NASZ WYWIAD: Kolejne ekshumacje są niezbędne - mówi Dariusz Fedorowicz, brat tłumacza śp. Lecha Kaczyńskiego

fot. PAP/Adam Warżawa
fot. PAP/Adam Warżawa

- My w tej chwili w nic do końca nie możemy wierzyć, nikomu nie możemy ufać - mówi Dariusz Fedorowicz, brat Aleksandra Fedorowicza, tłumacza prezydent Lecha Kaczyńskiego, który zginął w Smoleńsku. Ekshumacje są niezbędne nie po to by potwierdzić tożsamość pochowanych osób, ale by wyjaśnić przyczyny katastrofy - zaznacza.

wpolityce.pl: Co zmieniła wśród rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej sprawa ekshumacji Anny Walentynowicz i to co się wokół tej ekshumacji wydarzyło?

Dariusz Fedorowicz: Przede wszystkim wykazała ogromną niekompetencję i skalę zaniedbań, które w tym zakresie wystąpiły. My w tej chwili w nic do końca nie możemy wierzyć, nikomu nie możemy ufać. Taka atmosfera może się zresztą udzielać znacznej części polskich obywateli po prostu, którzy w ten sposób tracą zaufanie do organów własnego państwa. Mało tego, tracą wiarę w suwerenność tego państwa.

Jak pan przyjął przeprosiny premiera Donalda Tuska i marszałek Ewy Kopacz za błędy w sprawie pogrzebów?

Nie przyjąłem ich. Nie odebrałem, żeby to były przeprosiny. To raczej była potwarz. Przeprosiny powiązane z oskarżeniami. Proszę nie zapominać, że zarówno pan prezydent jak i załoga tego samolotu, których się bezpodstawnie obwinia o doprowadzenie do tej tragedii, także mają rodziny i też są jednymi z nas. Czujemy głęboką więź z nimi. Te przeprosiny to była próba wbicia klina pomiędzy rodziny. To nie przynosi nic dobrego. Natomiast pan premier Tusk powiedział coś istotniejszego. Mówił, po raz kolejny, bo wcześniej mówił to już na zamkniętych spotkaniach z rodzinami,  że on ponosi całkowitą odpowiedzialność. I w tym się zgadzam z panem premierem. Powinien tę odpowiedzialność ponieść. Pani minister Kopacz również. Bo ona nie pojechała tam jako psycholog, ale jako najwyższy rangą przedstawiciel państwa polskiego. Ona się tam po prostu nie sprawdziła. Śledztwo jest karykaturą śledztwa. Polska nie zapewniła sobie wiarygodnego materiału dowodowego. Te sprawy po dwóch i pół roku są widoczne. I niektóre zaniedbania mogą byc już nie do odrobienia.

Zapowiadają państwo wnioski o kolejne ekshumacje. Ilu osób może to dotyczyć?

Za wcześnie żeby mówić o liczbach. Te wszystkie osoby, które były dziś na spotkaniu z takim zamiarem się noszą, mimo, że jest to bardzo bolesna decyzja, to jednak jest ona nieunikniona. Zwłoka czasowa może powodować tylko zmniejszenie liczby informacji, które są jeszcze możliwe do uzyskania.

Te informacje, jak państwo podkreślają mają służyć nie tylko potwierdzeniu identyfikacji ...

Tu byliśmy zgodni, łącznie z rodziną Anny Walentynowicz. Im przecież nie chodziło przede wszystkim o identyfikację. Oni byli przekonani, że pochowali osobę, którą zidentyfikowali, bo oni swoja mamę i babcię zidentyfikowali. Natomiast to że się okazało, że pochowali kogoś innego było wielkim szokiem.

Ale przede wszystkim chodziło o to by uzyskać informację na temat mechanizmu powstania urazów, tego wszystkiego co może wyjaśnić przebieg samej katastrofy. To jest jasne. To nie prawda, że po dwóch i pół latach nie ma tam czego szukać,. To jest kłamliwe przedstawianie sprawy. Tak mówić nie wolno.

not. ansa

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.