Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Tym jednym wydarzeniem, tym jednym śmiesznym dachem, efekt drugiego expose Donalda Tuska i jego poniedziałkowy rajd po mediach został po prostu zniszczony. Zwyczajnie – przestał istnieć. I nawet – tak chwalone wczoraj przeze mnie „ubicie” profesora Glińskiego – nie ma już żadnego znaczenia.
b
W historii bywają wydarzenia, często z pozoru drobne, które jednak negatywnie zapisują się w pamięci społecznej. Urastają do rangi symbolu. Początku jakiegoś negatywnego procesu dla tych, którzy znaczenie takiego wydarzenia zbagatelizowali. Tak było z głośną we Francji w XIX wieku sprawą Dreyfusa. I tak – jeśli czegoś szybko z tym nie zrobimy – może być ze stadionową powodzią dla naszego rządu. Dla rządu Donalda Tuska.
Ów nie zamykający się stadionowy dach jest bowiem dla ludzi czymś niezwykle sugestywnym. Sprawa jest wyjątkowo jasna i czytelna. Wybudowano za ciężkie pieniądze wielki stadion z jego chlubą – zamykanym dachem – i gdy dach ten trzeba było uruchomić, najzwyczajniej w świecie tego nie zrobiono. Na Euro 2012 był remis z Grecją bo... dach był zamknięty. Wczoraj odwołano mecz, bo... padał deszcz i był otwarty... Kompromitacja... To do społecznej wyobraźni przemawia zdecydowanie ostrzej i jaśniej niż choćby największe, podnoszone przez opozycję, kwestie smoleńskie. Jeśli ktoś w to nie wierzy, to wystarczy proste porównanie tego, jakim oddźwiękiem odbiły we wczorajszych mediach sprawa drastycznych smoleńskich zdjęć, oferowanych Super Expresowi i sprawa nie zamkniętego, stadionowego dachu. Ciężaru gatunkowego obu tych spraw nie da się porównać, a jednak to stadionowa ulewa zakrólowała wczoraj w społecznej świadomości.
Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Tym jednym wydarzeniem, tym jednym śmiesznym dachem, efekt drugiego expose Donalda Tuska i jego poniedziałkowy rajd po mediach został po prostu zniszczony. Zwyczajnie – przestał istnieć. I nawet – tak chwalone wczoraj przeze mnie „ubicie” profesora Glińskiego – nie ma już żadnego znaczenia.
A przecież premier kilka lat temu świetnie rozumiał potencjalne konsekwencje takich, z pozoru błahych, wydarzeń. Rozumiał, że bez ostrej spektakularnej reakcji, mogą się one przerodzić w poważny, rządowy kłopot. Tak było chociażby wtedy, gdy z powodu samobójstwa porywacza Krzysztofa Olewnika zdymisjonował Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
Ćwiąkalski nie miał przecież z tą sprawą nic wspólnego. Naprawdę powiedzenie, że jako minister sprawiedliwości odpowiadał za śmierć nawet ważnego zabójcy, było oczywistą przesadą. A jednak Donald Tusk to zrobił. Zdecydował się na to. I dzisiaj musi zrobić tak samo. I nie jest ważne, czy za nie zamknięty dach odpowiada Grzegorz Lato, delegat FIF – y, czy szefostwo Narodowego Centrum Sportu. Ta sprawa jest po prostu dla rządu wielkim, zapisanym dobrze w społecznej świadomości wizerunkowym problemem. Problemem niebezpiecznym.
Jeśli premier nie wyciągnie z tego politycznych wniosków i konsekwencji, to wszystkich nas może zalać stadionowa fala. Oby tak się nie stało….
Senator PO Jan Filip Libicki na swoim blogu na Salonie24.pl, "Czy podtopi nas stadionowa fala?", 17 października 2012 r.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/142582-senator-po-tym-jednym-smiesznym-dachem-efekt-drugiego-expose-donalda-tuska-i-jego-rajd-po-mediach-zostal-po-prostu-zniszczony