Prezydent nadal żartuje, prokurator generalny zadzwoni do Moskwy i się dowie, czyli Benny Hill na polskich szczeblach

Jeśli ktoś do tej pory nie wierzył, że mamy prezydenta, którego dowcipem można się szczycić zarówno na spotkaniach z korpusem dyplomatycznym, jak i z cieciami pilnującymi za możliwość noclegu domy niemieckich właścicieli, to dziś światło dzienne ujrzał jeszcze jeden powód. Jak oświadczył Bronisław Komorowski powtórny pogrzeb śp. Ryszarda Kaczorowskiego nie miał charakteru żałobnego. Taka tam, rodzinna okazja do wesołych pogwarek o ostatnim prezydencie RP na uchodźstwie. Wszyscy się radowali, chyba jeszcze bardziej niż słysząc Komorowskiego, jak kpił z rosyjskich snajperów, że z bardzo bliska nikt z nich nie trafił, by w końcu sypnąć jeszcze jednym fajerwerkiem na poziomie własnym – jaka wizyta, taki zamach. I może śmiechu było jeszcze więcej niż na twarzy prezydenta Obamy, który został pouczony, że żony należy pilnować. Gachy nie śpią…

Niechby sobie był taki prezydent. Ale dlaczego akurat u nas?

Prokurator Andrzej Seremet znowu pięknie się znalazł. W którejś rozgłośni radiowej. Przyznał mianowicie, że został zmanipulowany przez red. Tomasza Wróblewskiego. Odpowiedział mu bowiem jasno i prosto na zadane pytanie, a ten sobie poszedł i zezwolił na druk artykułu Cezarego Gmyza. Wróblewski zachował się haniebnie, powinien poprosić o napisanie publikacji przez samego Seremeta, albo któregoś z jego zastępców. W ostateczności skrobnąć coś mógł też prokurator Parulski, bo chyba nie jest dziś przesadnie robotą obciążony. A najciekawsze, że prokurator Seremet, ze szczerością młodzieńca przystępującego do pierwszej komunii świętej przyznał się do niewiedzy, która tylko dodaje mu uroku. Otóż prokurator generalny PRL nie wie, gdzie Rosjanie przechowują słynne próbki szczątków samolotu, badane przez jego podwładnych. Obiecał, że jutro zadzwoni i się dowie. No, to możemy spać spokojnie.