Jeśli uświadomimy sobie prawdziwe powody zwolnienia dyscyplinarnego Cezarego Gmyza z „Rzeczpospolitej” łatwo dojdziemy do przekonania, że tak naprawdę Czarka wyrzucono, gdyż bronił on podstawowych zasad pracy dziennikarza.
Wczytajmy się w komunikat Rady Nadzorczej Presspubliki, wydawcy „Rzepy”:
Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany. Redaktor Cezary Gmyz, mimo zapewnień, nie przedstawił żadnych oświadczeń, stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów.
Co oznacza ten fragment? Że „komisja weryfikacyjna” zażądała od dziennikarza ujawnienia danych jego źródeł, ale żurnalista ich nie podał mimo "wcześniejszych deklaracji". Czyli być może red. Gmyz starał się zaspokoić ciekawość swoich przełożonych na temat wiarygodności jego źródeł, bez narażania ich na dekonspirację.
Trzeba wyjaśnić czym są te słynne „oświadczenia” informatorów, których zażądał Zarząd Presspubliki. Ich formy są bardzo różne, zwykle zaczynają się od słów: „Ja niżej podpisany ... stwierdzam, że dane podane przeze mnie dziennikarzowi .... odpowiadają stanowi faktycznemu.”
Napisanie i podpisanie takiego oświadczenia jest tylko i wyłącznie dobrą wolą informatora dziennikarza. To żurnalista ostatecznie weryfikuje na podstawie swego doświadczenia i dodatkowych danych, zdobytych w innych źródłach, czy zebrany materiał nadaje się do publikacji.
Bardzo dobry dziennikarz weryfikuje zdobytą wiedzę niezależnie od tego, czy jego rozmówca napisał mu jakieś oświadczenie, czy nie. Z tego co wiadomo red. Gmyz zdobył potwierdzenie swej wiedzy w czterech niezależnych od siebie źródłach.
I teraz proste pytanie. Kto z informatorów Cezarego Gmyza w sprawie katastrofy smoleńskiej zgodziłby się na ujawnienie danych personalnych? Oddajmy głos Jerzemu Jachowiczowi, prekursorowi dziennikarstwa śledczego w Polsce:
Można przypuszczać, że są to osoby (informatorzy Cezarego Gmyza – przyp. red.) z kręgów eksperckich, być może ktoś z prokuratury wojskowej. I teraz co? Ci ludzie mają napisać oświadczenie, żeby jakaś kilkuosobowa komisja, oprócz samego dziennikarza, znała ich nazwiska? Jest to absolutnie niemożliwe i ja nie dziwię się, że nikt z tych informatorów Czarka nie napisał takiego oświadczenia. Nikt przytomny, dbający o to, aby nie wylecieć z roboty, albo nie narazić się na jakieś śledztwa ze strony prokuratury za ujawnienie tajemnicy państwowej, tego nie zrobi
- wyjaśnia red. Jachowicz
Faktycznie. Osoby dzielące się z dziennikarzami śledczymi tajemnicami ze swojej pracy nie są raczej samobójcami. A tych ostatnio jakoś przybywa...
Co świadczy o tym, że informatorzy Czarka mogliby znaleźć się w poważnym niebezpieczeństwie dekonspiracji, gdyby dziennikarz ujawnił ich dane członkom „komisji weryfikacyjnej”? Jedno zdanie użyte przez Grzegorza Hajdarowicza, szefa Presspubliki w jego odrębnym pisemnym uzasadnieniu komisji wyrzucającej Gmyza i innych dziennikarzy:
„Nieprzemyślane działania kilku osób znów wywołały wojnę polsko-polską.”
To przecież kalka zdania używanego przez polityków, zwłaszcza polityków „partii miłości”, byłych i obecnych! Kazimierz Kutz, Stefan Niesiołowski czy Janusz Palikot z pewnością stosowali ten zwrot trzymając w ręku za plecami potężną maczugę służącą do wpajania zasad „miłości” swoim przeciwnikom politycznym.
Można być w zasadzie pewnym, że dane personalne przekazane przez Czarka "komisji weryfikacyjnej" być może jeszcze tego samego dnia pojawiłyby się na żółtych paskach „zaprzyjaźnionych telewizji”. Na następny dzień rozpoczęłyby się poranne wejścia „mleczarzy” z ABW lub podobnej firmy. Władza, zwłaszcza taka jak Platformy Obywatelskiej, da każde pieniądze, aby poznać dane „kretów”, którzy „robią jej koło pióra” i narażają na szwank jej polityczny image.
Redaktor Gmyz nie ujawniając danych swoich informatorów stracił pracę. Ale gdyby te dane ujawnił, też by ją stracił. Bo kto o zdrowych zmysłach chciałby z nim rozmawiać o tematach wykraczających poza sferę, dajmy na to, partenogenezy rozwielitek? Ta sama "komisja weryfikacyjna", która teraz zwolniła go za napisanie artykułu śledczego, za pół roku zwolniłaby go za brak jakichkolwiek artykułów śledczych.
Przykre, że takiemu „chwytowi Nelsona” na karku Gmyza nie sprzeciwił się Jarosław Knap, naprawdę niezły niegdyś dziennikarz, jedyny zresztą spośród czterech członków „komisji weryfikacyjnej” Presspubliki.
Reasumując. Wyrazy szacunku dla postawy Cezarego Gmyza powinny płynąć ze strony wszystkich jego kolegów, niezależnie od prezentowanych przez nich poglądów politycznych. Wyrazy uznania dla tego dziennikarza należą się też od wszystkich, którzy są „konsumentami” mediów, a więc od czytelników gazet i portali internetowych, słuchaczy rozgłośni radiowych i widzów telewizji. Bez takich jak Czarek dowiadywaliby się z mediów jedynie o kolejnej konferencji prasowej znanego detektywa w sprawie nowej fryzury matki małej Madzi.
„Dzięki” dyscyplinarce red. Gmyza dziennikarstwo śledcze ma jeszcze w Polsce rację bytu. Wbrew gazetowym „komisjom weryfikacyjnym” martwiącym się o „podważanie zasad socjalizmu” w stanie wojennym, czy o „wojnę polsko-polską” dzisiaj.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143987-gmyz-idac-na-komisje-weryfikacyjna-swojej-gazety-byl-skonczony-jako-jej-pracownik-ale-nie-jako-dziennikarz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.