Dziś Komisja Europejska to po prostu kosztowny prezent polityków niemieckich dla Tuska. Jutro może być inaczej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Tuskowi opłaca się choćby kandydować na szefa Komisji w 2014. To może dać PO wygraną w Polsce w roku następnym

Kiedy pół roku temu napisałem w „Uważam Rze”, i także na portalu, o nieformalnych konsultacjach w europarlamencie zmierzających do wysunięcia Donalda Tuska jako kandydata na szefa Komisji Europejskiej, posypały się na mnie gromy.

Dziennikarze ogłosili, że nie mogę wiedzieć, jak jest naprawdę, więc pewnie chcę zrobić kłopot bohaterowi tych informacji. Teraz „Der Spiegel” napisał to samo: Tusk to kandydat Angeli Merkel.

„Gazeta Wyborcza” i dziś jeszcze podtrzymuje jednak swój sceptycyzm opisując tamte wiosenne doniesienia naturalnie jako efekt spisku polityków PiS. To nonsens – akurat ja opierałem się na doniesieniach z zewnątrz europarlamentu.

Wcześniej hipotezę o kandydaturze Tuska przedstawiał przecież w formie rozważań, najwyraźniej dobrze poinformowany albo po prostu logicznie rozumujący, pisowski europoseł Ryszarda Czarnecki, a wtedy uznałem to za polityczną spekulację. Ale politycy zachodni już na pewno niczego na ten temat wymyślać nie muszą.

Wyborcza wciąż jednak mnoży wątpliwości, na przykład czy szefem Komisji może zostać polityk spoza strefy Euro, przypomina nawet, że Tusk nie zna języków. Już jednak po opublikowaniu widowiskowych wątpliwości Czerskiej wypowiedziała się na ten temat Viviane Reding, unijna komisarz sprawiedliwości, zarazem wpływowy polityk EPP (z Luksemburga).

„Premier Tusk byłby świetnym kandydatem na szefa KE, gdyby Manuel Barroso nie chciał się o to stanowisko ubiegać”- to jej komunikat. Wziąłbym to na miejscu mędrców z Czerskiej pod uwagę.

Nasuwają się dwie dodatkowe uwagi. Nikt nie twierdził, że Tusk na pewno szefem Komisji zostanie. Naturalnie nie istnieje już zgrany tandem niemiecko-francuski, Merkel może przegrać wybory w samych Niemczech, a w ogóle jeśli cała EPP przegra wybory do europarlamentu, ta funkcja przypadnie socjaliście (Martinowi Schultzowi?). Tyle że nowa formuła wyborów w roku 2014 zakłada tak czy inaczej, że EPP musi mieć kandydata już podczas kampanii. Czy Tuskowi opłaca się być takim kandydatem?

Będzie to już pod koniec jego drugiej kadencji jako premiera. Niewątpliwie samo desygnowanie na szefa Komisji wzmocniłoby bardzo PO w kraju - w starciu z opozycją w wyborach do europarlamentu, które będą zarazem próbą generalną przed wyborami krajowymi w roku następnym. Zapewne ta opozycja, szczególnie prawica, piętnowałaby Tuska jako kogoś, kto jest już jedną nogą gdzie indziej. Ale to dzieje się tak naprawdę już dzisiaj. A zyski byłyby niewątpliwie. Można powiedzieć, że oznaczałoby to kapitalne wsparcie udzielone liderowi PO przez niemiecką chadecję.

Pozostaje za to kwestią otwartą, czy Tusk wziąłby funkcję kluczową, czy raczej dekoracyjną. Pół roku temu, kiedy zaczynano pracować nad przygotowaniem tej kandydatury, zwracałem uwagę na to, że ustrój, jaki się wykształcił na podstawie traktatu lizbońskiego tylko pozornie wzmocnił organy unijne. Kolejne kroki z paktem fiskalnym jeszcze pogłębiły ten efekt: podzielił on kraje Unii na kilka kategorii, co ograniczyło wpływy unijnej biurokracji (dlatego Barroso tych zmian tak naprawdę nie akceptował). Faktycznym rządem Unii była nie Komisja, a czasem kolejne unijne szczyty, czasem zaś po prostu spotkania niemieckiej kanclerz z francuskim prezydentem.

Napisałem więc wtedy, że Tusk może dostać Komisję Europejską tylko dlatego, że jest ona słaba. Oddanie takiej zabawki komuś z Europy wschodniej miało rangę wyłącznie symbolu. Dziś jednak sytuacja znowu się zmienia.

Tandem niemiecko-francuski przestał istnieć, po tym jak w Paryżu wygrali socjaliści. Ostatnio Niemcy ponieśli de facto spektakularną porażkę: byli przeciwni dodrukowywaniu pieniędzy dla ratowaniu kolejnych chorych ludzi Europy, ale taki program jednak w obliczu kryzysu przyjęto. Możliwe jednak, że w zamian za finansowe wsparcie Berlin wymusi na południowej i także wschodniej Europie inną formę integracji, opartą tym razem na silniejszej unijnej biurokracji. Tak naprawdę nie wiemy więc, co przypadłoby Tuskowi w roku 2014: fasada czy realne narzędzie władzy.

Jeśli to będzie fasada – tym bardziej kanclerz Merkel może zrobić najwierniejszemu sojusznikowi prezent, choćby na potrzeby polityki polskiej. Jeśli realne narzędzie, pojawia się pytanie o kwalifikacje tego polityka, specjalizującego się do tej pory bardziej w robieniu wrażenia niż rozwiązywaniu realnych problemów. Ale to już nie nasz problem.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych