Szef ochrony prezydenta Klausa podaje się do dymisji po niegroźnym incydencie. Co pan na to, panie generale Janicki?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. youtube
fot. youtube

Jiri Sklenka, szef ochrony czeskiego prezydenta Vaclava Klausa podał się do dymisji w związku z incydentem, do jakiego doszło w piątek wieczorem - podaje portal polskieradio.pl za eurozpravy.cz. Sklenka oświadczył, że ponosi pełną odpowiedzialność za niedopełnienie obowiązków przez prezydencką ochronę i w związku z tym musi opuścić swoje stanowisko. Na razie nie wiadomo, czy dymisja zostanie przyjęta.

Prezydent Czech Vaclav Klaus został w piątek zaatakowany przez młodego mężczyznę, który użył pistoletu na sprężone powietrze imitującego prawdziwą broń i wystrzeliwującego  plastikowe pociski. 71-letni Klaus nie odniósł obrażeń, poza lekkim urazem ramienia.

Jak poinformowała agencja CTK, 26-letni mężczyzna stojąc blisko prezydenta wymierzył w jego kierunku pistolet i kilkakrotnie nacisnął na spust. Następnie próbował oddalić się i dopiero po przebyciu kilkuset metrów został zatrzymany przez policję.

Według świadków, ochrona Klausa nie zareagowała na co poirytowany Klaus zwrócił im później uwagę.

Incydent wydarzył się w miejscowości Chrastava, gdzie Klaus brał udział w uroczystości otwarcia zrekonstruowanego mostu. Prezydent kontynuował swój udział w uroczystości. Później w Centralnym Szpitalu Wojskowym w Pradze opatrzono mu niewielką ranę na ramieniu.

Według CTK, mężczyzna zbliżył się do Klausa gdy był on otoczony przez uczestników uroczystości. Wielu z nich, nawet stojących koło prezydenta, nie zauważyło incydentu. Plastikowy pistolet użyty przez napastnika stosowany jest w grach terenowych.

Było tam ok. 2000 ludzi i w takim tłumie po prostu zdarza się, że znajdzie się ktoś niezrównoważony psychicznie. Ten człowiek na takiego wyglądał i nie robiłbym z tego tragedii

- powiedział dziennikarzom gubernator okręgu Liberec, w którym znajduje się Chrastava.

Dymisja szefa prezydenckiej ochrony pokazuje jednak, że Czesi nie zlekceważyli incydentu. Zadziałała wyobraźnia, co by było gdyby w otoczeniu Valclava Klasua znalazł się rzeczywiście napastnik. I szef ochrony nie wstydzi się przyznać, że zawiódł i, że ten incydent to dla niego i jego podwładnych kompromitacja.

Tę historię wypada zadedykować szefowi BOR, gen. Marianowi Janickiemu, który po tragedii smoleńskiej nie tylko nie ustąpił ze stanowiska, ale bez zażenowania przyjmował zaszczyty i awanse. A na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj wydarzyło się chyba coś więcej niż strzał z pistoletu zabawki, czyż nie?

źródło: polskieradio.pl/PAP/Wuj

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych