo dobrą. Niech Pan o tym również pamięta. I niech Pan nam już nie doradza. Thanks.

Z poważaniem — Łukasz Pijewski, aktor, reżyser, publicysta

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych