Neil Postman a sprawa polska. Kiedy z ekranów zniknie kłamstwo? O przygodzie dziennikarskiej z Edkiem Miszczakiem

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Spoglądając na polskie ekrany telewizyjne i oceniając je, można tylko westchnąć – ileż racji miał amerykański profesor Neil Postman! On już w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia przewidywał niszczącą rolę telewizji w trakcie intelektualnego rozwoju człowieka, szczególnie źle oceniając jej wpływa na ludzi młodych. Stwierdzał bez ogródek – czym dłużej dziecko siedzi przed telewizorem, tym osiąga gorsze wyniki w nauce, zaniża swoje możliwości kojarzenia, hamuje wyobraźnię. Może wyraził to innymi słowy, ale sens jego wywodów był właśnie taki. Naraził się swymi tezami bardzo mediom, bo telewizja była już przecież potęgą.

Gdyby miał możliwość obserwacji polskiej telewizji tamtych czasów, zapewne jego ocena w sprawie jej wpływu na młodych byłaby nieco łagodniejsza. W latach siedemdziesiątych TVP przeznaczała dla dzieci i młodzieży ogromną dawkę programów i filmów poszerzających horyzonty, wspomagających wrażliwość, popularyzujących po prostu kulturę. Dorosłych ogłupiano „Dziennikiem Telewizyjnym” i tzw. publicystyką społeczno – polityczną, ale młodzież była, z nielicznymi wyjątkami, pod ochroną.

Postman nie był postacią uwielbianą wówczas w Polsce, nie pamiętam dokładnie, ale jego pierwsze prace pojawiły się tu dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Z jego opiniami zetknąłem się pewnie dwadzieścia lat wcześniej w „Newsweeku”. Boże, ileż trzeba było wyczekać w empiku, by dorwać się do jednego dwóch, czy trzech egzemplarzy na cały Kraków. Wiadomość dla młodych – wówczas żadnej zachodniej prasy w polskich kioskach nie było. Nie chciano tolerować – jak powiadano - zarazy. Po kilku latach miałem już inny komfort, dzięki dość zażyłym kontaktom z amerykańskim konsulatem dostawałem, na prywatny adres amerykańska prasę, w tym „Newsweek” do domu. Byłem jednym z kilkudziesięciu szczęśliwców. I tam trafiłem na wywiad z Postmanem.

Tezy Postmana sprawdzają się dziś w Polsce w całym ich brzmieniu. Durni chce się zrobić zarówno z młodych, jak i dorosłych. Byle kłamstwa i manipulacje były na wierzchu. Łże się rano, w południe, wieczorem i w nocy. Kiedyś brylowała tu TVN, teraz idzie łeb w łeb z TVP.

Pod koniec lat osiemdziesiątych przeżyłem przyjemna przygodę dziennikarską dzięki Edkowi Miszczakowi. Tak, tak nie ma pomyłki. W radiowej „Trójce” pojawiła się audycja „Winien i ma”. Chyba dwa razy w miesiącu była redagowana w Warszawie, raz w Krakowie i raz w Poznaniu. Za krakowskąedycję był właśnie odpowiedzialny Edek i wyczyniał wówczas cuda, by wszystko co zaplanowaliśmy wspólnie z nim i już św. p. Heńkiem Cyganikiem poszło na antenę. Łomotaliśmy w komuszy mur ile wlezie i jakoś wszystko leciało w eter. Co tylko cenzura zatrzymała mi na łamach „Dziennika Polskiego” brałem pod pachę i biegłem z tym do krakowskiego radia. A ile było radości i dumy, gdy Edward posłał jedną z koleżanek na reportaż za wschodnią granicę i przywiozła ona stamtąd pierwszy dla polskich mediów wywiad z prof. Lebiediewą o Katyniu, o Bykowni. Tak było.

A piszę teraz o tym dlatego, bo wiem jak bardzo zmieniłaby się sytuacja, gdyby TVN poświęcił teraz choć połowę opisywanej energii poświęconej Katyniowi i Bykowni – sprawie smoleńskiej. Teraz nie trzeba jeździć w poszukiwaniu odważnej rosyjskiej profesor historii, odważni są tu, też z profesorskimi tytułami. Wystarczy zaprosić ich do studia i wszcząć dyskusje. Zupełnie wystarczy. Niemożliwe? Jan Paweł II mówił, że zawsze trzeba wierzyć w ludzi.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych