Nieobecność najwyższych osób w państwie na najważniejszych dla narodu wydarzeniach jest niezwykle mocnym nośnikiem treści. Nieobecność odczytywana zostaje jako ucieczka. Ucieczka jest oznaką tchórzostwa lub arogancji, a arogancja to mechanizm wyparcia strachu przed paraliżującą prawdą.
Nieobecność w dyplomacji to bardzo mocny sygnał polityczny. Wszyscy pamiętamy jak dwa i pół roku temu roznoszący się nad Europą pył wulkaniczny zatrzymał przywódców kilku państw w drodze na pogrzeb śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jako pierwszy wycofał się Barack Obama, tuż za nim swoją wizytę odwołało wielu innych polityków i oficjeli, m.in. Angela Merkel i Andrzej Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO. Nie przyjechał nikt z Włoch, Hiszpanii, Wielkiej Brytaniii, Francji... Dla Polski był to czytelny sygnał. Zwłaszcza, że można było do Krakowa dotrzeć helikopterem lub transportem lądowym.
Każdą nieobecność jeszcze bardziej eksponuje jej przeciwieństwo. Zwłaszcza w sytuacjach wyjątkowych. Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili nie szczędził sobie trudu, by po raz ostatni pożegnać swojego przyjaciela Lecha Kaczyńskiego. Pokonał tysiące kilometrów, by stanąć przy jego trumnie i uścisnąć ze współczuciem dłonie jego najbliższych. Wyruszył z Waszyngtonu do Nowego Jorku. Wypożyczonym w USA samolotem udał się do Włoch, skąd przez Turcję, Bułgarię i Rumunię dotarł do Polski. Jego żona, by zdążyć na pogrzeb, 13 godzin bez przerwy jechała z Brukseli samochodem do Krakowa. Tej obecności nie sposób zapomnieć.
W sposób szczególny wraca dziś, po ponownym pogrzebie ostatniego prezydenta Polski na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego. Do Świątyni Opatrzności, gdzie odbywały się uroczystości pogrzebowe nie przybył ani prezydent Bronisław Komorowski ani premier Donald Tusk. Komorowskiego reprezentowała żona, a Tuska Władysław Bartoszewski.
Byli żołnierze, harcerze, Bractwo Kurkowe, warszawiacy. Najwyższych urzędników zabrakło. Dlaczego? Politycy Platformy Obywatelskiej próbują lekkim tonem wmówić Polakom, że raz już przecież żegnali... Że darzą szacunkiem, a inne sprawy tego dnia widocznie były ważniejsze...
Trzeba powiedzieć jasno, że obecność prezydenta i premiera na pogrzebie tego wybitnego Polaka, nie zdołałaby w żaden sposób pomnożyć jego wielkości, nie dodałaby majestatowi Ryszarda Kaczorowskiego niczego szczególnego. Był, jest i zawsze pozostanie wielkim Polakiem. Broniącym prawdy, wiary, niepodległości, oddanym bez reszty wolnej Polsce i żyjącym zasadami rycerskiej służby Bogu i Ojczyźnie.
Ta obecność mogłaby jednak - przynajmniej w minimalnym stopniu - obronić godność urzędu prezydenta i premiera, pełnionych przez Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska. Mogła być początkiem długiej drogi do stawania w prawdzie. Mogła być próbą rekompensaty skandalicznych zaniedbań, przemilczeń i niedopuszczalnej bierności.
To był moment na powiedzenie słowa przepraszam. To była chwila, w której należało spojrzeć w oczy rodziny prezydenta Kaczorowskiego, a przy tym w oczy innych rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i poprosić o przebaczenie. To był czas na zmierzenie się z balastem kłamstw i pomówień.
Zamiast tego była wielka nieobecność. Tchórzliwa nieobecność tych, którzy nie mieli wystarczającej siły na stanięcie w prawdzie. Widać strach przed konfrontacją jest dla nich coraz bardziej paraliżujący. Jeśli polityk boi się własnego narodu, jak może sprawować władzę? Jak zdoła obronić suwerenności kraju na forum międzynarodowym, gdzie trzeba mężnie walczyć o dobro i interesy własnego kraju?
Model sprawowania władzy przyjęty przez Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska ograniczył się do nielimitowanego korzystania z przywilejów. O odpowiedzialności i służbie nie ma mowy nawet w założeniach. Wydarzenia ostatnich dni potwierdzają tylko długofalową politykę ich działań, opartą na podporządkowaniu się wytycznym z zewnątrz.
Wielcy nieobecni sami wystawili sobie świadectwo. Ich arogancja wobec śledztwa smoleńskiego, wobec ofiar katastrofy i bólu ich najbliższych potęguje eskalującą niechęć narodu. Niezdolność do stanięcia w prawdzie jest cechą ludzi małych. Niezdolność do znalezienia się we właściwym miejscu świadczy o politycznej niedojrzałości, a więc i braku gotowości do pełnienia tak odpowiedzialnych funkcji. Reprezentowanie narodu zobowiązuje. Kolejny raz nie udało się wypełnić zadania.
Ból rodziny śp. Ryszarda Kaczorowskiego utulił biskup drohiczyński Antoni Dydycz, który wyręczając prezydenta i premiera - nie pierwszy już zresztą raz - przeprosił najbliższych za cudze błędy.
Przedzierając się z uporem przez zamieszanie medialne chcemy przeprosić Ciebie, Panie Prezydencie i wszystkich, którzy niewinnie cierpieli. Przepraszamy panią Karolinę, córki i całą rodzinę za wcześniejsze doświadczenia bolesne i ostatnie upokorzenia. (...)
- powiedział. Przypomniał o zwycięskiej sile prawdy i konieczności uważnego przyglądania się wydarzeniom ostatnich lat. W swoim pięknym i niosących nadzieję przesłaniu, przypomniał raz jeszcze, jak głęboko wkorzenionone jest w służbę Bogu i narodowi serce Polaka:
Te dodatkowe dwa i pół roku niepokoju chcemy jak najgłębiej przemyśleć, aby jak najlepiej odczytać i przekazać nowym pokoleniom jako Twój testament. W tym testamencie odnajdujemy wszystko to, co było i być powinno najszlachetniejszego w naszym narodzie. Poczynając od Chrztu Polski od czasów Piastowskich, poprzez wszystkie wydarzenia radosne i bolesne, z najnowszymi włącznie. Ten testament uczy nas jednego, że ci, którzy wiernie służyli narodowi, zawsze starali się pamiętać o jego tożsamości. Tożsamości zbudowanej na trzech kolumnach, które wyrażają słowa: Bóg, honor i Ojczyzna.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pojawienie się Bronisława Komorowskiego lub Donalda Tuska na uroczystościach pogrzebowych śp. Ryszarda Kaczorowskiego, mogłoby wywołać u wielu zniesmaczenie i poruszenie. Wyobrażam sobie, że mogłoby dojść do sytuacji publicznego wyrażenia tej niechęci. Buczenie i gwizdy towarzyszą im obu ostatnio dosyć często. To jedyna forma sprzeciwu obywateli na ich sposób prowadzenia polityki. Marsze, protesty i apele nie skutkują. Pozostaje konfrontacja.
Jednocześnie uważam, że na takiej uroczystości prezydenta i premiera nie powinno zabraknąć. Dochodzimy więc do porażającego paradoksu. Coraz bardziej widoczny jest rozziew między powagą urzędu, a niepowagą konkretnych osób. Pojawia się więc pytanie, czy ludzie skompromitowani, uwikłani w zaciemnianie prawdy i dezinformowanie społeczeństwa, powinni piastować czołowe stanowiska w państwie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143812-bronislaw-komorowski-zaslonil-sie-zona-premier-tusk-schowal-sie-w-singapurze-czy-tchorzostwo-moze-byc-cecha-przywodcow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.