NASZ WYWIAD. Prof. Rybiński: Przekazanie nadzoru nad bankami w Polsce do Brukseli będzie równoznaczne ze zdradą stanu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

wPolityce.pl: Bronisław Komorowski w wywiadzie dla Telewizji Polskiej pytany o sprawę Amber Gold, stwierdził, że „każdy człowiek sam odpowiada za to, gdzie lokuje swoje oszczędności”. Jak się to ma do instytucji kontrolnych ze strony państwa?

Jeżeli miałbym wskazać dwie instytucje, które poniosły sromotną porażkę w sprawie Amber Gold, to wskazałbym na Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Pierwsze z nich ma w swojej gestii program nauczania od podstawówki po szkołę średnią, a drugie ma potężne pieniądze na programy kształcenia dla wszystkich, w tym dla osób, które skończyły już różne szkoły. Podstawowym problemem, który mamy w tej aferze jest to, że Polacy, wśród wielu ofert, w znakomitej większości nie są w stanie ocenić, co jest oszustwem, a co solidną inwestycją, które się nam oferuje. MEN nie miało i nie ma programu kształcenia, który pozwoliłby młodym ludziom nauczyć się zarządzać finansami osobistymi, a w ramach wydawanych pieniędzy z Ministerstwa Pracy poświęca się ogromne pieniądze na niewiele znaczące szkolenia, zamiast zainwestować je w wiedzę i naukę Polaków, także tę związaną z finansami i ekonomią. Zamiast próby wskazywania palcem, kto zawinił, postuluję podjęcie działań edukacyjnych w tej dziedzinie.

A jak pogodzić to, że niejako w naszym imieniu państwo poprzez instytucje kontroluje takie instytucje, skoro prezydent mówi, że mamy sami zadbać o ocenę takich spółek?

Jeśli porównać podmioty, które są objęte nadzorem KNF, a wcześniej KNB czy innych komisji i urzędów, które były poprzednikami KNF-u, w porównaniu z innymi krajami, to sytuacja jest bardzo dobra. Między innymi dzięki twardej ręce nadzoru bankowego, nie mieliśmy takich sytuacji, jakie są dzisiaj w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych, gdzie sektor bankowy doprowadził do bardzo poważnego kryzysu. My mieliśmy je na mniejszą skalę – kiedyś była to piramida finansowa Grobelnego, mieliśmy sprawę Bagsika, teraz mamy Amber Gold. Natomiast nie ma takich sytuacji, które objęłyby miliony Polaków – tutaj, szczęśliwie, radzimy sobie bardzo dobrze. Natomiast są obszary rynku, które nie są nadzorowane, tzw. instytucje parabankowe, za granicą nazywane bankowością w cieniu, które dotyczą transakcji na naprawdę duże pieniądze. Z pewnością należy pomyśleć, aby utrzymać polski nadzór finansowy i bronić przejęcia kontroli nad KNF-em przez instytucje Unii Europejskiej i nieudaczników ze strefy euro. Dodam jeszcze jedno: istnieją w Polsce instytucje bankowe, które często oferują Polakom inwestycje na podobnym poziomie zagrożenia co Amber Gold. Trzeba jeszcze bardziej przycisnąć banki, aby ich oferty były bardziej przejrzyste.

Wracając do nadzoru bankowego ze strony Unii Europejskiej. Jacek Rostowski stwierdził, że wspólny nadzór eurolandu może być dla Polski „nawet pożądany”.

Przekazania nadzoru nad bankami w Polsce (bo ciężko je nazwać polskimi) do Frankfurtu, Brukseli czy w inne miejsce za granicą będzie dla mnie działalnością równoznaczną ze zdradą stanu. Jeżeli to się stanie, to trudno będzie zadbać o to, aby banki w Polsce były bezpieczne, realizowały interesy zgodne z dobrem obywateli i były odporne na wskazówki z centrali, które, owszem, będą dobre, ale dla tamtych krajów i ich mieszkańców; nie dla nas.

Rząd przyjął wczoraj projekt budżetu na 2013 rok. Jest on krytykowany zarówno przez opozycję z lewej, jak i prawej strony. Jak pan ocenia ten projekt?

Rząd przyjął w mojej ocenie optymistyczny scenariusz rozwoju wydarzeń. Wzrost na poziomie nieco ponad dwóch procent jest możliwy, ale w wariancie optymistycznym. Rozumiem, że rządzący nie chcą komunikować społeczeństwu złych informacji, aby nie miała miejsca samo napędzająca się recesja. Natomiast trzeba mieć świadomość, że w wariancie realistycznym wzrost może oscylować wokół zera, a w pesymistycznym scenariuszu może być grubo poniżej zera. Dobra polityka gospodarcza powinna się opierać o rozsądne założenia, w szczególności powinny być przygotowane działania na wypadek pesymistycznego wariantu, który niestety jest realny. Przewiduję w przyszłym roku recesję w Polsce. Szacuję, że gdyby wzrost był na poziomie zera, to dziura w samym tylko budżecie wyniesie ok. 60 mld złotych. Rząd powinien mieć przygotowane odpowiedzi na takie scenariusze, inaczej będzie musiał reagować w sposób nagły zmianami w budżecie, które robione ad hoc mogą okazać się bardzo poważne dla społeczeństwa.

Przy okazji rozmowy o finansach głośną sprawą są ostatnio propozycje prezesa Kaczyńskiego. Politycy PO zapowiedzieli specjalną konferencję na której podsumują postulaty PiS. Czy rządowa administracja powinna zajmować się takimi sprawami?

Żyjemy w demokracji słupkowo-medialnej, to znaczy w takim ustroju, gdzie rząd i opozycja komunikują się z sobą przez media, w związku z czym toczy się taka gra medialna, opera mydlana dla 36 mln obywateli, którzy obserwują poczynania na scenie politycznej jak serial. W normalnym kraju, w którym funkcjonuje społeczeństwo obywatelskie, a władza chociaż trochę myśli o kraju, a nie o interesie politycznym, to sytuacja powinna być następująca: ponieważ wiemy, że zbliża się kryzys i ciężki rok, to rząd powinien stworzyć warunki, aby opozycja usiadła z nim do okrągłego, kwadratowego czy trójkątnego stołu i starała się wypracować wspólne działanie. Na takim wspólnym posiedzeniu część propozycji przedstawiłby rząd, część opozycja i z tego powinno się stworzyć taki plan, który uodporniłby Polskę na to, co może się stać w przyszłym roku. I tak widziałbym kraj, który należycie funkcjonuje. Polska to kraj podzielony; mamy wojnę na górze, wojnę na dole, a zamiast rzetelnej dyskusji mamy operę mydlaną. To nie jest konstruktywne i skończy się tym, że politycy będą w przyszłym roku zaskoczeni skalą kryzysu, a decyzje będą podejmowane ad hoc.

not. maf

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych