Barbara" Christiana Petzolda to jeden z najlepszych niemieckich filmów ostatnich lat, reprezentujący zresztą Niemcy w wyścigu po Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. "Barbara" zdobyła także nagrodę za reżyserię na ostatnim festiwalu w Berlinie (Srebrny Niedźwiedź) i Niemiecką Nagrodę Filmową dla najlepszego obrazu roku.
"Barbara" to rozgrywający się w roku 1980 dramat obyczajowy o lekarce zesłanej do prowincjonalnego miasta po kilku miesiącach pobytu w więzieniu. Tam rozpoczyna się wokół niej dziwna gra - dlaczego nieustannie śledzi ją Stasi? Kim jest mężczyzna, który próbuje się z nią spotkać? Czego chce od niej przystojny lekarz, który szybko sam przyznaje się do tego, że jest donosicielem? Co z tym wszystkim ma wspólnego Torgau - przerażający obóz pracy dla młodzieży? "Barbara" znakomicie oddaje atmosferę wszechobecnej podejrzliwości i strachu państwa totalitarnego, idzie przy tym dużo dalej niż osławione "Życie na podsłuchu". Dlaczego taki szczery, ostry film nie mógł powstać w Polsce? Cóż, to już pytanie nie do Christiana Petzolda, z którym tuż przed polską premierą (film wchodzi do kin 9 listopada) rozmawiał Piotr Gociek.
PIOTR GOCIEK: Chciałbym zacząć trochę od środka – nie od bohaterki Twego filmu, ale miejsca, o którym w pewnym momencie wspomina. Torgau „socjalistyczny obóz eksterminacji” mówi w filmie Barbara. Co to było za miejsce?
CHRISTIAN PETZOLD: Zapamiętałem tę nazwę z dzieciństwa, mówiło się “jak będziesz niegrzeczny, to wyślemy cię do Torgau”. Był to obóz pracy dla młodzieży w NRD, do którego trafiały sieroty, członkowie subkultur młodzieżowych jak hipisi czy punki oraz młodzi ludzie uchylający się od obowiązku pracy. Wychowywano ich tam w bardzo surowym, militarnym reżimie, którego podstawą była ciężka, wyczerpująca praca. Przez obóz przewinęły się tysiące ludzi, których życie zwykle było bezpowrotnie niszczone przez system. Dziś Torgau jest muzeum – można oglądać wnętrza cel, spacerować po terenie obozu. W czasach komunizmu wszyscy w Niemczech wiedzieli, że Torgau to bardzo ciemny zakątek piekła.
Urodziłeś się w Niemczech Zachodnich, ale znasz też codzienność NRD – jakie są Twoje osobiste wspomnienia z tamtych czasów?
Moi rodzice byli uciekinierami z NRD. Po roku 1966 mieli jednak możliwość jeżdżenia tam co roku na wakacje. Zabierali ze sobą trójkę synów – ja byłem jednym z nich. Pamiętam, że jako dziecko uważałem NRD za bardzo, bardzo dziwną część Niemiec: ludzie wyglądali niby podobnie, posługiwali się podobnym językiem, ale to nie byli tacy sami ludzie, jak po naszej stronie. Wypowiadali się w zupełnie inny sposób, byli bardzo nieufni, niezwykle ostrożni, zwłaszcza wobec obcych, nikt nie rozmawiał o polityce – najwyżej o sporcie lub pogodzie. Atmosfera nieufności i lęku była wszechogarniająca, robiło to na mnie ogromne wrażenie. A potem stała się bardzo dziwna rzecz – po przyłączeniu na powrót NRD do Niemiec, nagle wszystko to rozpłynęło się w powietrzu – przestano o tym mówić, jakby nigdy się nie zdarzyło. Zacząłem się tym bardzo interesować, myślę że kino kocha takie tematy – zjawiska które nagle znikają, ale pozostawiają po sobie ślad. Badam upiory pozostałe po NRD. Aż zacząłem myśleć o nakręceniu o tym filmu.
CZYTAJ RESZTĘ WYWIADU Z NIEMIECKIM REŻYSEREM I ZOBACZ FRAGMENT JEGO FILMU. TYLKO NA WNAS.PL!!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/144000-niemcy-udaja-ze-nrd-nie-istniala-tylko-na-wnaspl-wywiad-z-niemieckim-rezyserem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.