Płynięcie z prądem - to wielki grzech zaniechania. Grzech dziennikarzy, obecny w mediach od lat 80-tych

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. arch
fot. arch

Dbanie o interes wspólny nie jest w modzie. Ludzie, zajmujący się polityką zgodnie z definicją tego słowa, należą do rzadkości. W większości przypadków mamy do czynienia z politykierami. Dziennikarze podejmujący tematy w ważnym interesie społecznym są ośmieszani, opluwani, a często nawet ścigani przez sądy. Jakże spokojne jest życie płynących z prądem.

Dziedziny takie jak sport, rolnictwo, historia i medycyna także nie są bezpieczne. Zawsze się znajdą poprawiacze historii albo bogate lobby farmaceutyczne, czy nowych technologii w rolnictwie, którym nadepnie się na odcisk. Pisanie na tematy polityczne, to stąpanie po polu minowym.

Wyśmiewano dziennikarzy śledczych, którzy chcieli wyjaśnić tragedię w Smoleńsku. Wszyscy przecież widzieli, że nic się od początku nie zgadzało: ani godzina zdarzenia, ani przyczyna, ani zapisy głosów w kabinie pilotów, ani sekcje zwłok, czy zabezpieczenie wszystkich części samolotu… słowem - nic. Gdyby nie znaleźli się odważni dziennikarze i redakcje, sprawa zostałaby zamieciona pod dywan. Czyż do żywych nie należy oddanie czci zmarłym? Czyż rodziny nie mają prawa wiedzieć o miejscu pochówku swoich najbliższych? Coraz więcej jest przesłanek do tego, że to nie była zwykła katastrofa. Nity nie wbijają się same w ciała ofiar. Jedno jest pewne, że minęło prawie dwa i pół roku i wiemy jedynie to, co na początku, że ktoś tu kręci i mataczy. Społeczeństwo ma prawo i musi wiedzieć, co się tak naprawdę stało.

Jak do tego doszło, że taka sytuacja w ogóle może mieć miejsce w niepodległym państwie? Trzeba wrócić do końca lat 80-tych, do kształtowania się współczesnych elit politycznych. To wtedy dziennikarze dopuścili się strasznego grzechu wobec społeczeństwa. Był to grzech zaniechania. Preferowano i pokazywano tylko jedną opcję polityczną – tych, którzy siedli do „okrągłego stołu”. O rozmowach w Magdalence nie pisano w ogóle - skrzętnie ukrywając ten fakt. Informacje ukazujące się w podziemnych gazetkach ośmieszano twierdząc, że to spiskowa teoria dziejów. Na zamilczenie skazano wszystkie środowiska, ostrzegające przed zgodą na kontraktowe wybory.

We wszystkich środkach masowego przekazu kreowano nową klasę polityczną. O Andrzeju Gwieździe czy Annie Walentynowicz nie mówiono w ogóle. Byli skazani na zamilczenie. Jak kogoś nie ma w telewizji - to nie istnieje. Nikomu z dziennikarzy nie chciało się wtedy zadać prostego pytania – dlaczego jesteście przeciwko „okrągłemu stołowi”? Czy naród nie zasługiwał na wszechstronne informacje, by świadomie dokonać wyboru? Polakom nie tylko narzucono elity polityczne, kulturalne,  ale także „jedynie słuszne rozwiązania”. W ten sposób doczekaliśmy się ruiny gospodarczej kraju, a także afer politycznych i gospodarczych -  państwa, które zdaje „egzamin  inaczej”.

Czyż nie głosiły media, że ci z „Solidarności”, którzy nie załapali się do „koryta” - to nieudacznicy? Nikt z dziennikarzy nie napisał, że może te prawdziwe elity nie chcą świadomie brać udziału w rozkradaniu Polski. Niszczenie kraju następuje też przez kryzys kompetencji. Wzorem nieboszczki PZPR  stanowiska obsadzane są wiernymi członkami partii, a nie zgodnie z kwalifikacjami. Obowiązują  zasady: „nie zna się – to się pozna” i „mierny ale wierny”.

Uczciwi ludzie nie mają praktycznie szans, by piastować stanowiska decyzyjne. Dawni komuniści i bezpieka zadbali o swoich. Wysokie, kilkutysięczne emerytury ludzie byłych reżimowych resortów otrzymują regularnie - pomimo, że składki na ZUS nie były za nich płacone. Działacze solidarnościowego podziemia są natomiast szykanowani do dziś. Ich nazwiska sieją postrach, gdyż odwaga cywilna jest groźna dla tych, co to wolą przyjąć postawę „potulnego cielęcia”. Głodowe emerytury i renty skatowanych nie wystarczają na czynsz, lekarstwa a nawet jedzenie.

I znów niestety, usłużni dziennikarze pisali o roszczeniowych postawach, o nieudacznikach itp. Jak to się dzieje, że wykształceni ludzie tracą pracę i nie mogą jej nigdzie znaleźć? Nawet profesorowie i adiunkci mają problemy. Lustracji na uczelniach nie przeprowadzono. Iluż to byłych „tw” pełni funkcje dziekanów, a nawet rektorów na polskich uczelniach? Byłe łączniczki AK są eksmitowane ze swoich mieszkań, w których urodziły się i wychowały, bo jakiś nowobogacki czyha na ich mienie. Jak się może czuć osoba skatowana przez SB, gdy spotyka w sądzie byłego swojego oprawcę, który jako strażnik sądowy dorabia do wysokiej emerytury? Co musi się w kraju wydarzyć, aby sytuacja się zmieniła? Co pewien czas słyszymy o kolejnym samobójstwie bohaterów podziemia niepodległościowego. Nie chcą być żebrakami i nie wytrzymują psychicznego napięcia. Nie potrafią na kolanach żyć. Państwo o nich zapomniało.

Młode pokolenie oskarża „Solidarność” za to wszystko, co się złego wydarzyło w Polsce przez ostatnie 22 lata. Wmówiono przecież Polakom, że rządzi „Solidarność”, a ludzie z solidarnościowym rodowodem są odpowiedzialni za dzisiejszą sytuację w kraju. Gloryfikacja Jaruzelskiego trwa, a Kiszczak to dla niektórych dalej „człowiek honoru”!

Czy dziennikarze zdają sobie sprawę z własnej roli w podmianie elit? Czy może wreszcie zaczną wykonywać rzetelnie swój zawód - dociekać istoty problemu i pokazywać rzeczywistość taką, jaką ona jest. Przyszłe pokolenia nam tego nie darują. Płynięcie z prądem to wielki grzech – grzech zaniechania!  Może przyszedł czas na uderzenie się w pierś?

Jadwiga Chmielowska

28 września 2012

artykuł opublikowany na stronie SDP

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych