W tygodniku "Polityka" kolejny odcinek serialu pt. "establishment ma dość Polski". Polski, która establishmentowi ciąży, która go męczy, dusi i w ogóle zniechęca do życia.
Tym razem Jacek Żakowski rozmawia z wokalistką Marią Peszek, która właśnie wydała nową płytę o jakże uroczym tytule "Jezus Maria Peszek".
Wokalistka opowiada o swoich problemach:
Zwariowała pani?
Przez chwilę.
Jak słucham tej płyty, to skóra mi cierpnie. Co to było?
Załamanie nerwowe. (...) Neurastenia, stany lękowe. Kilkunastotygodniowa bezsenność. Napady paniki.
Artyści mający problemy z osobowością, a nawet z integrację osobowości to nic nowego. Rzecz stara jak świat. Maria Peszek przyznaje, że "trzydzieści kilka lat żyła dość grabieżczo", aż w końcu ciało zaczęło dawać znaki, i doszło do załamania. Później "przyszły te demony", "niesamowicie plastyczne", "piękne i straszne", "przerażające".
Nie byłaby to rzecz warta odnotowywania, gdyby nie sprytne splatanie tego krańcowego doświadczenia z Polską i polskością. Żakowski pyta:
Poza transmisją z pani prywatnego, strasznego domu wariatów, jest na tej płycie dialog z naszym wspólnym, kochanym domem wariatów. Z Polską, z Bogiem, z płcią. Dla wielu będzie to wkurzające. "Sorry Polsko" na przykład. Jak tam jest z tą krwią?
"Nie oddałabym Ci Polsko/ani jednej kropli krwi". "Wystarczająco przerażająco jest żyć". Było jeszcze "tu", ale skreśliłam. Bo to wiadomo.
I tak się toczy ten wywiad, przepełniony sugestią, że dezintegracja osobowości osoby bawiącej się w sztukę to wynik polskości. Co zabawne - tego kontekstu nie ma, gdy i wokalistka, i Żakowski, przywołują, w formie analogii, Amy Winehouse. W jej przypadku brytyjskość nie ciąży, choć przecież jej historia kończy się śmiercią.
Peszek dodaje, że "nikt jej tu nie więzi", i "sama wybiera Polskę". A jednak wyraźnie ta Polska jej ciąży, jak kamień. Polska poważna, ta realna, w każdym razie:
Chcielibyśmy traktować ojczyznę jako coś miłego, a nie jako upiora. Dla mnie nowoczesny patriotyzm polega na tym, że się nie migam od normalnych obowiązków. Płacę abonament, chodzę na wybory, poczytuję gazety. Nie kombinuję, jak uniknąć. Uczciwie partycypuję, żeby tu było fajnie.
(...) Uprawiamy patriotyzm prostych spraw, małych rzeczy. A ciągle nam się wciska kult śmierci. Czas honoru. Ciągle stajemy wobec tych skrajnych, romantycznych roszczeń. "Oddaj życie!". Wciąż wraca to absurdalne pytanie: "Czy oddałbyś życie?". A mi się wydaje, że trupów było dosyć. Natomiast brakuje świadomie szczęśliwych Polaków.
Jest w tym jakiś dramat rodziców tych wszystkich artystów, w końcu polskich inteligentów, że nie zdołali przekazać swoim dzieciom choćby minimalnej wiedzy o wyborach, przed którymi stawały poprzednie pokolenia. Że nie powiedzieli, że tu, w Polsce, historia przychodziła do domów, że to nie był żadny wybór. I że infantylizm jest dla Polski, także dzisiaj, fatalnym rozwiązaniem.
Świetnie wywiad Marii Peszek podsumował także - na stronach rp.pl - Piotr Gursztyn. Jak zauważył, "w wypowiedziach pani Peszek widać żal, że nasza historia nie toczyła się inaczej, i że jest to wina naszych przodków". Zdaniem Gursztyna - "pewnie jakaś jest, ale nie w tym zakresie, do którego odnosi się bohaterka wywiadu Żakowskiego":
„Chcielibyśmy traktować ojczyznę jako coś miłego, a nie jako upiora” – mówi. Wszyscy by tego chcieli. Ofiary Auschwitz, Katynia, rzezi Woli. Tylko, co oni mieli do powiedzenia w chwili śmierci. Gdyby pani Peszek albo niżej podpisany urodzili się pół wieku wcześniej, mieliby szansę wejść do kategorii straszących dziś upiorów.
Gursztyn zauważa, że "patriotyzm prostych spraw, małych rzeczy” w przeszłości też miał swoje konsekwencje:
Ci, którzy budowali Gdynię czy COP to robili. Jeszcze w sierpniu. We wrześniu szli do piachu. Chociaż tego się nie spodziewali. Bo dlaczego? Byli tylko nauczycielami powszechniaka, albo drobnymi urzędnikami. A tu przyjechało Einsatzkommando albo sąsiedzi z Selbstschutzu i ich rozstrzelano. Za przedwrześniowe uprawianie patriotyzmu „prostych spraw, małych rzeczy”.
A komentując zdanie: "Wciąż wraca to absurdalne pytanie: Czy oddałbyś życie?", dodaje:
Pytanie nie jest absurdalne, jest straszne. I w dziejach, przynajmniej Polski, nie stawiali go swoi. Ale obcy, którzy i tak tu przybywali, żeby je zabrać. I nie dawali możliwości swobodnej nań odpowiedzi.
Zdaniem publicysty, Peszek prezentuje postawę częstą w Polsce:
Ahistoryczną i nierealną. Że wobec historii można zachować tak jak małe dziecko: naciągnąć kołdrę na oczy. I drugą postawę: że zawsze mamy wpływ na wszystko. Że wspólnota narodowa, gdyby miała sprytniejszych przywódców, to uniknęłaby najstraszniejszych przejść (tak, to aluzja do głośniej ostatnio książki jednego z moich kolegów redakcyjnych).
Otóż w dziejach ludzkości czasem zostaje wybór między wyjściem złym, a bardzo złym. O czym zaświadcza m.in. los Kartaginy, podbijanych przez Czyngis Chana miast Chorezmu, mordowanych przez Turków Ormian, wreszcie Holokaust. Patriotyzmu „rzeczy prostych” najczęściej nie da się robić bez pozytywnej odpowiedzi na owo „absurdalne” pytanie. Taki ten świat już jest. Z kołdrą na oczach trudno to dostrzec.
Polecamy cały, wybitny i ponadczasowy komentarz Piotra Gursztyna na stronach "Rzeczpospolitej".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/141086-w-tygodniku-polityka-kolejny-odcinek-serialu-pt-establishment-ma-serdecznie-dosc-polski