Gdy czystka prawie na ukończeniu, wciąż nie czują się dobrze. Mają poczucie, że amputowano im rękę, i to tę ważniejszą, prawą

Jedna z naszych publikacji, do kupienia na www.sklep.wpolityce.pl
Jedna z naszych publikacji, do kupienia na www.sklep.wpolityce.pl

Dziennikarz Piotr Najsztub zamieścił w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" wywiad z prof. Pawłem Śpiewakiem pod jakże charakterystycznym, pastiszowo-bezradnym tytułem "Siekiera, motyka, Smoleńsk, trotyl...". Wywiad, który sprawia wrażenie wręcz nieautoryzowanego, tak bardzo pełen jest sprzeczności (najpierw "Kaczyński wygląda coraz bardziej wiarygodnie politycznie", a chwilę potem "Nie ma powodu sądzić, żeby Kaczyński stał się samodzielnym aktorem, na tyle silnym, żeby objął samodzielnie władzę"). Do tego silny nacisk na teatralizację sporu, także medialnego ("To wygląda tak, jakby ludzie od "Newsweeka" i "Uważam Rze" spotykali się i umawiali, jak się będą bili"). Można odnieść wrażenie, że to zapasy, przynajmniej na medialnym podwórku, jakichś równoprawnych sił.

Ale ja zasadniczo nie o tym. Oto bowiem w jednym z pytań Piotr Najsztub stwierdza:

"Lubię zaglądać na portal wPolityce.pl, bo tam między tekstami, szczególnie Karnowskich, się śpiewa, nuci pieśń o tym, że  nadszedł czas ofiar, że przyjdzie im zginać za ojczyznę. I codziennie zaglądam tam kierowany ciekawością, czy już zaczęli ginąć, czy nadal tylko nucą."

Bardzo ciekawa uwaga. To zjawisko dość powszechne, i jakoś pochlebiające - przyznawanie się ludzi rzekomo najdalszych od naszych poglądów do stałego kontaktu z naszą twórczością. Niby pod pretekstem "fanu", zabawy, kpiny, niby z czystej, wręcz "happenerskiej" ciekawości, przy jednoczesnym karykaturalnym przedstawianiu naszych poglądów i postaw, ale jednak. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że owe rzekome motywacje to jedynie zasłona dymna, rodzaj usprawiedliwienia przed samym sobą.

Dlaczego więc zaglądają na wPolityce.pl? Ano dlatego, że czują, iż w naszej medialnej przestrzeni dzieje się bardzo źle. Owszem, oni sami milcząco kibicują domykaniu układu, (uwag tych nie odnoszę do Najsztuba, bo nie mam podstaw, on akurat czasem szuka sporu), nie protestowali, gdy wyrzucano masowo wszystkich, których premier Tusk i prezydent Komorowski mogli podejrzewać o posiadanie charakteru i podmiotowość, może nawet się cieszyli  że w mediach znów sami swoi. Ostatnio wzywali do dokończenia rozprawy z "Rzeczpospolitą".

Po tym wszystkim jednak, gdy już się dokonało, nie czują się dobrze. Mają poczucie, że amputowano im rękę, i to tę ważniejszą, prawą. Ręki nie ma, rana też już niewidoczna, a jednak czegoś brakuje; konkretnie - realnego pluralizmu i reprezentacji co najmniej jednej trzeciej społeczeństwa, do tego tej części bardziej wyrazistej, mocniejszej psychicznie. Mają poczucie, że zbudowali świat ułomny.

Dlatego zerkają na wPolityce.pl. Szukają lustra, szukają opinii drugiej strony, tekstów nieskrępowanych ciągłą walką z opozycją, za to pisanych, rzeczywiście, z troską o Polskę. Szukają tego, co powinno być obecne także w ich rodzimych mediach, i to na co dzień, a nie od święta, czy też w roli eksponatu z zoo.

Ludzie, którzy ujawniają takie potrzeby, którym duszno, zasługują na nutkę sympatii. Skoro po amputacji czegoś im brakuje, to znaczy, że nie zabili w sobie genu pluralizmu.

Najsztub stwierdza:

(...) tam między tekstami, szczególnie Karnowskich, się śpiewa, nuci pieśń o tym, że  nadszedł czas ofiar, że przyjdzie im zginać za ojczyznę.

Owo zerkanie na nasze motywacje, zerkanie niby kpiące, ale chyba nie tylko kpiące, to ciekawy wątek. Ludzie tacy jak Piotr Najsztub czują bowiem to, co czujemy i my: że powierzenie Polski wyłącznie im jest jakoś niebezpieczne dla nas wszystkich: i dla nich, i dla nas. Potrzebują nas, bo wiedzą, że ich własne miny, pozy i wygibasy uniemożliwiają właściwą diagnozę sytuacji. Mają też świadomość, ile w nich politycznej poprawności i towarzyskich więzów. Nade wszystko: czują chyba, że  polskie geopolityczne przekleństwo, które przecież nie zniknęło, jest ciężarem naprawdę przerażającym. Udają więc, że tematu nie ma, jednocześnie zerkając na nas.

Tak, w Polsce czasem trzeba umierać za ojczyznę. Ludzie którzy tego nie wiedzą, wiele nie rozumieją. To zresztą szerszy problem, wyczuwalny przez miliony Polaków: i nasze media, i duża część elit po prostu nie wypełniają swoich podstawowych obowiązków: nie troszczą się o powierzony im kraj. Raczej nas pilnują, niż dokądś prowadzą.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych