[Felieton ukazał się w dzienniku "Fakt"]
Pamiętają Państwo policjanta, który rok temu, 11 listopada, dopadł na ulicy idącego spokojnie człowieka i zaczął bić go pięściami, a następnie – gdy ten skulił się przy ścianie domu – kopać w głowę, na dodatek pryskając gazem w twarz? Policjanta zidentyfikowano i wszczęto przeciwko niemu postępowanie z paragrafu kodeksu karnego o przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.
Teraz, tuż przed kolejnym 11 listopada, czyli dość newralgicznym momentem, prokuratura, która tak bezwzględnie ściga choćby Roberta Frycza, autora strony Antykomor (wniosła apelację i chce dla młodego człowieka surowszej kary niż orzeczona w I instancji), tym razem okazała się nadzwyczaj łaskawa i wniosła do sądu o warunkowe umorzenie postępowania wobec policjanta.
Jak uzasadnia tę oryginalną decyzję rzecznik Prokuratury Okręgowej w stolicy? Pierwsza kwestia to stwierdzona przez prokuraturę „niska szkodliwość czynu” funkcjonariusza Karola C. Tak, to pomyłka. Panowie prokuratorzy uznali, że policjant, który zamiast chronić obywateli, kopie ich po głowie bez wyraźnego powodu, nie robi niczego specjalnie szkodliwego. Mam nadzieję, że pierwszy bandzior, który zostanie zatrzymany za skopanie przypadkowej osoby na ulicy, powoła się na ten przypadek. Tym bardziej że zwykły bandyta, który skopie przechodnia, nie naraża dodatkowo na szwank zaufania obywateli do policji, zatem tym bardziej powinien zostać natychmiast wypuszczony.
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Prokuratura stwierdza bowiem, że czyn funkcjonariusza C. został popełniony „w napięciu i silnym zdenerwowaniu”, co ma go usprawiedliwiać. To arcyciekawe rozumowanie.
Po pierwsze – znaczna część podobnych czynów jest popełniana w „napięciu i silnym zdenerwowaniu”. Jak rozumiem, nową linią prokuratury jest umarzanie wszystkich takich przypadków. No bo skoro się człeczyna zirytował, to przecież mógł kopnąć i z laczka wyjechać.
Po drugie – zawsze sądziłem, że jednym z podstawowych elementów szkolenia policjantów jest nauka panowania nad własnymi nerwami. Policjanci od tego są policjantami – naiwnie uznawałem – żeby się łatwo nie denerwować, nie walić pałą w zirytowaniu i z powodu silnego napięcia nie wyciągać broni.
Myślałem, że jeżeli nad nerwami nie potrafią zapanować, to ta okoliczność nie tylko ich nie tłumaczy, ale przeciwnie – obciąża i że powinni w takiej sytuacji zmienić robotę na mniej stresującą. Na przykład na magazyniera w teatrze albo bibliotekarza (choć też nie wiadomo, czy nie waliliby w mordę za przetrzymanie książki ponad termin).
Jakże się myliłem! Decyzja prokuratury uświadomiła mi, że jest dokładnie przeciwnie: jak się policjant silnie zdenerwuje i w tym zdenerwowaniu kogoś skopie, spryska gazem, a może i zastrzeli, to dobrotliwa i wyrozumiała prokuratura pogrozi mu paluszkiem i każe zapłacić 500 złotych, po czym postępowanie umorzy. Nie ma oczywiście mowy o żadnym przepraszaniu pokrzywdzonego.
Wnioski z decyzji prokuratury są następujące. Pierwszy – że obywatel nie może zirytować policjanta. Gdyż jak się policjant zirytuje, to ma pełne prawo w łeb rąbnąć i poprawić butem. Drugi – że gdy zwykły obywatel wkurzy się na innego obywatela, śmiało może mu przydzwonić, po czym powołać się na przypadek funkcjonariusza C. Z całą pewnością spotka się ze zrozumieniem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/144157-zawsze-sadzilem-ze-jednym-z-podstawowych-elementow-szkolenia-policjantow-jest-nauka-panowania-nad-wlasnymi-nerwami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.