Dyżur dyżurowi nierówny, czyli o tym jak uczniowie są zwalniani z lekcji, by dyżurować w szatni po siedem godzin na dwie zmiany

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Kiedy chodziłem w latach 1961-69 do szkoły podstawowej, regularnie pełniłem uczniowskie dyżury w klasie. Polegały one na równym ustawieniu ławek, wytarciem na mokro tablicy, przyniesieniem zapasu kredy od woźnego, podlewaniu kwiatków i tym podobnych drobnych czynnościach. Takich dyżurnych było dwóch, nosiliśmy chyba jakieś opaski, żeby wszyscy w klasie wiedzieli, kogo mają słuchać. Zmiana następowała po tygodniu.

Była to znakomita metoda wychowawcza i nikt nie zgłaszał żadnych pretensji. Uczniowie systematycznie wdrażali się do porządkowych obowiązków, rodzice byli zadowoleni z krzepnięcia ich postawy obywatelskiej, a nauczyciele dyskretnie czuwali nad właściwym pełnieniem dyżurów.

Nie było jednak mowy o zastępowaniu przez nas woźnych, czy szatniarzy (tych ostatnich nie było resztą ani w podstawówce, ani w liceum), co ma obecnie miejsce m.in. w Zespole Szkół Ekonomicznych nr 2 w Krakowie, w którym uczniowie są nawet zwalniani z lekcji, by dyżurować w szatni po siedem godzin na dwie zmiany.

Przeciw temu pomysłowi buntują się i uczniowie, i rodzice. Dyżury trwają aż dwa tygodnie i często zabierają uczniom więcej czasu niż normalny pobyt w szkole. Trzeba też samemu uzupełniać materiał lekcyjny, a także materialnie odpowiadać za to, co zginie z szatni, przy czym nie musi to być wcale rezultatem kradzieży, ale złośliwości koleżanek lub kolegów nie lubiących dyżurnego i zgłaszających zaginięcie przedmiotów, które w ogóle nie zostały oddane na przechowanie.

Wprawdzie dyżury są nieobowiązkowe, a w innych krakowskich szkołach można po nich uzyskać zwolnienie z pisania kartkówek bądź odpytywania przez nauczyciela ale praktycznie trudno odmówić ich pełnienia, skoro taka jest wola dyrekcji. Nie pomagają interwencje opiekunów samorządów uczniowskich, ani rodziców. Interpelację w tej sprawie złożyła do prezydenta miasta jedna z radnych.

Dyrekcje szkół uważają natomiast, że ich podopieczni mają wypełniać odgórne polecenia, a z przyczyn finansowych nie można zatrudnić więcej pracowników obsługi. Podkreślają też wychowawczy aspekt dyżurów.

Innego zdania jest Janusz Szklarczyk, dyrektor wydziału kształcenia ponadgimnazjalnego i ustawicznego w Małopolskim Kuratorium Oświaty, który powiedział dziennikarce „Gazety Wyborczej”, że uczeń

podczas lekcji ma siedzieć na lekcji, a nie w jakiejś szatni czy na korytarzu; wciąganie uczniów w jakiekolwiek dyżury w szkole nie może mieć miejsca.

Z tymi ostatnimi słowami można polemizować, ponieważ dyżur dyżurowi nierówny i taka jego forma, jaką opisałem na początku niniejszego felietonu stanowi dobrą lekcję wychowania obywatelskiego. Strach jednak pomyśleć co będzie, kiedy na skutek pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego uczniowie będą zmuszeni zastąpić w ramach tych dyżurów sprzątających, ochroniarzy, a w końcu nauczycieli i dyrekcję szkoły.

Powyższy tekst ukazał się na niedawno uruchomionej stronie internetowej krakowskiego wydania katolickiego tygodnika "Gość Niedzielny" (www.krakow.gosc.pl), do której odwiedzania serdecznie wszystkich zachęcam.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych