Ameryka kończy wybierać. Na co dzisiaj patrzeć? Oto moje typy

fot. EPA/PAP
fot. EPA/PAP

Bo szósty listopada w tym roku jest ostatnim dniem głosowania. Dlaczego? Albowiem ocenia się, że nawet 40 procent obywateli zagłosowało wcześniej – albo w procedurze wcześniejszego głosowania w lokalach wyborczych albo korespondencyjnie. Przepisy w tym względzie są regulowane przez stany, ale w większości z nich można oddać swój głos wcześniej. W takim Oregonie np. 6 listopada jest tylko datą w kalendarzu – tego dnia nie ma żadnych urn wyborczych, bo całość głosowania odbywa się korespondencyjnie.

Ponieważ w USA nie ma europejskiego wynalazku pt. „cisza przedwyborcza” agitacja i zachęcanie trwa do samego zamknięcia lokali (oczywiście z zakazem agitacji w nich i najbliższym otoczeniu). Wolontariusze wykonują miliony telefonów, inni chodzą od drzwi do drzwi. To właśnie dzisiaj rozstrzyga się skuteczność dwóch podejść do kampanii zachęcania wyborców do oddania głosów. Kampania Baracka Obamy postawiła na system scentralizowany, wsparty technologicznymi nowinkami pozwalającymi na dotarcie wręcz do pojedynczych ludzi a kierowny z Chicago poprzez regionalne i lokalne biura. Działa on od … 18 miesięcy i według sztabowców, to klucz do sukcesu i reelekcji Baracka Obamy. Republikanie reprezentują inne podejście, które sumuje wysiłki wielu grup działających na rzecz zachęcenia do głosowania – od stowarzyszenie właścicieli broni palnej NRA aż do wysoko zmotywowanych grup religijnych (zwłaszcza born-again Christians).

Republikanin Mitt Romney agituje do samego końca. Dzisiaj, a więc w dniu głosowania, zorganizował w ostatniej chwili wiece wyborcze w dwóch stanach, które mogą zadecydować o prezydenturze – Ohio i Pennsylvania. Kandydat kończy kampanię w stylu „jedność i miłość do Ameryki” oraz „zmiana – stać nas na więcej”. – Razem zaprowadzimy Amerykę w lepsze miejsce. Jesteśmy jeden dzień od nowego początku. Lepsze dni są przed nami i opieram się nie na obietnicach i pustych słowach, ale solidnych planach i rezultatach – mówił Romney na nocnym, poniedziałkowym wiecu w Manchester w stanie New Hampshire. Z kolei ostatni przekaz Obamy brzmiał „zaufajcie mi, potrzebuję więcej czasu”. – Przyjechałem do Iowa, jeszcze raz prosić was o głos. Przyjechałem poprosić o pomoc w dokończeniu tego, co zaczęliśmy – mówił prezydent w poniedziałek w nocy na końcowym wiecu w Des Moines w Iowa. I nie krył wzruszenia – po jego policzkach ciekły łzy. Ostatecznie to niespodziewanie wygrane prawybory w Iowa były katapultą, która wyniosła go do prezydentury. W dniu głosowania Obama będzie w rodzinnym Chicago, gdzie będzie osobiście dzwonił do wyborców w tzw. stanach kluczowych.

Na co dzisiaj patrzeć? Oto moje typy.

Frekwencja – w 2008 r. obietnica „zmiany i nadziei” Obamy przyniosła duży entuzjazm wyborców. Zagłosowało 131 mln obywateli, 62,9 proc. uprawnionych do głosowania. Po czterech latach słabej amerykańskiej gospodarki, chęć do głosowania jest mniejsza. Im mniejsza frekwencja, tym większe szanse dla Romney – wszystkie badania wskazują, że Republikanie są rozgrzani do białości i stawią się licznie przy urnach.

Struktura wyborców przy exit polls  – aby wygrać, Obama musi osiągnąć formułę „70-40”. Musi na niego zagłosować co najmniej 70 proc. wyborców różnych mniejszości (zwłaszcza Latynosów oraz nie mniej niż 90 proc. czarnoskórych). Nie może też doprowadzić do tego, aby zagłosowało na niego mniej niż 40 proc. białych (stanowią trzy czwarte elektoratu i w zdecydowanej większości poprą Romneya). Prezydent liczy także na elektorat wielkomiejski, niezamężnych kobiet a przede wszystkim mieszkańców uniwersyteckich kampusów – ale badania pokazały, że studenci nie są takimi entuzjastami Obamy jak w 2008 r.

Wirginia – najdalej na północ wysunięty stan Południa (tradycyjnie głosuje na Romney) ale jednocześnie przedmieścia stołecznego Waszyngtonu (i jego lewicowej elity). Wyniki będą znane tu najwcześniej – jeśli Romney tu przegra, raczej nie ma szans na prezydenturę.

Ohio – frekwencja w powiatach poza wielkimi miastami. Jeśli wyborcy religijni dopiszą, Romney ma szansę wygrać ten stan. A do tej pory żaden Republikanin nie wygrał Białego Domu bez  tego stanu.

Pennsylvania – Romney w ostatniej chwili uczynił go polem bitwy. Stan, który od 24 lat głosował zawsze na Demokratę. Ale nie bez szans. Dwa czynniki – w Pennsylvanii sztabowcy Obamy nie zdołali puścić dziesiątek tysięcy negatywnych reklamówek oraz 95 proc. wyborców głosuje dzisiaj. Romney odwiedził ten stan dwa razy i wydał w ostatnim tygodniu ponad 10 milionów dolarów na reklamy, w nadziei że na przedmieściach wielkich miast znajdzie wystarczająco dużo wyborców, którzy dadzą mu zwycięstwo.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych