Wiara w obecny i przyszły sojusz równych państw: Polski z Niemcami to naiwność.
Tego można było się obawiać...
Książka Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop- Beck” zamiast stać się pyszną ucztą dla koneserów czasów przeszłych, staje się swoistą „latarnią morską” dla wskazania drogi ku przyszłości.
Można mieć tylko nadzieję, że dzieje się tak jedynie w głowach felietonistów i Radosława Sikorskiego zmieniającego poglądy polityczne zależnie od tego, w którą stronę wiatr polityczny w Polsce powieje. Miejmy też nadzieję, że nie wpłyną te dywagacje na realne losy Polski w przyszłości.
Krzysztof Kłopotowski w swoim tekście na temat książki Zychowicza zawarł kilka uwag. Oto jedna z nich:
(...)mamy do wyboru opcję niemiecką, skoro mieliśmy przed wybuchem II wojny, a łatwiejszą dzisiaj, gdy w Niemczech panuje demokracja. (...) Bądźmy mądrzejsi przynajmniej po szkodzie. Cokolwiek złego i dobrego z nami się dzieje, jest skutkiem naszych decyzji, obecnych i wcześniejszych. Oczywiście coś stracimy w propagandzie naszej niewinności, ale także coś zyskamy lepiej planując przyszłość. Na przykład bliski sojusz z Niemcami wobec grożącego rozpadu Unii Europejskiej.
Tak pisze ktoś, kto chyba nie bierze pod uwagę antypolskiej publicystyki (czyli emanacji polityki Republiki Federalnej) w mediach niemieckich, która jest mniej lub bardziej ostra w zależności od tego, czy Polska jest bardziej lub mniej potulna wobec Berlina. Zaś urocze słowo „demokracja” zdaje się mieć posmak polisy bezpieczeństwa, ergo: na ewentualnym sojuszu z „demokratycznymi Niemcami” nie ryzykujemy tak, jak na opisanym przez Piotra Zychowicza potencjalnym taktycznym sojuszu z Adolfem Hitlerem. A w zamian zyskujemy oderwanie się od Rosji i zabezpieczenie przed nią.
To niekoniecznie jest tak. Jeśli ktokolwiek zastanawia się, czy Niemcy zaryzykują spór z Rosją w obronie (albo tylko w ochronie) Polski lub innego kraju w środkowej czy wschodniej Europie musi brać pod uwagę mentalność naszego zachodniego sąsiada i jego niezmienną od setek lat filozofię postępowania wobec słabszych i silniejszych państw. Niemcy za czasów kanclerza Hitlera złamali dogmat Otto von Bismarcka: „nigdy przeciw Rosji”. Kanclerze po 1945 r. już go nie złamią.
To temat tabu, ale bardzo wielu Niemców wciąż odczuwa wyższość rasową nad nami, ale nie przyznaje się do tego z powodu panującej nad Szprewą, Łabą i Renem poprawności politycznej. Zastępuje się te ukryte odczucia niedomówieniami, atakami na polską tożsamość kulturową, na Kościół itd. Często są to bardzo brutalne ataki.
Polska nie stanowi dla Niemiec większej wartości, która mogłaby dać nam jakąś realną gwarancję zachowania podmiotowości. Trzeba sobie uświadomić, że możemy być co najwyżej rezerwuarem siły roboczej, dostarczycielem zdolnej młodzieży dla szkół zawodowych w pustoszejących niemieckich landach, czy rynkiem zbytu dla niemieckich towarów. Zwłaszcza tych o niskiej jakości, o czym powie niejedna polska gospodyni domowa.
Za symbol do czego Polska jest potrzebna Niemcom niech służy zdarzenie z końca 2008 r., gdy monopolista na rynku energii w Warszawie i innych miejscach - koncern RWE – ogłosił znaczne podwyżki cen prądu na rok następny. Zaś w tym samym czasie w Niemczech ten sam koncern przeprowadził kampanię wizerunkową, pod hasłem: „nie będzie w 2009 r. wyższych cen prądu dla niemieckich klientów”. Ubodzy Polacy dotują bogatych Niemców.
Ta słynna „adwokatura Polski” podczas naszej akcesji do unii nie była niczym więcej jak realizacją TYLKO i WYŁĄCZNIE celów polityczno-gospodarczych Berlina. Musiało sporo przetrwać tych „romantycznych królewiaków i kresowiaków” z felietonu Kłopotowskiego, bo Polacy lat. 90. generalnie żyli w proniemieckim błogostanie, bez krzty zastanowienia się, czy istnieje drugie dno tej akcji wspierania dążeń Polski.
„Berliner Kurier” opublikował niedawno badania, z których wynika, że Polacy znad zachodniej granicy coraz częściej na zakupy jeżdżą do Niemiec, bo tam jest taniej. Polski drobny handel, drenujący przez lata przepastne kieszenie Niemców zamiera. Spełnia się cel niemieckich planistów gospodarczych.
Dla własnego dobra musimy wziąć poważnie pod uwagę, że nie będzie tak wesoło „pod osłoną niemiecką” jak chce Radosław Sikorski, a o czym wspomina Kłopotowski. W razie zagrożenia ze strony Moskwy, Niemcy nie staną w obronie wschodniego sąsiada. Jedyne co zrobią, to zaproponują Rosji cesje naszym kosztem. Na przykład zmuszą nas do kupowania jeszcze droższego gazu, wymogą na nas rezygnację z jakichś opłat tranzytowych lub skłonią „sojuszniczy rząd” w Warszawie do jakichś drastyczniejszych ustępstw. Niemcy bez zmrużenia oka zadysponują nami, naszą własnością, byle oddalić od siebie niebezpieczeństwo lub aby podtrzymać dobre relacje z Rosją.
Już dziś mamy tego przedsmak. W stosunku do państw Europy Wschodniej, np. Gruzji czy Ukrainy, realizujemy niemiecką politykę zagraniczną, którą w skrócie można nazwać „Russia first” - Rosja przede wszystkim. Moskwa jest niezmiernie wdzięczna Berlinowi za takie ustawienie krnąbrnej do 10 kwietnia 2010 roku Polski.
Ostatni znany „kryzys” w relacjach niemiecko-rosyjskich dotyczył wyroku na skandalistki z „Pussy Riot”. Nasi zachodni sąsiedzi chcieli pokazać jak są przywiązani do wartości takich jak wolność słowa, czy prawo do krytyki władz, więc wydali kilka komunikatów. Władimir Putin z pewnością tylko się uśmiechał. Raz tylko zrobił groźną minę po ostrej wypowiedzi Andreasa Schockenhoffa z CDU.
Prezydent Rosji bowiem wie, że Niemcy muszą się tak zachowywać, bo dbają o wizerunek. Wiedział przy tym, że Niemcy z powodu „Pussy Riot”, tak jak z powodu kilku tuzinów zamordowanych w ostatnich latach niezależnych dziennikarzy i opozycjonistów nawet przecinka nie zmienią w kontraktach handlowych. Także tych ze sfery wojskowej. Więcej. W Rosji trwa obecnie „Rok niemiecki” (w Niemczech „Rok rosyjski”). I nawet przy tej okazji Niemcy, choć mogliby teoretycznie wzmóc protest, wolą udawać, że „deszcz pada”.
Dywagacje na temat wzmocnienia związków politycznych z Niemcami, zwłaszcza jeśli są wcielane w życie, tak jak dzieje się to obecnie pod rządami duetu Donald Tusk-Sikorski - służą politycznie tylko Berlinowi. Czynią z nas jego bezwolny bufor na przedpolu Rosji.
Bufor i kartę przetargową.
George Friedman z prywatnej agencji wywiadowczej „Stratfor” napisał niedawno, że Niemcy mogą zacieśnić swe relacje z Rosją kosztem słabnących struktur unijnych. Skoro tak, to do czego mogą być zdolni w relacjach wobec Rosji kosztem Polski?
Nie ma szans w najbliższej przyszłości na prawdziwy sojusz z Niemcami jak równy z równym. Można jedynie myśleć o doraźnych wspólnych działaniach krótkoterminowych.
Z zachodnim sąsiadem wciąż mamy więcej rozbieżnych niż zbieżnych interesów. Zwłaszcza w kontekście polityki wschodniej. A jeśli w tej ostatniej sprawie ustąpimy Berlinowi, to tak jakbyśmy spełnili życzenie Moskwy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/140515-dywagacje-na-temat-wzmocnienia-zwiazkow-politycznych-z-niemcami-sluza-politycznie-tylko-berlinowi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.