Nieoceniony z naszego punktu widzenia, bo w przeciwieństwie do innych publicystów "Wyborczej" piszący szczerze, a nie kalkulujacy w ramach "mądrości etapu" Wojciech Maziarski, wziął na warsztat kapitana Raginisa - bohatera spod Wizny. Ale Raginis to tylko pretekst - bo tak naprawdę Maziarski wziął się za całe nasze dziedzictwo historyczne:
Pod Wizną w 1939 roku 720 żołnierzy kpt. Władysława Raginisa stawiło zacięty opór 40-tysięcznemu korpusowi gen. Guderiana. Byłoby to równie niekontrowersyjne jak obrona Westerplatte, gdyby nie zdumiewająca przysięga polskiego dowódcy, że żywcem go nie wezmą. I rzeczywiście, po nieuniknionej klęsce wysadził się jak Wołodyjowski u Sienkiewicza.
Samobójstwo honorowe to znakomity program dla armii zawodowej XXI wieku, która wraz z sojusznikami z NATO uczestniczy w licznych misjach. W Afganistanie kiepsko jej idzie, więc teraz polscy oficerowie powinni zacząć rozrywać się granatami. Zarazem jest to doskonały drogowskaz dla milionów Polaków, jakich wyborów w życiu dokonywać.
Maziarski wzywa więc:
Najwyższa pora powiedzieć głośno: histeryczny i autodestrukcyjny model polskiego patriotyzmu kwalifikuje się na śmietnik. Nie jest nam dziś do niczego potrzebny. Przynosi więcej szkód niż pożytku. Nadaje się, co najwyżej, na źródło natchnienia dla ekscentrycznych poetów głoszących chwałę wieszania i narodowej martyrologii.
Wyzwania stojące dziś przed Polską nie wymagają dziecinnej egzaltacji ani narodowych uniesień, lecz skuteczności i profesjonalizmu. Nie chodzi o to, by próbować zatrzymać wroga pod Termopilami, lecz by zdobyć więcej europejskich grantów na projekty badawcze - bo ten jeden jedyny na 536 przyznanych to absolutny obciach.
Maziarskiemu należy dziękować, i życzyć powodzenia, by przekonał do swoich tez wszystkich swoich kolegów. Tak, niech zajmują się grantami, unijnymi dotacjami, traktatami, niech o tym piszą, niech się emocjonują! Niech zostawią całą polską tradycję, cały polski gen, nam - "egzaltowanej prawicy", jak to ujmuje Maziarski.
My - niezależnie od przemijających mód intelektualnych i innych świecidełek - będziemy jeździli do Wizny, będziemy malowali murale, będziemy pamiętali i o Wołodyjowskim, i o Raginisie. I będziemy uczyli swoje dzieci, że Raginis pięknie umarł, i że tacy jak on idą prosto do nieba. I także tego, że dzięki nim Polska jest.
Ta Polska, która zostala poddana w swoich dziejach takim przeciążeniom, że musiała wymagać od swoich dzieci takiego właśnie poświęcenia. I kto wie, czy nie będzie znów musiała wymagać. Tylko zza szyb gmaszyska na Czerskiej twarda historia nie ma już przyszłości. Z naszej perspektywy - ma przyszłość.
Maziarski oddaje nam to, co konstytuuje polską duszę, wciąż żywą, wciąż przyciągającą. I dzięki mu za to. Bo to, co dziś trzyma w ręku - to nic. Kawałek kryształu, który przy pierwszej okazji rozpadnie się na tysiąc cząsteczek. I tylko zdziwiona mina Maziarskiego zostanie.
Tyle razy ogłaszano już śmierć tej zadziornej i nieujarzmionej Polskości, tylu Maziarskich spędziło życie na udeptywaniu jej grobu, także pod zaborami. A ona, nawet gdy zasypiała, wciąż odżywała. I dziś także żyje. I ma się na tyle dobrze, że choć Maziarski stara się o niej nie myśleć, to jednak myśli. I pisze. A przecież mógłby o grantach pisać.
A jednak czujemy się w obowiązku powiedzieć Maziarskiemu: plucie na Wołodyjowskiego i Raginisa Polakowi nie przystoi. Jest zdradą tych wszystkich co oddali życie za Polskę, także tych pomordowanych i zamęczonych (oni też często - tak jak Raginis - mieli wybór). Ludzie przyzwoici - że użyję ulubionej frazy "Wyborczej" - wiedzą, że to jak puszczenie bąka w towarzystwie. Nawet gdy uważa się tę czy inną decyzję powstańczą za błędną.
To charakterystyczne, że Maziarski rzuca szyderstwami w polską tradycję w niemal tym samym tonie, co część prawicy, zachwycona wizją zwycięskiego sojuszu z Hitlerem (tego dziś Polakom najbardziej potrzeba - skojarzenia z Hitlerem). Różne motywacje, różne języki, ale źródło chyba to samo: chęć ucieczki od ciężaru, od tego, co Donald Tusk raczył był kiedyś zamknąć we frazie "polskość to nienormalność". Stopień uświadomienia problemu różny, ale to ten sam problem, ta sama potrzeba wymyślenia nowej Polski i nowych Polaków.
Czy oni wszyscy nie mieli babci, która by im powiedziała: "nie mów tak przy mnie, wyjdź!"? Po takiej lekcji zrozumieliby, że krew minionych pokoleń do czegoś zobowiązuje. I że to zobowiązanie nie jest żadną przeszkodą w pracy, całkiem konkretnej, pozytywistycznej, dla współczesnej Polski. Wręcz przeciwnie: ono bywa często najważniejszą motywacją. Bo po co siedzieć tu, w kraju tak niedoskonałym, skoro można prysnąć do Anglii, albo chociażby - w przypadku Maziarskiego - do Czech? No po co?
To lepienie nowego Polaka zawiedzie was na pustynię. Uschniecie jak jakiś badyl bez wody, odcięty od źródła. Wasze dzieci prysną tam, gdzie lepiej, gdzie zabawniej. Jak tylu wcześniej. I po dwóch pokoleniach śladu nie będzie.
Maziarski chwali właśnie Czechów:
Obrońcy romantycznej tradycji powstańczej przyznają, że faktycznie, ponieśliśmy duże straty, ale umocniliśmy ducha i podtrzymaliśmy narodową tożsamość. Tylko jak wytłumaczyć fenomen istnienia Czechów? Nie umacniali ducha i nie podtrzymywali tożsamości. Właściwie powinno ich nie być. A są i mają się całkiem nieźle, w wielu aspektach lepiej niż my. My mieliśmy powstanie. Oni mają Pragę. Gdzie wolicie spacerować: po moście Karola czy po salach Muzeum Powstania Warszawskiego?
Czesi - jakoś mniej mi imponują niż Maziarskiemu. Wiecej Polacy. Bo za Mieszka I - jak zauważył prof. Nowak - Polaków i Czechów było po milionie. Dziś nas jest 38 milionów, Czechów 4 razy mniej. Więc tak pragmatycznie, nie jest z nami tak źle.
A spacerować można i tu, i tu. A jeżeli każą wybierać - wybierzemy Muzeum (o ile Platforma go nie zmasakruje i nie przemieni w sanktuarium pojednania z kimś tam). Tak wypada wybrać, redaktorze Maziarski.
Ma rację Rymkiewicz - ci wszyscy szydercy to jest tylko piana, która minie, po której w dziejach narodowych nic a nic nie pozostanie. To tylko kwestia czasu.
Wielu - także nam chwilami - wydawało się, że stare polskie dylematy odeszły w przeszłość, że to naprawdę nowa epoka. Ale im dalej w nią brniemy, tym bardziej wracamy do tego, co stanowi sedno polskiego sporu od mniej więcej początku XVIII wieku, do pytania najprostszego z możliwych: czy Polska, ta konkretna, ma sens?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/140118-tak-bedziemy-uczyli-swoje-dzieci-ze-raginis-pieknie-umarl-i-ze-tacy-jak-on-ida-prosto-do-nieba-i-ze-dzieki-nim-polska-jest
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.