Dach - nie na deszcz. "W ogóle jedyne, z czym można porównywać te inwestycje Platformy, to wielkie strojki socjalizmu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Tak się złożyło, że złapałem jakąś parszywą grypę i leżę od poniedziałku w chałupie. Gorączka, antybiotyki, ból łba – te sprawy. No i mimo, że taki półprzytomny, to do meczyku z Angolami zacząłem przygotowania w miarę wcześnie. Nafutrowałem się prochami, żeby łeb nie bolał, piwo wsadziłem do lodówki i uprzedziłem rodzinę, że wieczorem będę niedostępny. Ba, nawet kiedy żona znalazła piwo zmyślnie ukryte pod wędlinami, znalazłem w sobie dość siły, żeby obronić swoją koncepcję wieczoru. I wszystko to, cały ten wysiłek chorego człowieka diabli wzięli z powodu deszczu, zalewającego najdroższy stadion w Galaktyce.

Jakoś tak wyszło, że „Polska w budowie” kończy z autostradami, na które nie da się wjechać, zbankrutowanymi podwykonawcami i miliardami wydrenowanymi nie wiadomo dokąd z takich firm jak Dolnośląskie Surowce Skalne. No i oczywiście Stadionem Narodowym, wybudowanym za prawie 2 mld. PLN, którego dachu nie da się wysunąć podczas deszczu, bo grozi to katastrofą budowlaną. W sumie to dobrze, że nie zaryzykowano tego myku z dachem, bo znając smykałkę rządzącej w Warszawie PO do katastrof budowlanych (tunel pod Wisłostradą, budynki przy stacji Świętokrzyska) mogło się to skończyć zawaleniem całego stadionu i osunięciem gruzowiska do Wisły.

Najbardziej w tym wszystkim podoba mi się tłumaczenie, że dachu nie można zasunąć w czasie deszczu. Bo oczywiście wywalono na niego setki milionów złotych po to, żeby zasuwać go w upalną pogodę, jak w czasie inauguracyjnego meczu EURO 2012. A w deszczu nie, bo wicie, rozumicie, obiektywne trudności. We wczesnych latach 80 byłem z rodzicami na nartach w Szczyrku. Zdobycie butów narciarskich dla dzieciaka to było wtedy mistrzostwo świata i matce udało się takie buty dla mnie dostać. To były Tatry, żółte, trzyklamrowe – pamiętam do dzisiaj. I te żółte Tatry zaczęły pękać. Nie to, żeby w skutek jakichś ekstremalnych obciążeń – tak zwyczajnie, stoimy w kolejce do wyciągu i but pęka. Rodzice nie chcieli odpuścić, wysłali reklamację do fabryki w Szaflarach i już po kilku miesiącach dostali odpowiedź. Otóż but narciarski nie był przeznaczony do użytkowania na mrozie. Dokładnie tak samo, jak dach Stadionu Narodowego podczas deszczu!

W ogóle jedyne, z czym można porównywać te inwestycje Platformy, to wielkie strojki socjalizmu. Autostrady donikąd, brak zjazdów z A2 w zachodniej Wielkopolsce, kilometry ekranów w szczerym polu, Niagara na schodach ewakuacyjnych Stadionu Narodowego. Przydatność tego wszystkiego taka sama, jak wiaduktów-widm pozostałych po Gierku. Tyle, że strojki Platformy zadłużyły nas kilkakrotnie bardziej niż cała dekada sukcesu.

Pamiętacie ten cały medialny cyrk w l. 2005-2007 pod hasłem „śmieją się z nas w Europie”? Pamiętacie Komorowskiego z jego Jamajką? No to zobaczcie, co się dzisiaj dzieje w necie na Zachodzie. Różnica taka, że przed laty śmiali się z Polski redaktorzy lewicowych gazet na podstawie informacji od swoich kolegów z Wyborczej, Polityki czy innych TVNów, a dzisiaj śmieją się zwykli ludzie, którzy nie pojmują, że na nowoczesnym stadionie z rozsuwanym dachem nie można tego dachu zasunąć, kiedy deszcz pada.

W głowach im się na tym zgniłym Zachodzie poprzewracało. Nie wiedzą, z jakimi obiektywnymi trudnościami musi się mierzyć Polska Zjednoczona Platforma Obywatelska. W jakim znoju Donald Tusk, Hanna Gronkiewicz-Waltz i cała reszta spadkobierców Hilarego Minca dźwiga nasz kraj z ruin pozostałych po kaczystowskim reżimie. A że przy tym trochę deszczu spadnie na murawę stadionu? Tylko trawa będzie zieleńsza, jak Tusk przyjedzie, nie trzeba będzie jej malować.

Krzysztof Skalski

Za: warszawskipis.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych