wPolityce.pl: "Gazeta Polska Codziennie" pisze, że ekspertyza pirotechniczna dotycząca tupolewa została przez Rosjan sfałszowana. Strona rosyjska uznała, że nie ma śladów materiałów wybuchowych, ale nie przeprowadzono badań czterech próbek. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Jak Pan ocenia te doniesienia?
Antoni Macierewicz: Sprawa tzw. badań rosyjskich oraz badań zrobionych przez Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii jest niesłychanie tajemnicza. W polskich uwagach do raportu MAK z grudnia 2010 roku znajduje się uwaga, że badania rosyjskie są niewiarygodne, że strona polska nie otrzymała żadnej dokumentacji w tej sprawie oraz, że nie może badań traktować jako dowód. Te stwierdzenia znajdują się w polskich uwagach do raportu MAK. Podobnie wyglądają zrobione potem badania buta czy kilku innych przedmiotów znalezionych w Smoleńsku, które zleciła prokuratura. Badań wraku nie przeprowadzono, zrobiono jedynie badania niektórych przedmiotów w Smoleńsku. Nie ma jednak żadnej dokumentacji procesowej, która uwiarygadnia te badania. Obecne informacje "Gazety Wyborczej" w tej sprawie wpisują się w ten ciąg fałszerstw. On się rozpoczął zaraz po katastrofie.
Te badania wciąż są przywoływane w Polsce.
Dziwię się, że ktokolwiek je traktuje poważnie. Te badania od początku były sfałszowane. Pierwsze bardziej kompleksowe badania, jakie zostały zrobione, to są te badania, które opisał w "Rzeczpospolitej" Cezary Gmyz. Być może dlatego, że napisał prawdę, stracił pracę, może dlatego, że one są rzetelne zostały utajnione na pół roku. Być może ktoś liczy, że przez te pół roku uda się dokonać kolejnego fałszerstwa. Odbieram to, jako zyskanie czasu na kolejne manipulacje. Mam nadzieję, że nikt na rosyjskie badania nie będzie się powoływać. One służyły oszustwu.
Co więc stoi za decyzją, by pobrane próbki z wraku przesłać na przechowanie do Rosji? Pułkownik Ireneusz Szeląg informował, że próbki zostaną przebadane, gdy tylko Rosjanie nam ją przekażą.
W tym przypadku mieliśmy do czynienia z działaniem na szkodę śledztwa. Tak należy oceniać decyzję, by publicznie podważać wartość ostatnich badań, wykonanych przez śledczych w Smoleńsku. Tak samo oceniam decyzję, by sformułować kłamstwo mówiące, że urządzenia używane w Smoleńsku w ten sam sposób reagują na krem do golenia czy perfumy, jak na materiały wybuchowe. W sytuacji, gdy wszystkie próbki znajdują się w Rosji, to jest wypowiedź, dająca carte blanche stronie rosyjskiej do fałszowania kolejnego dowodu w sprawie smoleńskiej. To jest świadome działanie na szkodę śledztwa. To powinno raz na zawsze zdyskredytować prokuratora Szeląga. To powinno mieć konsekwencje prawne. On powinien usłyszeć zarzuty.
Dlaczego?
Skutek słów prok. Szeląga będzie taki, że za jakiś czas strona polska otrzyma z Rosji krem do golenia albo perfumy. I Rosjanie powiedzą, że przecież płk. Szeląg mówił, że na wraku mogły być perfumy, więc czemu się dziwicie. Pan Szeląg publicznie uwiarygodnił możliwość sfałszowania tych dowodów. To jest działanie przeciwko śledztwu. Świadome i cyniczne. Czy te słowa padły we współdziałaniu z Rosjanami, czy ktoś wymusił na prokuratorze Szelągu takie działanie? Ja tego nie wiem. To należy wyjaśnić. Liczę, że prokurator Seremet podejmie w tej sprawie stosowne działania. Jest rzeczą niesłychaną, by w tak ważnej sprawie prokuratura działała na szkodę śledztwa.
Rozmawiał KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143953-cztery-pytania-do-antoniego-macierewicza-pan-szelag-publicznie-uwiarygodnil-mozliwosc-sfalszowania-kolejnych-dowodow-powinien-uslyszec-zarzuty
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.