Fragmenty najnowszej książki profesora Andrzeja Nowaka „Strachy i Lachy. Przemiany polskiej pamięci 1982-2012”.POLECAMY

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Fragmenty najnowszej książki profesora Andrzeja Nowaka „Strachy i Lachy. Przemiany polskiej pamięci 1982-2012”.

Nasze zasady, nasz naród

(…) Zaproszenie do wzajemnej korupcji wydaje się mieć moc uniwersalnego klucza do bram publicznej agory. „Róbta co chceta”, znane hasło, udoskonalone na jednej z organizowanych w Krakowie imprez kulturalnych w postać pozytywnego przesłania: „Zrób se dobrze” – wyraża trafnie istotę i formę, język nowego kontraktu społecznego, jaki łączy rządzących z wyborcami (także, a może zwłaszcza z tymi, którzy do wyborów nie chodzą). Fundamentem, bóstwem nawet, tego układu jest wizja stałego ekonomicznego rozwoju, rosnących możliwości materialnej konsumpcji dla jego uczestników. Dogonić (bo już może nie przegonić) Zachód w tej dziedzinie i wejść do tak właśnie rozumianego Zachodu – oto trudny, najwyższy, a może jedyny cel, zrozumiała dla wszystkich „racja stanu”

(…).

Dziś większość obecnych na polskiej scenie politycznej partii (a w każdym razie indywidualni ich działacze) znalazła swoje udziały w systemie wykorzystywania zasobów państwa jako „okazji” do wzmocnienia zaprzyjaźnionych biznesmenów i dostarczania dobrze płatnych stanowisk dla wiernych klientów. Ostra walka toczy się o wielkość tych udziałów, jednak samo uczestnictwo w systemie, najmniejszy choćby udział, wyklucza już możliwość jego podważenia. Co więcej, duża część społeczeństwa straciłaby na jego podważeniu. System patronacko-kliencki poświęca wszystko swemu utrzymaniu, wzmacnia się nieustannie kosztem tych, którzy pozostają poza jego obrębem.

Wystąpić przeciw temu systemowi? Opowiedzieć się po stronie zepchniętych na pobocze nowoczesności, zasad i tradycji? Odbudować politykę rozumianą w kategoriach działalności moralnej, nakierowanej na tworzenie dobra wspólnego? (…) Zasady i naród, opatrzone na dodatek zaimkiem dzierżawczym „nasze” – te pojęcia, to połączenie budzi dziś nie tylko śmiech, ale także strach, grozę niemal. Jakże więc, między grozą a śmiechem, o tym mówić? I po co? (…).

Kopiec a sprawa polska

(…) W próbach budowy „nowego patriotyzmu”, wcześniej kultywowana spuścizna historyczna pokazywana była jako czarna otchłań, od której musimy odejść jak najdalej, żebyśmy byli szczęśliwi i bezpieczni. Wspólnym wysiłkiem mediów, ich intelektualnych gwiazd przewodnich, dzisiejszej klasy politycznej oraz postkomunistycznej szkoły, tradycja obywatelska I Rzeczypospolitej została skojarzona skutecznie z najbardziej wulgarnym stereotypem anarchii, warcholstwa, rokoszu – „polskiego piekła” krótko mówiąc.

Doświadczenie „Solidarności” zostało w tej perspektywie zreinterpretowane jako kolejny rozdział w dziejach owego szczególnego polskiego nierządu. Cały okres walk o niepodległość stał się kroniką coraz mniej zrozumiałej martyrologii (podszytej pytaniem o wpisane w nią „dzieje głupoty polskiej”). Pod piórem publicystów, historyków-amatorów spotężniał jednocześnie demon polskiej przeszłości: rozwój nacjonalizmu, który jakby stawał się coraz bardziej osobistym wynalazkiem Romana Dmowskiego, elementem patologicznej specyfiki polskiej w każdym razie, nie zaś częścią ogólnoeuropejskiego zjawiska modernizacji, z której wyrosły wszystkie nowoczesne nacjonalizmy i narody. W końcu polska martyrologia, polska walka o słuszną sprawę – w wieku XIX, w I wojnie, w roku 1920, w czasie II wojny, przeciw narzuconemu komunizmowi – okazała się nic nie znaczącym tłem dla dziejów polskich zbrodni, z przyrodzonym naszej wspólnocie antysemityzmem na czele. A jeszcze ten wątek chrześcijaństwa, katolicyzmu, tak fatalnie spleciony przez historię z polską tożsamością narodową…

No to uciekajmy! Uciekajmy od takiej historii, uciekajmy od takiej tożsamości, uciekajmy od takiej Polski.
Ale dokąd? (…).

Zaburzenia pamięci

(…) Nowy atak ministra Radosława Sikorskiego  na pamięć Powstania Warszawskiego jest tylko kolejną odsłoną konsekwentnej polityki historycznej, której mottem są niegdysiejsze słowa Donalda Tuska: „Polskość to nienormalność”. To jest polityka także jak najbardziej gotowa do zadawania bólu tym, którzy „źle pamiętają”, tym, którzy są wierni pamięci polskich ofiar napaści niemiecko-sowieckiej z 1939 roku i polskich bohaterów walki z oboma totalitaryzmami XX wieku.

Pamięć splata się z polityką w tej walce w szczególnie bolesny sposób w związku z tragedią 10 kwietnia 2010 roku. Czy można ją traktować w kategoriach swoistej ofiary, poniesionej w służbie pamięci ofiar wcześniejszych, których symbolem jest Katyń? Czy też należy ją raczej przedstawić jak absurdalną śmierć przypadkowych ofiar, prowadzonych na rzeź przez fanatyków „martyrologii”, „bohaterszczyzny” i głupiego honoru? Pytania o Smoleńsk przechodzą wprost w pytania o Powstanie Warszawskie, o II wojnę, o polskie ofiary i polskie bohaterstwo także we wcześniejszych walkach. Może lepiej nie walczyć, poddać się, kiedy mamy naprzeciw silniejsze bataliony? Przeżyć po prostu? Reszta to głupota?

Co więc mamy pamiętać? Nas – morderców z Jedwabnego, „złotych żniwiarzy” z żydowskich grobów masowej zagłady? Czy także np. sądowych morderców gen. Fieldorfa-Nila, majora Pileckiego i tylu innych bohaterów polskiej walki o wolność? A może gen. Bór-Komorowski – skoro wydał rozkaz do powstania, w którym zginęło 200 tysięcy cywilów – to też morderca? Czy w imię pojednania z Rosją Władimira Putina, które stało się naszym towarem eksportowym (jak to jesienią ubiegłego roku określił pewien funkcjonariusz frontu prasowego), powinniśmy raczej „wystudzić” naszą pamięć o Katyniu i innych sowieckich zbrodniach na ludności polskiej z lat 1917-1945? (…).
Kogo mamy pamiętać? Ofiary – które? Czy dzielą się na lepsze i gorsze, mniej i bardziej godne pamięci? Czy można je hierarchizować? Czy powinniśmy też pamiętać oprawców (i znowu: których)? A bohaterów? Czy są w ogóle bohaterowie? Młodzi żołnierze Powstania Warszawskiego, wspominający dziś wyczyny swoje i swoich koleżanek i kolegów z błyskiem dumy? Obrońcy Westerplatte? (…) Przecież dziś nie walczymy z nikim i wszelka wojna jest niewyobrażalna (Gruzja 2008 wydaje się tak daleko…) – po co nam pamięć o takich bohaterach?

Chaos zderzających się pytań, kakofonia wykluczających się nawoływań o pamięć lub zapomnienie. Produkcja pamięci (bo to także gałąź przemysłu) wydaje się większa od możliwości konsumpcji. Programy szkolne, filmy fabularne, muzea, pomniki, cmentarze (zwłaszcza wojenne), tablice pamiątkowe z nazwiskami, wystąpienia polityków, a nawet listy pasterskie episkopatu nawiązujące do historycznych rocznic są (albo bywają) narzędziami w tej swoistej mnemomachii (walka pamięci – przyp. red.).

Czy można odczytać w niej jakiś sens? Zrozumieć jej przebieg, dynamikę, strategie uczestników? (…).


Pięknie wydana książka zilustrowana m.in. 14 rysunkami satyrycznymi autorstwa Ewy Barańskiej – Jamrozik dostępna jest już w Księgarni Ludzi Myślących.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych