Nie dajmy się zepchnąć na manowce. Przełom jest, Czarkowi należy dziękować, a gibkość płk. Szeląga… doceniać

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Rafał Guz
Fot. PAP / Rafał Guz

Napisali prawdę, czy nie? Odkryli sensacyjne fakty, czy pomylili się? Na miejscu katastrofy były materiały wybuchowe czy substancje pochodzące z kosmetyków?

Mam wrażenie graniczące z pewnością, że twierdząco należy odpowiedzieć na pierwsze części wszystkich tych pytań.

Trochę mnie dziwi postawa „Rzeczpospolitej” i jej redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego. Najpierw zdecydowanie wspiera dziennikarza śledczego swojej redakcji, by po konferencji prokuratury zamieszczać przeprosiny za pomyłkę, a w ostateczności ratować twarz wyważonym i zawierającym wiele słusznych pytań komentarzem „Nie igrać z emocjami”.

Krótko mówiąc, konferencja płk. Ireneusza Szeląga (*) spełniła swoje zadanie. Problem w tym, że wojskowy prokurator niczego twardo nie zdementował.

Jego słowa można interpretować tak, że „Rzeczpospolita” wyciągnęła prawidłowe wnioski (albo raczej przekazała wnioski ekspertów, którzy wątpliwości nie mają, choć nie mogą tego głośno powiedzieć), tyle, że – być może – nieco przedwczesne. Słusznie odnotował Cezary Gmyz, że po pierwotnym zdecydowanym dementi Szeląga, po kilku minutach konferencji złagodził on stanowisko:

Tłumaczył, że aparatura pomiarowa wskazywała obecność materiałów wysokoenergetycznych w próbkach pobranych z wraku. Pułkownik Szeląg nie był w stanie stwierdzić, o jakie materiały chodziło, nie wykluczył jednak, że może chodzić o materiały wybuchowe. W rzeczywistości więc szef warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej nie tyle wykluczył obecność na wraku trotylu i nitrogliceryny, ile stwierdził, że mogły się one tam znajdować, ale nikt jeszcze tego nie zbadał.

Clou jest w terminach i miejscu, w którym teraz znajdują się próbki wskazujące na wysokie prawdopodobieństwo zawierania materiałów wybuchowych.

Okazuje się bowiem, że dopiero za pół roku będzie możliwa weryfikacja zaskakujących wskazań specjalistycznej aparatury, gdy – jak przekazał rzecznik Prokuratury Generalnej – próbki wrócą… z Moskwy. Tam bowiem będą analizowane przez specjalistów rosyjskich.

Co wyniknie z ich badań? Że trotylu nie ma, czy też, że podłożyli go Czeczeni? Obie wersje prawdopodobne.

Dość już tego ciągłego oczekiwania na działania Rosjan. Zwłaszcza w tak fundamentalnej i delikatnej sprawie, jak obecność materiałów wybuchowych na miejscu katastrofy. Jaka jest wiarygodność takich ustaleń?

Czy wiedzielibyśmy o tym kuriozum, gdyby nie artykuł Cezarego Gmyza? Czy prokuratura przyznałaby, że na szczątkach samolotu jest coś, co musi budzić poważne zainteresowanie, co skłania ku przypuszczeniom o wybuchach na pokładzie?

Czy wreszcie dowiedzielibyśmy się, że BĘDĄ (nie zostały, a DOPIERO BĘDĄ!) przeprowadzone badania pod kątem obecności materiałów wybuchowych na ciałach ekshumowanych w ubiegłym roku ofiar katastrofy Janusza Kurtyki i Przemysława Gosiewskiego?

Oczywiście nie. Dlatego zamiast atakować Czarka, należy mu dziękować. Nie pierwszy raz odważnie odsłonił niewygodne dla władz fakty dotyczące Smoleńska.

Ale trzeba zwrócić uwagę na kilka innych wydarzeń, które umykają w obliczu burzy, jaką wywołała publikacja „Rzeczpospolitej”.

 

1. Niezależne badania rzeczy z miejsca katastrofy świadczące o obecności trotylu. Pisaliśmy o tym na wPolityce.pl.

 

2. Publiczne potwierdzenie przez por. rez. Artura Wosztyla, iż smoleńska wieża 10 kwietnia nakazała załodze TU-154M schodzenie do niezgodnej z przepisami wysokości 50 metrów.

To potwierdzenie zeznań nieżyjącego chor. Remigiusza Musia, które każe zapytać wprost: czy nagranie z czarnej skrzynki tupolewa zostało sfałszowane?

 

3. Opublikowanie w internecie protokołów przesłuchań Wosztyla, wraz z danymi osobowymi umożliwiającymi jego identyfikację. Widziałem tę stronę. Nie pojmuję, jakim trzeba być idiotą albo człowiekiem wyjątkowo źle życzącym odważnemu lotnikowi, by wystawiać go na takie niebezpieczeństwo! I to dzień po tajemniczej śmierci jego kolegi z załogi Remigiusza Musia. W pełni uzasadniony jest więc wniosek o przyznanie Wosztylowi ochrony. Premierowi Donaldowi Tuskowi, upolityczniającemu wszystko, co tylko nawinie mu się pod rękę, należy się kategoryczne potępienie za zbagatelizowanie na konferencji prasowej śmierci chor. Musia i zagrożenie, jakie może czyhać na por. Wosztyla.

Burza po publikacji „Rz” odsunęła na dalszy plan domniemane przez prokuraturę samobójstwo technika pokładowego z Jaka-40 i kolejny raz zastosowaną przez prokuraturę niezrozumiałą procedurę przeprowadzania sekcji zwłok po dwóch dniach od śmierci.

 

4. Mamy też oficjalne potwierdzenie, że w Świątyni Opatrzności Bożej przez dwa i pół roku nie leżał śp. prezydent Ryszard Kaczorowski. I co, nad tym też przejdziemy do porządku dziennego? Był incydent, wiceminister przeprosił, po premierze jak zwykle to spłynęło, zrobi się drugi pogrzeb i będzie cacy?

Nie będzie, pochowaliście prezydenta RP w niewłaściwym grobie. Kondukt żałobny przeszedł przez Warszawę bez ciała ostatniego z Pierwszych Obywateli na Uchodźstwie. To żałosne i niegodziwe.

Warto to zapamiętać: będą masowe ekshumacje ofiar smoleńskich. Jeśli nie w tym śledztwie, to w następnym, które może się zrodzić po wyłączeniu z obecnego wątku fałszerstwa dokumentacji medycznej. Prokuratorzy wiedzą, że to prawny obowiązek. Brakuje im odwagi, by podjąć decyzję o kolejnych ekshumacjach. Szkoda, bo ten strach odbijać się będzie czkawką i tylko odsunie w czasie możliwe jeszcze większe skandale, niż obserwujemy do tej pory.

 

5. Czy ktoś jeszcze gotów jest twierdzić, że wrak TU-154M został zbadany? Czy ktoś przywoła jakieś badania w tym zakresie? Czy ktoś da sobie obciąć rękę za wiarygodność ekspertyz Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, które miały wykluczyć obecność na miejscu katastrofy substancji wybuchowych?

Znów pojawili się Hypcy, Białoszewscy, również sfinks Miller. Znów przywołują raport rządowy jako zbiór prawd objawionych.

Przy okazji ujawnionych szczegółów prokuratorskich badań powiedzmy to raz jeszcze: raport Millera to stek bzdur, sfałszowany dokument, powstały bez podstawowej dokumentacji, bez koniecznych badań. Wznowienie prac komisji Millera nie ma najmniejszego sensu, bo ludzie, którzy w niej zasiadali dopuścili się fundamentalnych manipulacji, za które powinni odpowiedzieć karnie.

 

Dla kolegów dziennikarzy mam propozycję – warto wspierać ideę powołania międzynarodowej komisji. Może nas ona poprowadzić jaśniejszą ścieżką niż proponowane przez skompromitowanych propagandystów.

Tylko czy wystarczy odwagi, by naciskać w tej sprawie na najfajniejszego z premierów?

 

(*) Prawda, że idealnie prokuratorzy dobrali miejsce konferencji do rangi zdarzenia i zainteresowania mediów?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych