wPolityce.pl: Dzisiejsze wydarzenia w centrum Warszawy to już kolejna katastrofa związana z budową metra. Dlaczego pana zdaniem dochodzi do tych incydentów?
Czesław Bielecki, kandydat PiS w wyborach na prezydenta Warszawy w 2010, architekt, działacz opozycji w PRL: Dzieje się tak dlatego, że miasto inwestując w wielkie projekty oszczędza na myśleniu. Poza tym konstruuje projekty tak, żeby zgadzały się najbardziej biurokratycznie rozumiane procedury, a niewiele ma to wspólnego z myśleniem menadżerskim i zarządzaniem dużymi projektami. Oszczędza się a to na badaniach gruntowych, a to na projekcie, wszystko robi się „po taniości”. W rezultacie gdy rodzą się realne niebezpieczeństwa, nikt nie ma planu „B” i zaczyna się wielka improwizacja i potężna akcja ratunkowa. Tymczasem pewne rzeczy po prostu wiadomo. Wiadomo przecież, że woda płynie w skarpie. Wyszło to tuż po wojnie, gdy ręcznie kopano tunel dla trasy W-Z i wówczas osuwała się Święta Anna. To są sprawy oczywiste. Jeśli jednak rozpoznanie projektowe i konieczne badania są robione tak, byle mniej wydać, to nie dziwmy się skutkom. Oferta generalnego wykonawcy realizowana jest pod kątem ceny, a z ceny nie są wyjęte ryzyka, a powinny, bo przecież niespodziewane okoliczności mogą zawsze zaistnieć. I dlatego mamy takie opłakane rezultaty jak obecnie. Zarządzanie biurokratyczne, a zarządzanie wielkimi projektami infrastrukturalnymi, to nie to samo. To drugie jest dziedziną skodyfikowaną, którą zajmują się zawodowi menadżerowie.
Czy pana zdaniem należałoby zrewidować tę inwestycję? Może trzeba by jeszcze raz wszystko sprawdzić?
Poprawianie zarządzania, przez mnożenie kontroli nie jest metodą. Warto jednak wyciągnąć wnioski natury menadżerskiej. Następne ryzyka powinny być rzetelnie ocenione. Część dzisiejszych problemów, ciężko nawet nazwać mianem ryzyka. To jest wynik politycznych decyzji, którą podjęła prezydent Warszawy. Mam na myśli na przykład postanowienie, by budować wszystkie stacje metra jednocześnie. W efekcie cała Warszawa jest rozgrzebana, życie mieszkańców stolicy jest utrapieniem. To jest nawiązanie do wzorców bolszewickich – wszystko rozgrzebać, niech będzie ruch w interesie. Dzięki temu można szafować pięknym hasłem: „Polska w budowie”. A już kiedy co będzie wybudowane, to zupełnie inna kwestia. I jest tak, jak mawiał premier Czarnomyrdin: „Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze”. Tymczasem ryzyka można skalkulować. Np. że pewien etap się przesunie, ale nie będziemy mieć paraliżu miasta. Można było iść w dwóch kierunkach na jednym odcinku, następnie budować kolejny odcinek w dwóch kierunkach. Tymczasem zrobiono to tak, że wykonawca dostał wygodny front robót, tymczasem życie mieszkańców miasto jest beznadziejnie utrudnione.
Czy, pana zdaniem, odpowiedzialność polityczna władzy za katastrofę budowlaną jest ewidentna?
Za sposób prowadzenia wielkich projektów odpowiadają nie tyle planiści czy różni inżynierowie, co odpowiada szczebel władzy, który je finansuje, zamawia i prowadzi. Moim zdaniem ta odpowiedzialność polityczna jest więc jednoznaczna. Jednak mówię to w kraju, w którym nikt nie zauważył banerów Amber Gold i nikt za nic nie odpowiada. Ćwiczenie władzy samorządowej i rządowej w nieodpowiedzialności jest ćwiczeniem rozległym, wykonywanym na różne sposoby, na wszystkich poziomach. Jednak w moim przekonaniu obywatele mają świadomość, że mamy w tym przypadku do czynienia z niezbywalnym monopolem i odpowiedzialnością władzy publicznej. Tu nie chodzi o budowę ogródka kawiarnianego czy biurowiec. Magistralne sieci, system drogowy, kolejowy to należy do władzy publicznej.
A może tę inwestycję należałoby poprowadzić inną drogą. Pojawiały się różne propozycje, np. górą, nad Wisłą?
To są konceptualne dywagacje. Na ten temat były prowadzone przez wiele lat studia. Wiadomo, że Warszawa nie leży na łatwych gruntach, one są kapryśne. Często dwie działki obok siebie mają dość zróżnicowane warunki posadowienia. Jednak nie jest to skała. Niedawno byłem na Islandii, gdzie ludność o liczebności mieszkańców Ursynowa wybudowała więcej tuneli w skałach niż mamy w całej Polsce. Nie oszukujmy się więc. Jesteśmy haniebnie niesprawni. Mamy głównie piachy i gliny, a mimo to nie jesteśmy w stanie zbudować od punktu A do punktu B, o tych samych parametrach drogi ekspresowej lub autostrady. A jak trzeba, to tunelu. Dajemy tego liczne dowody. Nie szukajmy więc rozwiązań konceptualnych, tam gdzie możliwe są rozwiązania konkretne i przećwiczone. Wiele miast leży na trudnych gruntach, o kapryśnych wodach pod powierzchnią ziemi, a ludzie sobie radzą. Nieraz eksportujemy naszą myśl techniczną, budowaliśmy drogi i inne infrastrukturalne przedsięwzięcia w innych krajach. Największym naszym problemem jest fatalne zarządzanie wielkimi projektami, a nie ich określona wada techniczna.
Rozmawiała DLOS
CZYTAJ TAKŻE: "Budowa metra wymaga ewakuacji ludności i zawrócenia Wisły na południe"; "Takiego bezhołowia jak za HGW nie ma nigdzie"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/141694-nasz-wywiad-czeslaw-bielecki-o-katastrofie-na-budowie-metra-inwestujac-w-wielkie-projekty-miasto-oszczedza-na-mysleniu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.