3 września 1939 roku, Katowice. "Karabin maszynowy z wieży spadochronowej ostrzeliwuje atakujących Niemców"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikipedia, PAP
Fot. Wikipedia, PAP

Krok po kroku, świętość po świętości, artykuł po artykule atakowana jest przez większość obecnych mediów polska tożsamość narodowa. Nic ma nie być pewne, oczywiste, każdy powód do dumy podważony. Na tej liście od kilku lat znajduje się także bohaterska obrona przez harcerzy i ochotników wieży spadochronowej w Katowicach. Czytamy, że to mit, nie było, nie zdarzyło się. A jak było naprawdę? Z artykułu profesora Zygmunta Woźniczki, profesora historii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, zamieszczonego w "Uważam Rze" wyłania się zupełnie inny obraz niż chcieli by manipulatorzy. Oczywiście, dużo jest niewiadomych, ale to co wiemy na pewno nakazuje nam czcić obrońców wieży tak samo jak obrońców polskich Katowic w 1939 roku, jak ofiary niemieckich represji spadających na powstańców śląski, na polskie elity tego miasta.

Wieża spadochronowa znajdowała się w Katowicach w parku Kościuszki i miała 50 metrów wysokości. W przededniu wojny zorganizowano na niej punkt obserwacyjny stacjonującego w mieście 73. Pułku Piechoty oraz punkt obrony przeciwlotniczej z karabinem maszynowym.

Profesor Woźniczka słusznie podkreśla, że po wojnie wieża spadochronowa została podniesiona do rangi mitu–nie ze względu na swoje znaczenie militarne, ale dlatego, że była pamiątką straceńczej obrony prowadzonej, jak sądzono, przez młodziutkich harcerzy – śląskich patriotów:

Nie miała ona żadnego związku z komunistyczną propagandą ani też nie była wytworem PRL. Przeciwnie, w okresie stalinowskim została wykluczona z oficjalnego życia, a powróciła ponownie po przełomie październikowym w 1956 r. Kluczową rolę w tworzeniu tej patriotycznej legendy odegrał w 1947 r. pisarz Kazimierz Gołba, który wydał, opartą na zebranych wówczas relacjach uczestników wydarzeń książkę „Wieża spadochronowa – harcerze śląscy we wrześniu 1939”. Autor nakreślił obraz harcerzy śląskich broniących Katowic przed wkraczającymi do miasta wojskami niemieckimi. Walka miała trwać jakoby kilkanaście godzin – chłopcy mieli nawet zestrzelić niemiecki samolot – ich opór złamał dopiero ostrzał artyleryjski. Wszyscy zginęli, ich zwłoki Niemcy zrzucili z wieży. Gołba jako publicysta prasy katolickiej był wtedy dla obrońców Katowic z 1939 r. wiarygodnym dziennikarzem (w odróżnieniu od prasy komunistycznej). Można więc zakładać, że bez oporów opowiadali mu o wszystkim, co wiedzieli. Tradycja obrony wieży była ważna dla tożsamości samych Ślązaków. Zadawała kłam twierdzeniom o ich proniemieckości.

W latach 60., w oparciu o relacje i materiały archiwalne, powstała praca historyka Pawła Dubiela „Wrzesień 1939 r. na Górnym Śląsku”, która w zasadzie podtrzymała stwierdzenia Gołby. Imieniem obrońców wieży spadochronowej nazwano katowicki hufiec ZHP, a w 1976 r. nakręcono, w oparciu o powieść Wilhelma Szewczyka, film fabularny „Ptaki ptakom”.

W  latach 80. niektórzy, nie podważając samego faktu obrony wieży, podawali w wątpliwość jej znaczenie  w walkach o miasto. Nikt jednak nie podważał mitu o bohaterskiej i męczeńskiej śmierci harcerzy. Do dzisiaj nie udało się wiarygodnie ustalić ich personaliów, być może byli to młodzi ludzie spoza Katowic, którzy ewakuowali się z terenów przygranicznych.

I tak było aż do października 2003 r. w lokalnym dodatku do „Gazety Wyborczej” w artykule „Wieża bez mitu?” opublikowano treść nieznanego raportu dowódcy niemieckiej 239. dywizji generała Ferdinanda Neulinga. Znalazł go we freiburskim Federalnym Archiwum Wojskowym prof. Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego:

Niemiecki generał napisał, że 4 września rano zatrzymał się na niewielkim wzgórzu na wprost parku Kościuszki, obserwując marsz swoich oddziałów do centrum Katowic. Wówczas to jego sztab został niecelnie ostrzelany z wieży spadochronowej. W odpowiedzi na to Niemcy otworzyli ogień z armatki przeciwpancernej i wieża zamilkła. Po krótkotrwałych walkach we wspomnianym parku około godz. 11 przed południem przełamano opór i wkroczono do miasta. W jego centrum trwały jeszcze sporadyczne walki do godzin wieczornych 4 września.

I to wystarczyło dziennikarzom GW do rozpoczęcia walki o zniszczenie mitu i pamięci o obrońcach wieży. Czy mają w tej walce argumenty?

Profesor Woźniczka stwierdza, że w tekście tym źródła niemieckie przyjmowano jako jedynie wiarygodne, natomiast odrzucano polskie. Demitologizacja obrony Śląska we wrześniu 1939 r. wywołała oburzenie na Górnym Śląsku, czego efektem był list 66 śląskich intelektualistów skierowany do Adama Michnika (7 listopada 2003 r.). Nie doczekał się on publikacji w ogólnopolskim wydaniu „Gazety Wyborczej”. Była za to seria podobnych, atakujących pamięć o polskich bohaterach, tekstów.

Co dzisiaj wiemy na ten temat? Autor tekstu w "Uważam Rze" stwierdza:

Wieża spadochronowa stanowiła punkt obserwacyjny na przedpolach Katowic obsadzony początkowo przez harcerzy i powstańców. Desperacki akt obrony wieży należy widzieć jako jeden z punktów oporu w Katowicach 3 i 4 września, a nie wyizolowany epizod, a samą obronę stolicy województwa śląskiego na tle działań obronnych całego województwa, prowadzoną zarówno przez regularne oddziały Wojska Polskiego, jak i ochotnicze oddziały samoobrony, w skład których wchodzili powstańcy oraz harcerze. Odpowiedzią na to był bezprzykładny terror prowadzony przez bojówkarzy Freikorpsu, oddziały operacyjne Sicherheitpolizei i plutony egzekucyjne Wehrmachtu. Zamordowano w całym województwie ponad 1500 osób, w tym tylko 4 września w Katowicach około 150. Skala tego terroru świadczy też o natężeniu oporu.

Polski historyk przypomina, że 2 września 1939 r. naczelny wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły, unikając niebezpieczeństwa okrążenia i zniszczenia wojsk polskich, wydał rozkaz odwrotu z Górnego Śląska. Razem z armią wycofały się policja, oddziały paramilitarne i administracja. 2 września 1939 r., po godz. 16., kierujący samoobroną Katowic Jan Faska poinformował zebranych w Domu Powstańca o rozkazie naczelnego wodza o ewakuacji. 3 września rano zdecydowano o wycofaniu oddziałów powstańczych i harcerskich z miasta. Wycofał się Emanuel Tomanek, komendant główny Związku Powstańców Śląskich, a z nim 90 proc. podległych mu oddziałów oraz 75 proc. harcerzy z hm. Józefem Pukowcem na czele.

Część została - ci 4 września zostali odnalezieni przez niemieckich oprawców i zamordowani. Co się działo w mieście 3 września, w dniu w którym Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę? Profesor Woźniczka:


Nadal w centrum miasta chodziły patrole powstańców i żołnierzy, które usuwały flagi ze swastykami wywieszane przez ludność niemiecką. Silny oddział powstańczej samoobrony rozbił niemiecką grupę bojową koło Deutsche Banku przy ul. Warszawskiej. Nie udało się także grupom Freikorpsu przedrzeć do miasta. Skutecznie bronili go bowiem: 11. kompania kpt. Mariana Tułaka, kompania powstańcza por. Franciszka Kruczka oraz oddziały powstańcze zorganizowane wcześniej przez Nikodema Renca i rozlokowane w parku Kościuszki. Do odparcia ataków na miasto przyczynił się między innymi ogień karabinu maszynowego zainstalowanego na wieży spadochronowej.

Kolejny dzień, 4 września 1939 roku, to kolejny atak niemiecki.

We wczesnych godzinach rannych wspomniana już 11. kompania kpt. Mariana Tułaka razem ze wspierającymi ją grupkami powstańców została ostrzelana (w okolicach placu Wolności i ulicy 3 Maja) przez Freikorps. Doszło do zaciętej walki. Kompania rozproszyła się i małymi grupami przebiła do górującej nad miastem kopalni Ferdynand, znajdującej się w rękach powstańczego oddziału por. Franciszka Kruczka. Zainstalował on karabiny maszynowe w zabudowaniach kopalni i szachował ogniem dzielnice Wełnowiec, Dąb i Śródmieście, powstrzymało to ataki niemieckich bojówek. Wkrótce oba polskie oddziały połączyły się i opuściły Katowice.

Godzinę po przedarciu się przez plac Wolności kompanii kpt. Tułaka w jego pobliże dotarł oddział rozpoznawczy 239. Dywizji Piechoty, posuwający się wzdłuż ulicy Mikołowskiej. Został on zatrzymany ogniem karabinowym prowadzonym z wiaduktu kolejowego oraz z dwóch znajdujących się za nim wysokich budynków, jednym z nich był Dom Powstańca. Strzały padały także z wieży wodnej na towarowym dworcu kolejowym. Niemcy zmuszeni zostali do wezwania posiłków. W tym samym czasie zainstalowany na dachu Teatru Śląskiego karabin maszynowy spędzał z rynku i pobliskich ulic grupy Freikorpsu i Selbstschutzu

- relacjonuje profesor Zygmunt Woźniczka.

W tym dniu "karabin maszynowy z wieży spadochronowej ostrzelał znajdujących się na wzgórzu niemieckich generałów" oraz stacjonujące po zachodniej stronie parku oddziały 372. i 327. pułków piechoty:

Seriom z wieży wtórował ogień karabinowy z obrzeży parku oraz mieszczących się przy ul. Kościuszki hal targowych. Niemcy otworzyli do wieży ogień z jednego z działek przeciwpancernych Pak kal. 37 mm. Po kilku strzałach wieża zamilkła. Niemiecka piechota w ciężkich walkach złamała opór powstańców w parku.


W mieście nadal trwały działania zbrojne. Najdłużej toczyły się walka o gmach Powstańca Śląskiego i pobliskie domy. Został on złamany około południa, zapewne po użyciu armatek przeciwpancernych. Około godz. 11 do centrum Katowic weszły oddziały 239. dywizji na czele z gen. Neulingiem. Na ulicę wylegli miejscowi Niemcy oraz zwykli gapie. I wówczas to z dachów oraz okien domów w okolicach rynku, z wieży wodnej i wieży kościoła ewangelickiego, padły strzały wymierzone w maszerujących żołnierzy i witających ich cywilów. W południe przed gmachem Urzędu Wojewódzkiego generała Georga Brandta witał przywódca Volksbundu Otto Ulitz, ale w mieście aż do późnych godzin wieczornych trwały walki. Została ostrzelana kwatera generała Neulinga w Hotelu Europejskim na ulicy Mariackiej.

 

I dalej:

 

Trudno jednoznacznie stwierdzić, że wieży spadochronowej broniły dzieci w harcerskich mundurkach. Doktor płk. Mieczysław Starczewski, znawca problemu, twierdzi, że „w broń wyposażeni byli tylko harcerze pełnoletni, zaś służbę pomocniczą (łącznicy, sanitariusze) pełnili młodsi wiekiem. Możliwe, że niektórzy z nich przejęli broń po zabitych i rannych kolegach”. Ponadto słabi fizycznie młodzi ludzie nieobeznani z bronią maszynową mieliby trudności w obsłudze ckm czy rkm. Niektórzy powstańcy i starsi harcerze byli członkami sieci dywersji pozafrontowej. Jej członkowie przechodzili specjalistyczne przeszkolenie sabotażowe i dywersyjne na specjalnych kursach organizowanych przez Ekspozyturę 2. Oddziału II Sieci Dywersji Pozafrontowej. Były one doskonale zakonspirowane i niemieckim agentom nie udało się przeniknąć w jej szeregi. Jak twierdzi Starczewski: „W pierwszych dniach września placówki i patrole dywersyjne przystąpiły do akcji sabotażowo-dywersyjnych, w tym też działań w miastach, np. obrony Katowic, wspólnie z powstańcami śląskimi”.

Mamy więc potężny zestaw udokumentowanych faktów, pokazujących trzy ważne rzeczy:

1. Obrona więzy spadochronowej i działania prowadzone stamtąd przez Polaków, w tym ostrzał z karabinu maszynowego, nie ulegają wątpliwości

2. W obronie tej główny udział brali polscy ochotnicy

3. Skala oporu, siła obrony Katowic, jak na nieobecność regularnego wojska, była niezwykle duża i bohaterska

 

I na koniec - dlaczego tak mało wiemy o obronie wieży spadochronowej? Prof. Woźniczka odpowiada, że był to bowiem tylko jeden z licznych punktów oporu w mieście, ponadto broniący go zostali albo zabici w walce, albo zamordowani później.

Walczący powstańcy i harcerze nie podlegali konwencji genewskiej i byli przez Niemców masowo mordowani. Wielu obrońców Katowic we wrześniu 1939 r. weszło do konspiracji i w latach następnych zostało zamordowanych przez hitlerowców. Natomiast po wojnie przyznawanie się do udziału w dywersji pozafrontowej groziło więzieniem, a nawet śmiercią z rąk UB. Ludzie milczeli.

Dzisiaj po latach wiele spraw dotyczących także obrony wieży nie da się już wyjaśnić. Mit nierozerwalnie splótł się z historią. Wspomniane wątpliwości pozwalają  niektórym podawać w wątpliwość polski patriotyzm Ślązaków. Dlatego warto nadal „bronić” wieży spadochronowej

- konkluduje polski historyk.

Dziś, 3 września, trzeba o tym przypomnieć. Oddajmy hołd bezimiennym bohaterom. Stawili opór Niemców, potem zostali pomordowani. Choć bezimienni, trwali w naszej pamięci. Muszą trwać nadal mimo prób wymazania ich z narodowej świadomości przez niektóre media.

Temat będziemy kontynuowali.

gim

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych