Jak III RP mówi młodym: „spadajcie stąd” (dwie historyjki z jednym morałem)

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Opowiem Wam dwie historyjki. Obie autentyczne, dotyczą dwóch młodych par (wszyscy przed trzydziestką, jedni są jeszcze narzeczeństwem, drudzy już małżeństwem), których zmagania z polską rzeczywistością miałem okazję śledzić. Jedni to moi znajomi, drudzy – ich przyjaciele.

Ci pierwsi założyli mikrofirmę. Prowadzili ją oboje. Interes „szedł” na tyle, że gdyby nie to, iż zapożyczyli się, by go rozkręcić, mogliby z niego skromnie, ale spokojnie żyć. Niestety, ciążyły im te finansowe „tyły”, które powstały „na wejściu”. Na domiar złego trafili na kilku niesolidnych klientów. Jedna firma – skądinąd będąca w dobrej kondycji finansowej – nie zapłaciła im ostatniej raty. Prawie 6 tys. zł. Dlaczego? Bo….  tak. Inna jest winna 3 tys. zł. A to nie wszyscy ich dłużnicy. W przypadku tych dwóch firm sprawa skończyła się w sądzie – obie otrzymały sądowe nakazy zapłaty. No i co z tego? W przypadku firmy, która jest winna 3 tys., firma windykacyjna osiągnęła tyle, że tamta po miesiącu przelała na konto moich znajomych… 200 zł. Mija kolejny miesiąc i… nic się nie dzieje. Firma tłumaczy się, że nie zapłaci, bo nie ma z czego. I co? I nic. W ten sposób dług można odzyskiwać nawet 10 lat. A kopią sądowego nakazu zapłaty można sobie wytapetować ścianę.

Odnośnie do firmy, która jest winna prawie 6 tys. zł, windykator w piątek zawiadomił moich znajomych, że dłużnicy przelali na ich konto połowę długu. Moi znajomi ucieszyli się, zapowiedzieli swoim wierzycielom, że oddadzą najpilniejsze należności. Do dziś pieniądze nie wpłynęły. Okazało się, że firma windykacyjna powzięła wiedzę, że będzie przelew, „na gębę” i „na wiarę”. Nie przyszło windykatorom do głowy, by zażądać kopii przelewu. A teraz wobec moich znajomych zasłaniają się jakimiś wewnętrznymi procedurami. To po co ich zawiadamiali moich, że pieniądze będą? Żeby się wykazać, że coś robią?

Ale historia tego przelewu to już ostatni akord mikrofirmy moich znajomych. Postanowili zlikwidować działalność i wyjechać do pracy do Austrii lub Niemiec. Na razie na rok. Rozpuścili wici. On akurat w sobotę dostał propozycję pracy, na którą przystał: będzie jeździł TIR-em dla niemieckiej firmy. Zarobi ponad 2 tys. euro miesięcznie na czysto. Chce się rozglądnąć w Niemczech za pracą dla narzeczonej. Chcą w ciągu roku oddać długi i trochę odłożyć. A potem… zobaczą.

Do wyjazdu zachęcił ich przykład ich przyjaciół. W Polsce było im ciężko. Nieraz brakowało pieniędzy na jedzenie. Tylko on pracował – za 1300 zł na rękę, 50 km od domu (tak więc część pensji pochłaniały dojazdy). Ona nie mogła znaleźć pracy. Do tego dochodził garb w postaci kredytu hipotecznego na głowie. Rok temu dowiedzieli się, że jest legalna praca w Austrii. Nie wahali się. Sprzedali swoje cinquecento i za te pieniądze pojechali. Oboje pracują przy sortowaniu odpadów. Prosta robota, nie wymagająca szczególnych kwalifikacji. Zarabiają po 1300 euro miesięcznie. Plus rodzinne. Na wiosnę dostali premię świąteczną – po ok. 2 tys. euro na głowę. Mieszkają w wynajętym trzypokojowym mieszkaniu, kupili nowe auto, myślą o drugim dziecku, na które – jak twierdzili – w Polsce ich nie było stać. I to wszystko w rok.

Tam jest normalnie. U nas – pogoda dla polityków rządzącej partii, urzędników, kombinatorów i oszustów. Dla reszty – kompletnie niesprawny system, łupiący właścicieli mikrofirm w kontakcie z niesolidnymi kontrahentami potrójnie. Raz – bo trzeba wcześniej ponieść koszty materiałów, dwa – bo VAT trzeba zapłacić od faktury wystawionej, a nie zapłaconej, trzy – gdy klient nie zapłaci. Czysta, żywa, potrójna strata. Czy w kolejnych rządach, z ostatnim na czele siedzieli i siedzą debile, którzy do tej pory nie potrafili zauważyć tej krzyczącej niesprawiedliwości?

Zawsze miałem alergię na komunizm i nigdy po 1989 r. nie zatęskniłem za PRL-em. Ale tak sobie myślę, że budujemy jakąś straszną szkaradę, zwaną III RP. Te dwie pary, o których napisałem wyżej, są mniej więcej w wieku Marcina P. Ale ich „błąd” polegał na tym, że nie stali za nimi ani wpływowi politycy, ani celebryci, ani mafia, a oni sami chcieli uczciwie – zadowalając się tym, że jedzą o wiele mniejszą łyżką niż Marcin P. - zarobić na swoje skromne, ale godne życie.

Im III RP powiedziała właśnie: „spadajcie stąd”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych