Debaty, czyli jak zmieniać historię. "Zmiana zachowań dziennikarzy może być choćby w maleńkim stopniu źródłem optymizmu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PiS.org.pl
Fot. PiS.org.pl

Są dwa rodzaje debat. Pierwsza, to pojedynek jeden na jednego politycznych rywali, zbliżony w swojej poetyce do klimatów westernowych, mający – jak to w pojedynku – wyłonić zwycięzcę. Drugi rodzaj debaty to spotkanie fachowców, swoisty areopag mędrców, którzy w swobodnej dyskusji próbują zdiagnozować jakiś skomplikowany problem, czasami proponując rozwiązania sanacyjne.

Pojedynki

Pierwszy rodzaj debaty ma niemal z reguły charakter polityczny i wynik wspomnianego pojedynku, zwłaszcza jeśli jest wyraźny, niemal natychmiast przynosi polityczny plon. O sile rażenia takich medialnych pojedynków mogliśmy się przekonać jesienią 1988 r. po debacie Wałęsa-Miodowicz, co – bagatela – stało się impulsem do przemian ustrojowych w Polsce.

Ten sam Lech Wałęsa kilka lat później przegrywając na własne życzenie telewizyjną debatę z Aleksandrem Kwaśniewskim (pod jej koniec zaproponował swojemu adwersarzowi i rywalowi podanie na pożegnanie nogi zamiast ręki), musiał pożegnać się z reelekcją.

Gorzki smak porażki poznać musiał również w końcówce przedostatnich wyborów parlamentarnych Jarosław Kaczyński, kiedy w pojedynku z Donaldem Tuskiem, świetnie na to starcie przygotowanym przez profesjonalnych pijarowców, pogubił się w odpowiedzi na zadane mu przez Tuska pytania o cenę jabłek, cukru i kurczaków, co wyniosło Platformę Obywatelską do sprawowanej po dziś władzy. Przykładów wpływu takich debat na bieg historii, nie tylko z naszego krajowego podwórka(np. debata z roku 1960 Kennedy-Nixon), można przytoczyć wiele.

Spotkania fachowców

Nieco inaczej jest z debatami wieloosobowymi i nawet jeśli powodem ich zwołania są aspekty polityczne, to nie mają one nic wspólnego z klimatem pojedynku i bardziej przypominają nudnawe seminarium naukowe. I choćby w trakcie takich debat dyskutowano nad problemami najbardziej żywotnymi dla narodu i państwa, to ich siła sprawcza na bieg wydarzeń wartkich może być bliska zeru.

Mogliśmy się o tym przekonać, gdy kilka lat temu prezydent Lech Kaczyński zorganizował dwie takie debaty: pierwszą – poświęconą cykającej bombie demograficznej(za trzydzieści lat będzie Polaków mniej o blisko 7 milionów) i drugą – podejmującą problem zagrożeń związanych ze zbliżającym się kryzysem gospodarczym.

W obu debatach wzięli udział wybitni specjaliści, najczęściej z akademickim dorobkiem, nikt nie pytał uczestników o ich sympatie polityczne. I co? I nic. Media zignorowały całkowicie te dwie debaty, obowiązywał wtedy triumfalistyczny dogmat „zielonej wyspy”, a o lokatorze pałacu prezydenckiego należało pisać tylko źle.

Ktoś może spytać: dlaczego teraz dwie debaty (ekonomiczna i zdrowotna), zorganizowane w dodatku przez jeszcze niedawno krytykowany w czambuł podmiot polityczny, skupiły uwagę niemal wszystkich mediów?

Co więcej, pokazywane na żywo relacje, poprzez wielkie zainteresowanie telewidzów tymi debatami, bezspornie wpłynęły na preferencje polityczne Polaków i hołubiona do niedawna przez większą część mediów patia Tuska utraciła po pięciu latach pozycję lidera w rankingach i „ma już z kim przegrać”.

Dziennikarze z wiatrem

Ta nieoczekiwana zmiana zachowań polskich mediów, głównie elektronicznych, wskazuje na to, że nad Wisłą bynajmniej na nastąpił „koniec historii”, a nasi żurnaliści nieomylnie wyczuli, że wiatr zaczyna zmieniać kierunek. Mało to może budujące, ale ponieważ uczestnicy obu „pisowskich” debat (większość z nich brała udział w debatach organizowanych przez L. Kaczyńskiego), mimo różnicy zdań w wielu szczegółowych sprawach, zgadzali się co do tego, że czekają nas ciężkie czasy, to wspomniana zmiana zachowań dziennikarzy może być choćby w maleńkim stopniu źródłem optymizmu.

I na koniec pointa, a nawet dwie. Pierwsza adresowana do polityków. Ich zadaniem, zwłaszcza tych, którzy aspirują do miana mężów stanu, jest w mniejszym stopniu talent do prowadzenia politycznej gry, ale nade wszystko umiejętność „patrzenia dalej, niż inni”.

I pointa druga, że siła sprawcza analogicznych wydarzeń może być całkowicie odmienna i zależy od wyboru politycznego momentu (timingu).

Andrzej Gelberg

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych