Angela Merkel popiera Erikę Steinbach. "Od zarania swych dziejów jednym z głównych celów „Związku Wypędzonych” jest fałszowanie historii"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / P. Kula
fot. PAP / P. Kula

Kanclerz Niemiec z ruchem niemieckich „wypędzonych” identyfikuje się w coraz większym stopniu a jej wypowiedzi są coraz bardziej tożsame z polityką organizacji, której cele są dla Polski jednoznacznie wrogie.

 

Przyjazna dla Tuska, nieprzyjazna dla Polski

W zjazdach „wypędzonych” Angela Merkel uczestniczy od czasu, kiedy przestała być obywatelką NRD. Jej przemówienia dla tych środowisk z roku na rok są jednak coraz bardziej stanowcze. Nie znajdziemy w nich niczego, co przypominałoby rodzinną sielankę, jaką przypominają telewizyjne relacje ze spotkań Angeli Merkel z obecnym premierem Polski. Na spotkaniach z aktywistami BdV kanclerz Niemiec pokazuje całkiem inną twarz. Coraz bardziej przypominającą Hupkę i Czaję – zmarłych liderów ziomkostw, do końca życia nagłaśniających rzekome niemieckie cierpienia, jakich zaznali ze strony Polaków i żądających „naprawienia krzywd”. Także Angela Merkel do tematu niemieckich cierpień nawiązuje coraz częściej.

 

Kim oni są?

W czasach PRL-u temat niemieckich ziomkostw pojawiał się w mediach i był przez Polaków lekceważony tak, jak większość oficjalnej propagandy. Tylko nieliczni zapoznali się z wydaną kilkanaście lat temu w Polsce książką ówczesnego lidera „wypędzonych” – Herberta Hupki. A szkoda, bo to pouczająca lektura. Jestem więcej niż pewien, że każdy, kto przebrnął przez grubą cegłę, jaką jest „Niespokojne sumienie” Hupki dojść musiał do wniosku, że akurat w sprawie niemieckich ziomkostw PRL-owska propaganda nie przesadzała ani trochę. Przeciwnie – z książki Hupki wyłania się wręcz porażająca skala wrogości i pogardy. O takich rozmiarach bezwzględności i nienawiści wobec Polski nie informowały materiały PRL-owskiej propagandy. Być może nasi komunistyczni dziennikarze obawiali się całkowitej utraty wiarygodności. A jeśli zapoznamy się z myślami człowieka, który na czele niemieckich ziomkostw stał najdłużej to dowiemy się, że jego zdaniem nasz kraj w ogóle nie ma prawa do istnienia. Zdaniem Hupki np. Cieszyn to też Niemcy a Lwów czy Wilno były jedynie przez Polaków okupowane. Gdzie więc w ogóle Polacy mają prawo żyć i być u siebie? Może jedynie w Warszawie, Krakowie i okolicach, choć i to nie na pewno.

 

Skąd się wzięli?

Niektórzy próbują porównywać ziomkostwa do naszych organizacji pielęgnujących pamięć polskich Kresów. Trudno o coś bardziej mylnego. Twórcą ruchu niemieckich „wypędzonych” jest Theodor Schneider – prawa ręka Himmlera d.s. wysiedlania Polaków z ziem wcielonych do Rzeszy w 1939. To on jest autorem planów „oczyszczenia z Polaków” Wielkopolski, Pomorza i Śląska. Za swoje zbrodnie nigdy nie odpowiadał, za to w 1945 roku stworzył największą organizację pozarządową Niemiec. „Związek Wypędzonych” do dziś jest największą organizacją pozarządową RFN i od ponad 60 lat niezmiennie jest organizacją najhojniej subsydiowaną z budżetu RFN. Na swoją działalność dostaje więcej, niż np. cala niemiecka kinematografia. Jej działaczami byli liczni zbrodniarze hitlerowscy, choć akurat Herbert Hupka podkreślał, że był wręcz ofiarą nazistów. O tyle jest to prawda, że jego matka, w związku z żydowskim pochodzeniem, przez pewien czas przebywała w obozie w Temelinie a on sam spędził parę tygodni w areszcie. Hupka dumny był z tego, że dzięki jego działaniom do 1991 roku wszystkie mapy, jakie się ukazywały w RFN i Berlinie Zachodnim (a w mniejszym stopniu także w Austrii i innych krajach) przedstawiały Niemcy w granicach z 1938 roku i zaznaczeniem, że swoje ziemie zachodnie i północne Polacy tylko tymczasowo okupują. Dotyczyło to nie tylko map w podręcznikach szkolnych, ale także w folderach linii lotniczych i biur podróży. Dzięki temu dzisiaj w RFN niemal zawsze i ze społecznym zrozumieniem podaje się informację, że granica na Odrze i Nysie jest ustaleniem świeżej daty - została ustanowiona dopiero w roku…1990.

 

„Wypędzeni spod Stalingradu”

Licząca ponad dwa miliony członków organizacja skupia wielu ludzi młodych. Jest to wynikiem tego, że „status wypędzonego” jest w Niemczech dziedziczny. Stąd i prawnuki urodzonych w Rawiczu czy Łodzi – to także „wypędzeni”. Bo i pojęcie „wypędzenia” wcale nie dotyczy jedynie dawnych ziem niemieckich. W równym stopniu „wypędzonym” może być wnuk hitlerowca, którego w 1940 oddelegowano do nadzoru budowy obozu w Auschwitz lub w 1941 roku rozkazano zamieszkać we Lwowie. To wcale nie żart – takich do „Związku Wypędzonych” trafiło mnóstwo. Fakt, że na przewodniczących to towarzystwo wybiera sobie albo hitlerowskich zbrodniarzy, albo córkę niemieckich okupantów osiedlonych w domu w Rumi, z którego wyrzucono Polaków – świadczy sam za siebie. Wg tych ludzi – oni naprawdę są „wypędzeni”! I to nawet w kolejnych pokoleniach! Zaiste wielka jest skala niemieckiego cierpienia, skoro nawet za tysiąc lat potomek niemieckiego żołnierza stacjonującego w 1943 w Smoleńsku będzie swój ból mógł uśmierzać posiadaniem statusu „wypędzonego”.

 

Historia pisana na nowo

Od zarania swych dziejów jednym z głównych, faktycznych celów „Związku Wypędzonych” jest fałszowanie historii. Często krańcowo bezczelnego i prowadzonego na skalę iście przemysłową. Theodor Schneider już w 1945 rozpoczął gromadzenie relacji „skrzywdzonych” Niemców. Zebrano krótsze lub dłuższe wspomnienia aż piętnastu milionów ludzi! Liczba ta jest większa od ilości Niemców przesiedlonych po 1945 roku, ale w RFN nikomu to nie przeszkadza. Wszak „skrzywdzeni – wypędzeni” to także tacy, jak Erika Steinach czy jej rodzice. Okupantów od 1939 w samej Polsce mieliśmy, jeśli wszystkich policzyć, miliony… Merytoryczna wartość Archiwum Theodora Schneidera wielokrotnie już dawała się ocenić jako żadna. Na ich podstawie poszukiwano niedawno na Dolnym Śląsku rzekomych niemieckich ofiar. Choć masowe groby w „dokumentach” lokalizowano bardzo precyzyjnie okazało się, że nikt nigdy w tamtych miejscach nie kopał… Erika Steinach tym się jednak nie przejmuje, wymyśla nowe wątki nieistniejących historii i to o olbrzymiej skali. Na berlińskiej wystawie sprzed paru lat umieściła wielką listę zatytułowaną „Kto kogo wypędzał?” Wynikało z niej, że obok Sowietów – najwięcej w dziejach świata wypędzali Polacy. Niemiecki „dorobek” przy polskich bestiach ma być niewspółmiernie mniejszy…

 

Piotr Ślęzak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych