Wassermann: nie wierzę, że polski rząd jest w stanie w wiarygodny sposób coś ustalić. Nie możemy pozwolić, by takie rzeczy działy się w Polsce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Newsweek,wPolityce.pl
Fot. Newsweek,wPolityce.pl

W materiałach śledztwa jest jeszcze szereg nieprawidłowości. Tak samo poważnych, jak pomylenie ciał ofiar katastrofy. I nie wierzę, że polski rząd jest w stanie w wiarygodny sposób coś ustalić. Gdyby rząd zachowywał się inaczej, tobym za nim murem stała

- mówi Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna.

Mecenas zaznacza, że "wierzyła, że zrobi (rząd - red.) wszystko, co jest możliwe":

Na początku mówiłam: zróbmy coś wspólnie, wierzyłam, że wspólnym wysiłkiem ustalimy prawdę. Po jakimś czasie po prostu tę wiarę utraciłam.

Wassermann wskazuje również, że po katastrofie smoleńskiej nikt nie naciskał na władzę, by szybko działały ws. smoleńskiej. Zaznacza, że rodziny były w wielkim szoku i wykonywały polecenia urzędników:

My dosłownie, jak roboty automatycznie wykonywaliśmy polecenia urzędników. Kazali stać, to staliśmy, kazali jechać, jechaliśmy. Nikt nie dyskutował, nikt nie był w stanie zadawać takich pytań, kogokolwiek poganiać. Kazali nam się ubrać, to poszliśmy na ten pogrzeb. Dopiero podczas powtórnego pochówku byliśmy bardziej świadomi tego, w czym uczestniczyliśmy.

Małgorzata Wassermann pytana, dlaczego zaangażowała się w wyjaśnianie sprawy katastrofy smoleńskiej, wyjaśnia, że "czuje zobowiązanie wobec własnego ojca":

Ale wydaje mi się, że to jest również zobowiązanie wobec pozostałych osób, które tam zginęły. I trochę wobec państwa. Nie możemy pozwolić, by takie rzeczy działy się w Polsce.

Córka śp. Zbigniewa Wassermanna wskazuje, że "jak umrze to spotka ojca i spokojnie popatrzy mu w twarz".

Ale często się zastanawiam, jak zachowają się w takiej sytuacji nasi decydenci. Czy będą mieli siłę podnieść głowę

- mówi.

Pytana, czy dopuszcza myśl, że władza Polski starała się wyjaśnić sprawę katastrofy smoleńskiej zaznacza:

Mam taką wiedzę, że nie muszę nic przypuszczać.

KL,Newsweek

W materiałach śledztwa jest jeszcze szereg nieprawidłowości. Tak samo poważnych, jak pomylenie ciał ofiar katastrofy. I nie wierzę, że polski rząd jest w stanie w wiarygodny sposób coś ustalić. Gdyby rząd zachowywał się inaczej, tobym za nim murem stała

- mówi Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna.

Mecenas zaznacza, że "wierzyła, że zrobi (rząd - red.) wszystko, co jest możliwe":

Na początku mówiłam: zróbmy coś wspólnie, wierzyłam, że wspólnym wysiłkiem ustalimy prawdę. Po jakimś czasie po prostu tę wiarę utraciłam.

Wassermann wskazuje również, że po katastrofie smoleńskiej nikt nie naciskał na władzę, by szybko działały ws. smoleńskiej. Zaznacza, że rodziny były w wielkim szoku i wykonywały polecenia urzędników.

My dosłownie, jak roboty automatycznie wykonywaliśmy polecenia urzędników. Kazali stać, to staliśmy, kazali jechać, jechaliśmy. Nikt nie dyskutkował, nikt nie był w stanie zadawać takich pytań, kogokolwiek poganiać. Kazali nam się ubrać, to poszliśmy na ten pogrzeb. Dopiero podczas powtórnego pochówku byliśmy bardziej świadomo tego, w czym uczestniczyliśmy.

Małgorzata Wassermann pytana, dlaczego zaangażowała się w wyjaśnianie sprawy katastrofy smoleńskiej, wyjaśnia, że "czuje zobowiązanie wobec własnego ojca":

Ale wydaje mi się, że to jest również zobowiązanie wobec pozostałych osób, które tam zginęły. I trochę wobec państwa. Nie możemy pozwolić, by takie rzeczy działy się w Polsce.

Córka śp. Zbigniewa Wassermanna wskazuje, że "jak umrze to spotka ojca i spokojnie popatrzy mu w twarz".

Ale często się zastanawiam, jak zachowają się w takiej sytuacji nasi decydenci. Czy będą mieli siłę podnieść głowę.

Pytana, czy dopuszcza myśl, że władza Polski starała się wyjaśnić sprawę katastrofy smoleńskiej zaznacza:

Mam taką więdzę, że nie muszę nic przypuszczać.

KL,Newsweek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych