Dziś mija 30 miesięcy od tragedii smoleńskiej. Przypominamy wystąpienie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wygłoszone 9 października 2008 r. w Wadowicach, do uczestników Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność”.
Prezydent wygłosił przemówienie:
„Szanowny Panie Przewodniczący, Szanowni Delegaci na kolejny Zjazd Delegatów„Solidarności”,
Nie kryję, że ile razy zabieram głos na kolejnych zjazdach, tyle razy ogarnia mnie wzruszenie. Świat „Solidarności” był przez najważniejsze lata mojego życia moim światem. W wolnych związkach zawodowych, nie licząc krótkiej aktywności w biurze interwencji KOR-u, zaczynałem swoją społeczną działalność, byłem w sierpniu w Stoczni Gdańskiej, pisałem część porozumienia, doradzałem prezydium MKS-u, później MKZ-u, byłem delegatem na pierwszy zjazd delegatów „Solidarności. W końcu, co przypominam z dumą i satysfakcją, byłem jednym z wiceprzewodniczących „Solidarności”, ale jedynym pierwszym zastępcą przewodniczącego, oficjalnie tak wybranym. Dlatego też spotkania z Wami to nie są dla mnie spotkania normalne. Takie, jakich prezydent musi mieć wiele. To spotkania szczególne. Szczególne w związku z moim własnym życiem, moją biografią, ale to dużo mniej ważne. Szczególne ze względu na historię naszej ojczyzny. I szczególne ze względu na historię Europy, historię walki z jednym z dwóch najgroźniejszych zjawisk XX wieku, komunistycznym totalitaryzmem. W tym sensie ważne też z punktu widzenia historii całego świata. Musimy wszyscy o tym pamiętać, bo jeżeli my nie będziemy pamiętali, to inni nie będą pamiętać tym bardziej. To nie dzień, w którym obalono berliński mur, dzień wielkiej radości w Berlinie, był dniem końca komunizmu, ale dzień, w którym „Solidarność” odniosła ponownie wielki sukces. A to było wcześniej, to było 4 czerwca i 12 września 1989 roku. Pamiętajmy o tym!
Panie Przewodniczący, Szanowne Panie i Panowie Delegaci,
dziś zjazd obraduje w miejscu zupełnie szczególnym, w Wadowicach. W miejscu, w którym mieszkał największy z Polaków, ale przede wszystkim, jeden z największych papieży, głowa uniwersalnego Kościoła - Kościoła Rzymskiego. Człowiek, który odegrał olbrzymią rolę w historii nie tylko naszego narodu, bo przesłanie Kościoła Katolickiego jest przede wszystkim przesłaniem uniwersalnym, które przekracza granice narodowe. My Polacy jesteśmy niezwykle dumni ze swojego Papieża, ale musimy zawsze pamiętać, że w pierwszym rzędzie odegrał on olbrzymią rolą w historii Kościoła, w historii świata.
Te ponad ćwierć wieku panowania, odbiło się w historii, mam nadzieję, na wieki, na zawsze. Wychował się w tym mieście i stąd, myślę, Wasza decyzja, aby w roku papieskim tu właśnie odbył się zjazd „Solidarności”, „Solidarności” jako związku, „Solidarności” przez duże „S”. Nazwa „Solidarność”, nazwa nadana temu związkowi 17 września 1980 roku, wtedy gdy powstał jeden, unitarny związek „Solidarność”, jedna „Solidarność”, która istnieje do dziś, ta nazwa ma też inne znaczenie, to jedna z największych wartości. Solidarność, wolność, sprawiedliwość to tak zwane wartości podstawowe, godność, związana przecież z solidarnością. Solidarność przez małe „s” występuje w różnych postaciach i jest ściśle związana ze wspólnotą. Uczył nas o tym Jan Paweł II w swojej słynnej encyklice dotyczącej pracy „Laborem Exercens”, która odegrała olbrzymią rolę w historii ruchu „Solidarność”, w historii świata. Ale niewątpliwie „Solidarność” przez duże "S" była jedną z inspiracji. Nie wstydźcie się tego. Ojciec Święty działał ponad historią, ponieważ Kościół jest instytucją, która ma dwie postacie, w tym tą nadprzyrodzoną. Ale Ojciec Święty działał też w historii, tak jak i Kościół działa w historii. I z tego punktu widzenia „Solidarność” jako związek zawodowy, bez wątpienia odegrała istotną, bardzo istotną rolę w jego życiu, w jego działalności, w historii.
Solidarność przez małe „s”, do której chciałem wrócić, jest bardzo związana z pracą, tak jak mówiłem. Tę wspólnotową wartość pracy podkreślił Jan Paweł II, ale nie da jej się zrozumieć właśnie bez solidarności, która jest potrzebna w skali globalnej, w różnych aspektach: w walce z najgroźniejszymi zjawiskami takimi jak głód, przemoc, ale także w walce związanej z podobnymi standardami pracy, z ich globalizacją. Ona jest potrzebna dlatego, że w przeciwnym razie ci, którzy działają z całkowitą bezwzględnością, którzy nie traktują pracownika jak podmiot, jak stronę umowy, tylko jak przedmiot, będą mieli niewyobrażalną przewagę nad tymi, którzy stosują cywilizowane standardy. Walka o globalizację standardów jest zadaniem rządów, ale jest też wielkim zadaniem międzynarodowego ruchu związkowego. Mam nadzieję, chciałbym ją tutaj wyrazić, że „Solidarność”, jako związek zawodowy, będzie inicjatorem. Tego Wam życzę.
Panie Przewodniczący, Szanowni Delegaci,
mówiłem o uniwersalnej broni nauki papieskiej, uniwersalnej broni solidarności, tej przez małe „s”, ale my żyjemy w naszej ojczyźnie, w Polsce. Jest ona częścią wspólnoty międzynarodowej, dzisiaj jest częścią wspólnoty europejskiej. Wchodzi w skład NATO, ale czy to oznacza, że nie mamy swoich własnych s problemów, że naród rozumiany oczywiście nie w sposób nacjonalistyczny, nie plemienny, nie jest wspólnotą krwi. Naród jest wspólnotą wartości kultury i historii i o takim narodzie dziś mówimy. Taki naród tak rozumiany jest wspólnotą równie naturalną jak rodzina, o której tyle mówił w swojej nauce Jan Paweł II i o ten naród musimy zadbać. Ten naród to naród polski, a jego państwem, jego krajem jest Polska, która jest tak samo jedna, jak jedna jest „Solidarność”.
Wkrótce obchodzić będziemy 90-lecie naszej niepodległości. Jako Prezydent, a więc zgodnie z naszą Konstytucją, najwyższy przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej, chciałem owo hasło jednej Polski, jednej jedynej, potraktować jako główne hasło owego 90-lecia. Tych 28 lat temu, nie z mocy żadnego spisku i nie z mocy żadnego planu, tylko z woli narodu, z woli pracowników, których było wtedy kilkanaście milionów w Polsce, powstawał ten olbrzymi ruch, jeden z największych tego rodzaju ruchów w historii, jeżeli nie największy. Miał on dwa przesłania. Podstawowe przesłanie narodowe, bo byliśmy wtedy w sytuacji opresyjnej. Polska jako państwo istniała, ale nie było to państwo wolne. Było to państwo o ustroju narzuconym przez obcych. Państwo, w którym nie było wolności. Państwo, które jako podmiot prawa międzynarodowego prawnie istniało, ale nie mogło prowadzić własnej polityki. I jeżeli Polacy w roku 1980 tak masowo się zbuntowali, tu raz jeszcze muszę wrócić do Ojca Świętego i jego pielgrzymki z roku 1979, która odegrała niewątpliwie bardzo wielką rolę, to zbuntowali się przeciwko temu, że nie byli podmiotami w stosunkach pracy i nie byli podmiotami jako Polacy. „Solidarność” miała dwa podstawowe wymiary, narodowy i społeczny. Narodowy to w moim rozumieniu synonim przesłania patriotycznego. Nacjonalizm jest złem, patriotyzm jest dobrem. I nam w Polsce potrzebna jest nowa forma, niejako odnowienie patriotyzmu. Czy go w ogóle nie ma? Nie, jest, ale jest go za mało. Musi być więcej. Wróćmy jednak do przesłania społecznego. Gdy trzy lata temu zostałem wybrany Prezydentem Rzeczpospolitej wolą większości naszego narodu, większości tej, która wzięła udział w wyborach, wygrałem między innymi dlatego, że jasno opowiedziałem się za Rzeczpospolitą solidarną. Za taką formą organizacji społeczeństwa, w której korzyści z naszej wolności, z naszego rozwoju, są korzyściami dzielonymi, jeżeli nie zupełnie równo, bo w gospodarce rynkowej nie zawsze jest to możliwe, a wszelkie inne formy gospodarki się nie sprawdziły, to w każdym razie wszyscy odnoszą korzyści. Rzeczpospolita solidarna to przeciwieństwo Rzeczpospolitej, którą czasami nazywamy liberalną, ale lepiej ją nazwać prościej i bardziej prawdziwie Rzeczpospolitą dla bogatych. Takiej Rzeczpospolitej chciałem się przeciwstawić i myślę, że dlatego zwyciężyłem, bowiem większość Polaków, we własnym dobrze rozumianym interesie jej nie chce, nie chciała i nie chce w dalszym ciągu. Dlaczego? Dlatego, że jest ona wbrew ich interesom, bo ich interesem jest to, do czego mają święte prawo, aby z owoców wzrostu, z tego, że nasz kraj jest coraz zamożniejszy, choć daleko mu jeszcze do zamożności, korzystać. Dzisiaj sytuacja jest inna. Rozwarstwienie społeczne począwszy od roku 1992, czyli nie od końca komuny, tylko od pierwszych lat transformacji, do roku 2006, wzrosło dwukrotnie, czyli zwiększa się różnica między dochodami tych, którzy są najsłabsi i tych, którzy są najsilniejsi. W Polsce płaca przeciętna rośnie, cieszymy się z tego. Można powiedzieć, że bardzo się cieszymy. Ale sześćdziesiąt kilka procent pracowników zarabia poniżej średniej krajowej. I z tego już cieszyć się nie należy. To nasza porażka, a nie sukces. Trzeba ten stan rzeczy zmieniać i w tym rola wszystkich związków zawodowych, ale w szczególności „Solidarności”, powinna być jak największa.
Szanowne Panie i Panowie Delegaci,
czy obecne plany związane z nowym ustawodawstwem idą w tym właśnie kierunku? Muszę z przykrością powiedzieć, że nie. I dzieje się tak w różnych sprawach. Musiałem skorzystać z prawa weta dotyczącego tak zwanej ustawy kominowej, chociaż miała ona również aspekty pozytywne i o tym trzeba powiedzieć. Ale przeważały negatywne, ponieważ istota tej ustawy, istota związana z poziomem płac, polegała na tym, że ta sama suma pieniędzy miała być dzielona inaczej, z większą korzyścią dla kadry kierowniczej. Mogę rozumieć, że poziom płac menadżerów w sektorze państwowym powoduje trudności w pozyskiwaniu najlepiej wykwalifikowanych ludzi, ale jeżeli nawet te płace mogą, powinny być wyższe, to nie kosztem przeciętnych pracowników. I to była przesłanka mojego weta. Dzisiaj są jeszcze inne sprawy. Na pierwszym miejscu wymieniłbym plan zasadniczych zmian w służbie zdrowia, komercjalizacji, która nieuchronnie musi prowadzić do prywatyzacji, a w niektórych przypadkach do likwidacji jednostek w służbie zdrowia. Ta prywatyzacja, czy ta komercjalizacja w pierwszej fazie, ale już bez gwarancji, że samorząd lub rząd ma mieć tam pięćdziesiąt jeden procent udziałów, chciałem na to zwrócić szczególną uwagę, obejmuje nie tyko szpitale, czy tak zwaną otwartą służbę zdrowia, obejmuje także, mówię to z najwyższym zdumieniem, stacje krwiodawstwa czy stacje sanitarno epidemiologiczne. Komercjalizacja krwi? Handel krwią? Nie wiem czy Państwo zgadzacie się z moimi odczuciami, ale to rzecz wręcz obrzydliwa.
Publiczna służba zdrowia to obowiązek państwa od wieków, oczywiście w granicach, na jakie ówczesny stan pozwalał. Dzisiaj ma być przekazywana w ręce spółek, które mają być prywatyzowane? To przecież absurd. Nasza służba zdrowia wymaga naprawy, ale nie może być tak, że jednostki, które się tym zajmują, czy to szpitale w pierwszym rzędzie czy otwarta służba zdrowia, działają na zasadach, które związane są przede wszystkim z rynkiem, czyli przede wszystkim z zyskiem. Choćby dlatego, że jedne procedury medyczne są opłacalne z tego punktu widzenia, a inne nie i nigdy nie przynoszą zysków. Jeżeli przyjrzymy się dzisiejszej służbie zdrowia, to przecież szpitale prywatne funkcjonują i inne prywatne firmy medyczne, i często ludzie zamożni albo nawet średnio zamożni wysiłkiem całej szeroko pojętej rodziny, kierują tam swoich bliskich. Wszystko jest pięknie, są skórzane fotele, są pojedyncze sale, tylko jak dochodzi do komplikacji, to świetnie wiem jako były prezydent Warszawy, że wtedy trzeba biec do szpitala publicznego. Służba zdrowia nie może być przedmiotem rynkowej gry, mówię o publicznej służbie zdrowia. Nie może być, chyba, że Polki i Polacy wypowiedzą się inaczej. Chciałbym referendum. Powiedziałem o tym przed dwoma czy trzema dniami. Chciałbym, ponieważ jest to sprawa, która dotyczy 95 procent naszych obywateli. Dlaczego mówię 95? Bo powiedzmy, że najbogatsze 5 procent da sobie radę. Nasza Konstytucja przewiduje instytucję referendum, to ja się pytam, dla jakich spraw, jeżeli nie dla takich? Twierdzenie, że to jedynie prosta komercjalizacja jest twierdzeniem dla naiwnych. Jeżeli, z wyjątkiem niektórych przepisów, podporządkowujemy działanie jednostek służby zdrowia kodeksowi spółek handlowych, to tam podstawową zasadą jest zysk. I czy to jest przy spółkach handlowych rzecz normalna? Tak, normalna. Tylko, że zdrowie, to nie rynek, a rynek to nie zdrowie. Przynajmniej, jeżeli chodzi o służbę publiczną.
Są wątpliwości dotyczące także innej niezwykle istotnej dziedziny, dalszych zmian, tak zwanego dokończenia reformy systemu rentowo-emerytalnego. Tu jest kilka spraw, ale przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na emerytury, które dzisiaj są potocznie zwane pomostowymi, a według ustawy mają być już oficjalnie tak nazwane. Ta ustawa odbiera setkom tysięcy ludzi prawo do wcześniejszych emerytur. Ogranicza je w sposób zasadniczy, ogranicza je też na przyszłość, chociaż z dość długim okresem wyczekiwania. To jest ustawa, która w realnej naszej sytuacji nie może w przyszłym roku wejść w życie. Robię wszystko, żeby nie weszła. Są też, Szanowne Koleżanki i Koledzy, plany innych zmian. Potrzebne są firmy, a dokładnie podobno są potrzebne, które będą wyliczały emerytury drugiego filaru, przekazywały dane do ZUS-u, mówię w pewnym uproszczeniu, żeby ZUS mógł wypłacić jedno świadczenie, czy dwa, ale w postaci jednej wypłaty. Rozwiązania, które są przygotowywane, służą temu, żeby dzisiejsze towarzystwa emerytalne mogły utworzyć odpowiednie zakłady. Wziąwszy pod uwagę, że razem będzie ich kilka, nie będzie najmniejszej konkurencji. To jest również przeciwko interesom pracowników.
Szanowne Koleżanki i Koledzy,
jedną z podstawowych form społecznej solidarności, rozumiejąc ją konkretnie, jest sprawa rent. Mówię o tych rentach, które są uczciwie wypłacane, bo tu rzeczywiście bywają nadużycia, są dla ludzi, którym w życiu z powodów przypadkowych, albo i nie, się nie udało. Są niezdolni do pracy wcześniej niż normalnie. Ulegli wypadkowi, mają słabe zdrowie, dotknęło ich jakieś nieszczęście. Te renty nie mogą mieć wymiaru symbolicznego. One są szczególnym przejawem solidarności. Mogę powiedzieć, że nie wolno tego świadczenia nadużywać, a to się zdarza i jest to czasami ucieczka przed odpowiedzialnością za samego siebie. Trzeba tego rodzaju praktyki, znane w Polsce przed wojną, po wojnie, znane wszystkim krajom na świecie ograniczać, chociaż stanu idealnego nigdy tutaj nie osiągniemy, ale plan świadczeń, które będą wynosiły sumę znacznie poniżej wszelkiego socjalnego minimum, należy uznać za groźną, wyjątkowo groźną. Są też inne problemy związane z tym, że różne w praktyce będą tu prawa kobiet i mężczyzn. Oczywiście gorsze kobiet, lepsze mężczyzn, to też istotna społecznie sprawa. Też ją trzeba spróbować rozwiązać w sposób nieco odmienny od obecnego. Mogę powiedzieć, że to wszystko, o czym mówiłem, to są konkretne wymiary solidarności. Konkretne, rozumiane jako system instytucji, które solidarności społecznej służą. Te instytucje dzisiaj są wysoce niedoskonałe, a są tacy, którzy tę niedoskonałość chcą jeszcze bardziej pogłębić. Przeciwstawiajmy się temu wspólnie. To bowiem źle służy naszemu rozwojowi. Polska dzisiaj się rozwija, choć w tym roku nieco wolniej niż w okresie poprzednich rządów lat 2005-2007. To dobrze, to bardzo dobrze, ale podstawowym mechanizmem napędzającym rozwój jest popyt wewnętrzny. Jeżeli on się będzie ograniczać, to pole do rozwoju również się będzie ograniczać. Dlaczego? Bo drugi mechanizm rozwoju, coraz większy eksport, nie ma dziś fantastycznych perspektyw. Jest wielki światowy kryzys finansowy. Nie wiem jeszcze, czy świat nad nim potrafi zapanować, czy nie. Miejmy nadzieję, chciałem tę nadzieję tutaj wyrazić, że zapanuje. Ale żeby zapanować musi zmienić sposoby myślenia, które dominują od dwóch i więcej dziesięcioleci. Okazało się, że nie tylko państwo, według tego sposobu myślenia z natury złe, ale także korporacje rządzone przez menadżerów, opłacanych milionami dolarów rocznie, banki z szefami równie wysoko opłaconymi, potrafią popełniać zasadnicze błędy. Tak, ponieważ błąd wynika z ludzkiej natury, ludzkiej niedoskonałości, a nie z tego, czy dana osoba działa w anonimowej korporacji, czy w państwie, które jednak poddaje się takiej społecznej kontroli, oczywiście niedoskonałej. Rynek jest potrzebny, żadna gospodarka na świecie inna niż rynkowa nie okazała się skuteczna. Ale rynek, jeżeli ktoś go chce doprowadzić do postaci czystej i zaborczej, zawodzi, i mieliśmy właśnie przed chwilą tego przykład. Jeżeli pewien system myślenia zostanie złamany, to my wszyscy wspólnie, w Europie i Stanach Zjednoczonych i na całym świecie zwyciężymy. Jeżeli nie, to obawiam się porażki, choć głęboko wierzę w zwycięstwo. Wierzę w to zwycięstwo między innymi dlatego, że na świecie ciągle istnieje potężny ruch związkowy. Ciągle funkcjonuje myśl, która jest przeciwna skrajnemu liberalizmowi, że wartość solidarności w skali międzynarodowej, w skali narodowej, w skali mniejszych wspólnot, w tym wspólnoty rodzinnej przede wszystkim, w dalszym ciągu funkcjonuje, szczególnie w naszym kraju. Dlatego wierzę, że czeka nas dobra przyszłość, ale ta dobra przyszłość powinna być odczuwana przez miażdżącą większość Polaków. Dlaczego mówię: nie wszystkich? Bo są tacy, którzy nie chcą z tego korzystać. To sprawa ich własnego wyboru. Ale jeżeli ktoś uczciwie pracuje, gdy kogoś dotknęło nieszczęście i dlatego nie pracuje, ci wszyscy powinni korzystać. Powinny korzystać dziś i w przyszłości. I właśnie taki system w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, częściowo jeszcze siedemdziesiątych dał światu olbrzymi rozwój. Pamiętajmy o tym.
Panie Przewodniczący, Szanowne Koleżanki i Szanowni Koledzy,
chciałem na koniec powiedzieć, że na tej sali, gdzie odbywa się zjazd „Solidarności”, czuję się zawsze bardzo dobrze. I myślę, że do końca życia tak się czuć będę. Dziękuję wam serdecznie za zaproszenie.”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/141996-narod-tak-rozumiany-jest-wspolnota-rownie-naturalna-jak-rodzina-o-ktorej-tyle-mowil-w-swojej-nauce-jan-pawel-ii-i-o-ten-narod-musimy-zadbac