W czasach PRL-u powszechnie uważano, że jesteśmy "najweselszym barakiem w obozie". Dla wielu to twierdzenie było źródłem pocieszenia, nie bez pewnych podstaw, choć owa domniemana "wesołość" fałszuje jednak dość zwarte i chyba głębsze niż zwykliśmy sądzić panowanie komunistów nad życiem społecznym i politycznym.
Także dziś jesteśmy bez wątpienia "najweselszym barakiem" w całej Unii Europejskiej. Z tym, że o ile w PRL-u "wesołość" oznaczała społeczną, choćby niszową i wykrzywioną autonomię, dziś oznacza niebezpieczne dla naszej przyszłości zdziecinnienie o skali w innych krajach niespotykanej.
Pozycja hucpy, grepsu i chichotu nie tylko jako środków działania, ale wręcz jako najbardziej pochwalanego celu wszelkiej aktywności, stale rośnie. Media, świat reklamy i duża część świata politycznego uważają błazeństwo za cnotę, i skutecznie nagradzają. Nawet poważni kiedyś intelektualiści - jak np. Adam Michnik - swoich następców widza w cyrkowcach pielęgnujących własne zdziecinnienie nawet po pięćdziesiątce. Całe sfery życia dostały się pod władzę "wesołków", i kooptują kolejnych młodych do kultury hucpy. Marzeniem wielu jest być właśnie błaznem. I to nie ma nic wspólnego z Zachodem. Ludzie Zachodu wiedzą, że śmiech jest ważny, ale jako dodatek, a nie danie główne. A u nas - ludzie hucpą żyją.
Z perspektywy dziesięcioleci będziemy widzieli, jaki to koszmar, jak bardzo III RP "odleciała", jak zdziecinniały to kraj. Wówczas może być jednak za późno.
Wciąż żyjemy w atmosferze początku lat 90., gdy waliły się Sowiety, Rosja wydawała się rozpadać na kawałki, a Niemcy wydawały się trwale spętane europejską tożsamością.
To, że Rosja się pozbierała, i wyraźnie chce zbierać byłe imperium, już do nas dotarło.
Chyba przegapiliśmy jednak kluczowe zdarzenia z początków kryzysu strefy euro, gdy zobaczyliśmy, jak z dnia na dzień Niemcy zrzuciły unijne, kolegialne szaty, i zaczęły dyktować reszcie co robić, nie ukrywając swego przywództwa. Potem trochę się cofnęły, ale fakt pozostaje faktem: gdy tylko Berlin zechce, z dnia na dzień zerwie wszystkie cumy, które wydawały się tak mocne. Dziś tego nie chce, ale brak woli to za mało jak na polisę bezpieczeństwa.
Gazociąg Północny pokazał nam z kolei, że wola strategicznej współpracy Berlina i Moskwy, bez oglądania się na kraje leżące pomiędzy, stale rośnie.
W perspektywie pokoleń musimy mieć pełną świadomość, że jeżeli chodzi o geopolitykę, nic się nie zmieniło. Na szczęście zmieniły się czasy, siła militarna używana jest znacznie rzadziej, a państwa swe cele osiągają raczej przez soft power niż za pomocą dywizji. Znów: to daje nam jedynie więcej czasu, ale nie zmienia zasadniczego położenia.
My tymczasem grzęźniemy w odmętach hucpy, i wbrew pozorom w żadnej dziedzinie nie nadrabiamy dystansu. Ładne elewacje, trochę dróg, lepsze samochody i wyższy poziom konsumpcji to jeszcze nie Zachód. Zachód to innowacyjność, produkcja towarów finalnych, przewodzenie, pewność siebie, sprawne instytucje, umiejętność pracy zespołowej, a także - nowoczesne, wciąż najlepsze na świecie siły zbrojne.
Polska nie uratuje samej siebie, jeżeli nie odrzuci na możliwie wielu polach mentalności, ideologii i wartości III RP. Do naszej sytuacji pasują raczej wartości II RP - a więc społeczna mobilizacja, świadomy wysiłek, wiara we własne możliwości, czasem nawet przesadne ambicje. Musimy odrzucić tysiące mitów i tysiące złudzeń. Musimy wymienić elity w bardzo wielu dziedzinach życia. Sami musimy wymyślać rozwiązania, i sami musimy je realizować. Nie możemy ograniczać się do prostego kopiowania obecnej rzeczywistości Zachodu, bo to droga donikąd - do masowej emigracji i utrwalonej pozycji kraju zacofanego. W perspektywie - do klęski.
Znając Polaków, kiedyś wezmą się do pracy, spróbują ratować, co się da. Miejmy nadzieję, że tym razem nie będzie to zryw znów spóźniony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/143666-z-perspektywy-dziesiecioleci-bedziemy-widzieli-jak-bardzo-iii-rp-odleciala-jak-zdziecinnialy-to-kraj