Nie jestem zwolennikiem nadużywania mocnych określeń w politycznej walce. Zdecydowanie sprzeciwiam się egzaltowanemu nazywaniu rządzących „zdrajcami”, „pachołkami Putina”, „mordercami” czy „targowicą”. Nadużywanie takich epitetów powoduje, że tracą one swoją wymowę i moc. Co się bowiem stanie, gdy naprawdę będziemy mieli do czynienia ze zdrajcami Polski? Jak ich wówczas nazwiemy, by podkreślić swoje oburzenie? Czy ktokolwiek będzie nas jeszcze słuchał? Jednak w jednym przypadku okazuje się, że używanie mocnych porównań jest jak najbardziej adekwatne.
Chodzi mi oczywiście o Ruch Palikota i jego zaplecze intelektualne, które z powodzeniem można nazwać neobolszewickim. Skąd takie mocne określenie? Sam RP daje nam odpowiedź na to pytanie niemal każdego dnia. Nie mam nawet na myśli wszystkich żałosnych i dziecinnych akcji Janusza Palikota, które dowodzą, że lider RP jest kieszonkowym Larrym Flyntem, ani o próby wyrzucenia religii ze szkół. Takie postulaty głosi lewica od dawna, gdy nie jest u władzy. Większość happeningów niepoważnych awanturników z RP nie ma podłoża neobolszewickiego. Mamy raczej do czynienia z próbą spełnienia marzeń „elektoratu THC”. Nie można jednak już tego powiedzieć o spójnej walce z krzyżem i podsycaniu ludowej nienawiści do „kleru”, które są prowadzone od zeszłorocznych wyborów parlamentarnych.
Ostatnie napuszczanie Palikota ludu na nieroztropnego księdza, który bawił się z dziećmi w głupawe otrzęsiny jest tego najlepszym dowodem. Mowa nienawiści jaką widzieliśmy na blogowym wpisie ( oczywiście to nie jest mowa nienawiści, z którą chce walczyć PO w nowej ustawie) Palikota powtarza to co robili komuniści. Również w przypadku budowania nienawiści do „brzuchatych” biskupów, porównywanie ( to akurat postkomunistka Senyszyn, która została wysłana do odebrania elektoratu RP) papieża do fundamentalisty islamskiego czy napuszczanie na „bogaty” kler ludu, pokazują, że mamy do czynienia z powtórzeniem komunistycznych sposobów walki z Kościołem katolickim. Teraz wszystko przenosi się nawet do sądów.
Do częstochowskiej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza. Dokument podpisał poseł RP Armand Ryfiński. Jakie przestępstwo popełnił według żołnierzyka Palikota?
Bp Dydycz wygłosił je na Jasnej Górze do uczestników pielgrzymki ludzi pracy bardzo mocne i nawiązujące do najlepszych tradycji Kościoła w Polsce przemówienie.
"Straszliwe kłopoty mamy z prawem. Stałe nowelizacje pogmatwały jeszcze bardziej i tak mało jasne przepisy . A cóż dopiero, gdy weźmiemy pod uwagę egzekucję praw; kto jest za nią odpowiedzialny? Sejm powinien w tej materii kontrolować rząd. A jest całkiem odwrotnie. Sejm nie wypełnia swojej podstawowej misji. Tak czyni większość. Opozycja jest totalnie torpedowana. Wychodzi na to, że to nie Sejm kontroluje rząd, ale rząd steruje wbrew konstytucji Sejmem. A nawet może nie rząd, może to robi jedna partia. Czy można sobie wyobrazić większe zagrożenie dla demokracji?"-
mówił hierarcha. Te słowa oburzyły posłów Palikota. Zdaniem posła od byłego gwiazdora PO biskup znieważył w swym kazaniu konstytucyjny organ państwa, jakim jest Sejm oraz publicznie nawoływał do obalenia legalnie wybranych władz demokratycznych. Innymi słowy biskup zamachnął się na władzę. Niewiele chyba brakuje byśmy doczekali się, jak polskich hierarchów krytykujących rząd nazywano warchołami i wichrzycielami. W tej sprawie nie chodzi już nawet o neopogański kult demokracji, której nie wolno dziś krytykować. Trudno nie zauważyć, że poseł Ryfiński nie garnie się do składania pozwów przeciwko polskim anarchistom czy faszystom, którzy naprawdę nawołują do obalenia demokracji. Ba, nie widać nawet by poseł RP pozywał polskich monarchistów, którzy od wielu lat przekonują, że demokracja w Polsce musi być zniesiona. Dlaczego? To proste. Chodzi o przedstawicieli Kościoła, którym należy odebrać prawo głosu. Dokładnie tym tokiem rozumowania poszedł popadający w coraz większą śmieszność prof. Jan Hartman, który w pamiętnym wywiadzie dla „Polska The Times” dosłownie powtórzył komunistyczną propagandę o podległości biskupów obcemu państwu.
„Kościół nie jest instytucją krajową, tylko podmiotem zagranicznym, obcym krajem - Watykanem. I biskupi często przedkładali i przedkładają lojalność w stosunku do tego obcego państwa - nie zawsze mającego interesy zbieżne z Polską - nad lojalność wobec państwa polskiego”-
mówił Hartman. Skąd my znamy tę argumentację? Używali jej zarówno jakobini, którzy kazali podpisywać księżą „Cywilną konstytucje kleru” jak i komuniści akceptujący patriotyczne kościoły kolaborujące z władzą. Oni również mówili o tym ,że księża będący lojalnymi wobec Watykanu są nielojalni wobec Polski. Hartman w tamtym wywiadzie wziął się również za rozprawienie się z mitem opozycyjnego Kościoła w PRL-u. Jego zdaniem „Kościół był instytucją skrajnie uprzywilejowaną za komuny. Jako jedyny mógł zbierać fundusze, wydawać prasę, głosić publicznie wszystko, co chciał, nie narażając się na represje”. Dokładnie to samo powiedziała kilka dni temu w TVN24 była (?) komunistka prof. Senyszyn. Czyż nie jest budowanie nienawiści do „kleru”, który „w poprzednim systemie był uprzywilejowany?”. Czyż nie to samo robili komuniści po wojnie?
Jest chichotem historii, że wolnej Polsce z Kościołem walczą ludzie, którzy przyznają się do umiłowania Feliksa Dzierżyńskiego, byli współpracownicy redakcyjni mordercy ks. Jerzego Popiełuszki i mentalni poddani Jerzego Urbana. Patrząc na to środowisko trudno jednak dziwić się, że wypowiedzieli oni wojnę Kościołowi katolickiemu, którą sromotnie przegrają jak każdy wróg Jezusa. To środowisko nie potrafi robić nic innego. Walka z Jezusem Chrystusem, uosobionym przez Kościół, jest ich jedynym celem. Kto ich inspiruje? A kto jest największym wrogiem Jezusa? Jest to jasne dla każdego katolika. Natomiast dla każdego obserwatora naszej sceny politycznej jasne powinno być to, że mamy do czynienia z szerzeniem się neobolszewizmu, który będzie prowadził coraz brutalniejszą wojnę ze swoim odwiecznym wrogiem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/140700-dlaczego-wolno-nam-nazywac-ich-neobolszewikami-bo-metody-ich-walki-coraz-mocniej-nawiazuja-do-dzialan-czerwonych