Zatrzymanie przez Turków syryjskiego samolotu owiane jest mgiełką tajemnicy. Zarówno Ankara, jak i Moskwa robią wiele, aby utrudnić jej rozwikłanie.
Produkcja turecka
Ładunek mógł być przeznaczony do celów militarnych. Jego odbiorcą było syryjskie Ministerstwo Obrony
– powiedział gazecie „Hürriyet” anonimowy przedstawiciel tureckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Decyzję o zatrzymaniu samolotu Ankara podjęła po otrzymaniu informacji wywiadowczej. Kto był jej źródłem, możemy się tylko domyślać. Kilka godzin po lądowaniu samolotu głos zabrał minister Ahmet Davutoğlu. Mówił, że Ankara nie godzi się na to, aby przez jej terytorium odbywały się transporty broni, która ma później służyć Baszarowi al-Asadowi do krwawego rozprawiania się z opozycją. Wciąż nie było jednak wiadomo, co tak naprawdę znajdowało się w tajemniczych skrzynkach. W końcu oświadczenie wydał sam Recep Tayyip Erdoğan. Oznajmił, że na pokładzie samolotu odnaleziono amunicję. Już od początku eksperci wątpili w taką wersję wydarzeń. Zastanawiali się, po co Rosja miałaby ryzykować i przewozić tego typu materiały samolotem cywilnym, skoro posiada ku temu inne, legalne możliwości.
Dodatkowych wątpliwości dostarczał fakt, że Ankara nie pokazała mediom swojego znaleziska. Jeden z rosyjskich ekspertów w dziedzinie obronności Igor Korotczenko powiedział gazecie „The Moscow Times”:
Gdyby rzeczywiście znaleźli coś takiego, pokazywaliby to natychmiast we wszystkich kanałach telewizyjnych.
W tureckiej prasie systematycznie pojawiały się niepotwierdzone informacje, które próbowały doprecyzować rodzaj nielegalnego ładunku. Mogliśmy się z nich dowiedzieć, że syryjski samolot przewoził prawdopodobnie jakieś części rakiet i elementy instalacji, które służyły do komunikacji radiowej. W międzyczasie wicepremier Turcji Bekir Bozdağ powiedział, że Turcja znalazła dowody na to, że pewne materiały, które znajdowały się wśród ładunku, są zabronione w ramach prawa międzynarodowego i reguł lotnictwa cywilnego. To nader oględne oświadczenie nie pomogło w rozwikłaniu zagadki. Eksperci byli coraz bardziej przekonani, że władze tureckie nie znalazły na pokładzie nic, co godziłoby w reguły prawa.
Produkcja rosyjska
Zmuszenie do lądowania syryjskiego samolotu oburzyło nie tylko Damaszek, który bez ogródek nazwał akcję „powietrznym piractwem”. Okazało się bowiem, że na pokładzie feralnego Airbusa A-320 znajdowali się również obywatele rosyjscy. Tym samym Moskwa została po raz kolejny bezpośrednio wplątana w syryjsko-tureckie utarczki. Po raz kolejny, gdyż zatrzymanie syryjskiego samolotu było w rzeczywistości drugim „samolotowym incydentem” na linii Turcja-Rosja. Pierwszy miał miejsce, gdy po zestrzeleniu przez Syryjczyków tureckiego myśliwca w prasie pojawiły się rewelacje, które głosiły, że akcja odbyła się przy pomocy Rosjan. Wtedy Moskwa, niczym dziecko, które coś przeskrobało i udaje, że sytuacja go nie dotyczy, konsekwentnie milczała.
Tym razem nie mogła nie zająć stanowiska. Ustami rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych stwierdziła, że zatrzymanie samolotu odbyło się z naruszeniem prawa międzynarodowego. Aleksander Łukaszewicz oznajmił:
Tureccy oficjele, bez podania powodu i z naruszeniem bilateralnej konwencji konsularnej, odmówili dopuszczenia rosyjskich dyplomatów do naszych obywateli.
O samej akcji Rosjanie mieli dowiedzieć się z mediów. Turcy bronili się zaciekle. Twierdzili, że kapitan samolotu nie przekazał im listy pasażerów, a o obecności na pokładzie Rosjan dowiedzieli się dopiero na kilka chwil przed odlotem Airbusa. Oliwy do ognia dolewały, prawdziwe lub nie, zeznania pasażerów, które ukazywały się w mediach. Karierę w tym zakresie zrobiła Fatima al-Saman, która cytowana była zarówno przez media tureckie, jak i rosyjskie. Pasażerka oznajmiła, że Turcy byli gotowi wziąć kapitana za zakładnika, jeśli nie przystaniemy na ich warunki. Grozili nam. Kapitan powiedział nam, że albo podpisze dokument, w którym przyznaje się do awaryjnego lądowania, albo stanie się zakładnikiem.
Wywiadu rosyjskiej telewizji RT udzieliła także jedna ze stewardess, która znajdowała się na pokładzie. Shirin Azis powiedziała, że dwóch pasażerów i dwóch członków załogi zostało pobitych i zmuszonych do podpisania jakichś dokumentów. Przyznała także, że kapitan został odseparowany od reszty i zmuszony do przyznania się do awaryjnego lądowania. Zeznania te stoją w sprzeczności do oświadczenia tureckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z którego możemy dowiedzieć się, że pasażerowie zostali potraktowani z należytą troską. Turcy podkreślają również, że dali pilotowi możliwość zawrócenia, kiedy znajdował się jeszcze nad Morzem Czarnym. Kapitan statku zdecydował się jednak kontynuować podróż. W efekcie do Damaszu dotarł z dziewięciogodzinnym opóźnieniem.
Powstrzymać Syryjczyka
Komentatorzy rzeczywistości międzynarodowej są zgodni co do jednego. Zatrzymanie syryjskiego samolotu miało pokazać determinację Turcji w jej krucjacie przeciwko Baszarowi al-Asadowi. Z opinią tą zgadza się również ekspert BBC Mark Urban. W artykule, w którym próbuje zrozumieć pobudki działań Turków, stawia tezę, że premier Erdoğan chciał w ten sposób puścić oczko do milionów Arabów, którzy mają dość krwawych wybryków syryjskiego dyktatora.
Redaktor BBC, podpierając się opiniami niektórych znawców Bliskiego Wschodu, wskazuje jednak na pewną sekwencję działań Turków. Zmuszenie do lądowania syryjskiego samolotu miałoby być elementem większej strategii, która zmierza do destabilizacji rządów Baszara al-Asada. Decyzja o podjęciu akcji wobec feralnego Airbusa zbiegła się w czasie z oświadczeniem tureckich linii lotniczych, które stwierdziły, że nie mogą już postrzegać nieba nad Syrią jako strefy bezpiecznej. W związku z tym w przyszłości będą ją omijać i latać naokoło. Zaognienie sytuacji na pograniczu turecko-syryjskim również nie jest według tej teorii przypadkiem. Bardziej asertywne działanie tureckiej armii na granicy, w połączeniu z decyzją o omijaniu syryjskiego nieba przez linie lotnicze, miałoby na celu zakwestionowanie syryjskiej kontroli na terenach przygranicznych i przestrzeni powietrznej. Oznaczałoby to stworzenie de facto strefy buforowej, o którą od kilku miesięcy apeluje Ankara.
Należy przyznać, że jeśli działania Turcji rzeczywiście zmierzają w tym kierunku, a wspomniana strategia nie jest wytworem wyobraźni ekspertów, jest to bardzo sprytne, godne potomków Atatürka, posunięcie. Turcja przyczyniłaby się w ten sposób do destabilizacji rządów Baszara al-Asada, dała wytchnienie syryjskim rebeliantom, a sama uniknęła większego zwarcia z Rosją i Iranem. Dla uzależnionej od dostaw energii Ankary zwłaszcza ten ostatni argument jest niezwykle ważny. Pytanie tylko, jak dużo wody wymiesza się w Bosforze, zanim domniemana strategia przyniesie konkretne rezultaty.
Życzliwi informatorzy
Istnieje również inna teoria, która próbuje wytłumaczyć ostatnie działania Turków. Choć narracja Ankary i Moskwy jest całkowicie inna, zarówno tureccy, rosyjscy, jak i arabscy eksperci zgadzają się co do jednego – w zatrzymaniu syryjskiego samolotu palce musiał maczać również ktoś inny. Przedstawiciele tureckiego rządu od początku mówili bowiem, że decyzja o przechwyceniu samolotu została podjęta po otrzymaniu informacji wywiadowczej. Nie chcieli jednak doprecyzować, skąd tajne dane pochodziły. Tym razem zwykle podejrzliwi Turcy nie zwalają winy na sprytnego Baszara al-Asada. W prasie brakuje teorii, które wskazywałyby, że to kolejne, bardzo chytre posunięcie syryjskiego prezydenta, który chce do konfliktu wciągnąć potężnego sojusznika. Świat zerka w kierunku Stanów Zjednoczonych. Fakt, że USA, ustami rzeczniczki Departamentu Stanu, wyraziły poparcie dla tureckiej akcji. Na pytanie, czy to Waszyngton dostarczył informacji wywiadowczej, która doprowadziła do zatrzymania syryjskiego samolotu, Victoria Nuland odmówiła odpowiedzi.
Zatroskani o losy Turcji eksperci wskazują, że Ankara daje się wciągnąć w nie swoją wojnę. Obawiają się, że Zachód, któremu na rękę byłoby obalenie syryjskiego prezydenta, chciałby tego dokonać w białych rękawiczkach. Konflikt z Baszarem al-Asadem miałby być toczony na rzecz Zachodu, ale bez jego wyraźnej pomocy. Świadczyć o tym może zachowanie państw NATO, które choć potępiły syryjskiego prezydenta za ostatnie zamieszanie na granicy Turcji i Syrii, nie wydają się chętne do podjęcia zdecydowanej akcji w obronie sojusznika. Zmartwienie o przyszłość Turcji widać również wśród niektórych gazet arabskich. Wprawdzie wskazują one, że świat byłby piękniejszy bez syryjskiego tyrana, ale jednocześnie zadają pytanie, czy konflikt z Damaszkiem nie kosztuje Turcji zbyt wiele.
Co z tą bronią?
Analiza przedstawionych dotychczas faktów mogłaby postawić Ankarę w nie najlepszym świetle. Zdecydowanie przedobrzyła w swych działaniach. Chciała dać pstryczka w nos syryjskiemu prezydentowi, a z rozpędu trafiła również Rosjan. Popełniła ogromny błąd i straciła inicjatywę, gdyż teraz to ona musiała czekać na odpowiedź Moskwy. Ta, jak na razie, była jednak nadzwyczaj delikatna. Rosja wprawdzie tupnęła nogą, oskarżyła Turcję o łamanie prawa międzynarodowego, wezwała na dywanik ambasadora, ale wszystko odbywało się tak jakoś zbyt łagodnie. Wprawdzie Rosja poinformowała świat, że planowana na październik wizyta prezydenta Putina w Turcji zostaje przełożona na grudzień, ale chwilę później sam premier Erdoğan oświadczył, że już kilka dni wcześniej rozmawiał na ten temat z rosyjskim przywódcą. Wspomniany Mark Urban zażartował nawet, że Moskwa zdaje się działać według starej, dobrej zasady dyplomacji, która mówi, że nie należy przeszkadzać wrogowi, gdy popełnia błąd. Sytuacja zaczęła wyglądać inaczej, gdy za śledztwo dziennikarskie zabrały się rosyjskie gazety. Okazało się, że łagodna odpowiedź Rosji może mieć swoje uzasadnienie.
Medialne rewelacje ujrzały światło dzienne pod koniec tygodnia. Rosyjska „Izvestia” napisała, że syryjski Airbus nie leciał do Damaszku bezpośrednio z moskiewskiego Wnukowa. Wcześniej miał przebywać na wojskowym lotnisku w Tuli, gdzie załadowano na niego pechowe skrzynki. Wtórował mu „Kommiersant”, który dodał, że w paczkach znajdowały się materiały, które służyły do budowy systemu antylotniczego i radarów. Eksperci gazety argumentowali jednak, że przewożenie tego typu oprzyrządowania samolotami cywilnymi jest powszechną praktyką. Lokalna prasa w Tuli, powołując się na swoich informatorów, potwierdzała informacje, że na pokładzie samolotu znajdowały się urządzenia związane z systemem antylotniczym, które należały do jednej z rosyjskich firm. Tym samym potwierdziła się część doniesień, których dostarczała wcześniej prasa turecka. Okazało się zatem, że sprawa prawdopodobnie opiera się na dowolnej interpretacji tego, czy zawartość skrzynek jest bardziej czy mniej powiązana z pojęciem „sprzęt wojskowy”. A tam gdzie szerokie pole do interpretacji, tam wiele prawd. W tej sytuacji rosyjski, umiarkowany gniew, wydaje się być zrozumiały. Jeśli rzeczywistość okaże się taka jak doniesienia prasowe, upiecze się również Turcji.
Na tę chwilę wyciąganie wniosków z zatrzymania przez Turków syryjskiego samolotu jest niezwykle trudne. Mnogość niepotwierdzonych informacji oraz różnych interpretacji zawartości skrzynek powoduje, że mamy prawo czuć się jak w reżyserowanym na spółkę przez Ankarę i Moskwę „czeskim filmie”. Pewne jest jedno. Jeśli na pokładzie samolotu rzeczywiście znajdował się sprzęt wojskowy, rosyjska firma, która zdecydowała się go wysłać do Damaszku w ten sposób, do bilansu po stronie „straty” będzie musiała dopisać całkiem sporą pozycję.
Karol Wasilewski
Autor jest absolwentem studiów pierwszego stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Aktualnie studiuje na II roku studiów II stopnia w ISM UW na specjalizacja "dyplomacja współczesna". Jest redaktorem naczelnym Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene oraz szefem działu Bliski Wschód Portalu Spraw Zagranicznych. Pasją, bez której nie wyobraża sobie życia, jest Turcja. Ze względu na przelotny romans z Brazylią i Meksykiem, okazjonalnie pisze również o Ameryce Łacińskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/142267-czeski-film-turecko-rosyjski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.