Unia Europejska dostała Nobla. Po Obamie, który dostał Nobla za dobre chęci mamy kolejną komedie

Tegoroczną Pokojową Nagrodę Nobla dostała Unia Europejska. Szef Komitetu Noblowskiego Thorbjoern Jagland mówił mediom, że decyzja została podjęta jednomyślnie i może "wzbudzić debatę". Według Reutera, sposobem pośredniego zwrócenia uwagi na kwestię praw człowieka w Rosji mogłoby być przyznanie nagrody Białorusinowi Alesiowi Bialackiemu za wysiłki mające na celu demaskowanie ostatniej dyktatury w Europie.

Śmiać się czy płakać? No cóż, w końcu cztery lata temu Pokojowego Nobla dostał Barack Obama, który dawał „nadzieję” na pokojową politykę na świecie. I co zrobił Obama? Ano zwiększył pewne działania militarne w Afganistanie i za jego kadencji dorwano Osamę Bin Ladena. Noblista Obama znakomicie pijarowo rozgrywa swój pacyfizm, nie zmieniając  szczególnie sposób walki z terroryzmem z czasów Georga W. Busha. Ba, Obama chwali się w reklamówkach wyborczych tym, że wysłał do Pakistanu oddział, który zastrzelił Bin Ladena, gdy Romney wysyła za granicę miejsca pracy. Nie zapominajmy, że Obama nie zlikwidował nawet słynnego więzienia dla terrorystów, które jest ością w gardle lewaków. Jednak Obama dostał Nobla i został postawiony obok prawdziwych "pokojowych wojowników". Znak czasów?

Myślałem, że ówczesnej decyzji nic już nie przebije. Dziś moje podejrzenia zostały rozwiane. Nobel dla Unii Europejskiej pokazał, że to wyróżnienie nie ma nic wspólnego z walką o pokój na świecie. Jest to nagroda establishmentu, dawana establishmentowi. Stracono szansę na uhonorowanie opozycjonistów na Białorusi czy Rosji. Zblazowani dobrobytem decydenci z Norwegii woleli bezpieczną decyzję, która nawet nie wydaje im się żenująca. To jest najbardziej niebezpieczne. Ci ludzie kompletnie stracili instynkt samozachowawczy i do cna skompromitowali Pokojowego Nobla. Nagroda dla Unii Europejskiej ma jednak jeden plus: okazuje się, że obywatel państwa, które jest częścią Unii został zrównany z Dalajlamą. A może chodzi raczej o Arafata czy Gorbaczowa?