Balony dawno opadły, kandydaci na prezydenta i wiceprezydenta USA ruszyli już w trasę, czas podsumować konwencję Partii Republikańskiej. „Apel do rozczarowanego Amerykanina” taki był główny przekaz sztabowców Romneya.
Mitt Romney nie był i nie jest błyskotliwym mówcą. Ale w tym roku nie jest to grzech śmiertelny kampanii. Może być wręcz zaletą, co udowodnił wygłaszając w czwartek mowę programową na zakończenie konwencji Partii Republikańskiej. Dlaczego? Bo był już jeden kandydat, który w pięknych słowach – wywołujących nawet u niektórych dziennikarze dreszcze - obiecywał „zmianę i nadzieję”, nowy sposób uprawiania polityki w Ameryce. Nazywał się Barack Obama i był kandydatem na prezydenta cztery lata temu.
Obiecywał, że rozpocznie proces obniżania wody w oceanach, że uleczy ziemię. Ja obiecuję, że pomogę wam i waszym rodzinom
– powiedział Romney, w jednym z lepszych fragmentów swojej mowy, rysując wyraźny kontrast z rywalem.
W czasie czwartkowej mowy Republikanin brzmiał poprawnie, niczym biznesmen, który stara się o możliwość naprawienia niezbyt dobrze funkcjonującego przedsiębiorstwa poda nazwą „USA”. I co ważne, nie atakował Obamy przy pomocy retorycznego młota, ale prowadził bardzo subtelną grę – ostatni pomysł sztabowców, wynikający zapewne z analizy wyników badań opinii publicznej. Otóż wynika z nich, że pomimo fatalnego stanu gospodarki i braku pracy, wielu Amerykanów (wystarczająco wielu, aby przeważyć wynik tych wyrównanych wyborów) ma jakiś rodzaj emocjonalnej więzi z Obamą, lubi go i nie chce, lub nie jest jeszcze gotowych go porzucić.
To do takich ludzi mówił Romney, że po wyborze w 2008 r. on sam – choć przecież z konkurencyjnej partii – życzył prezydentowi Obamie, aby „mu się udało”, z „miłości do Ameryki”. To do nich Romney mówił:
Dzisiaj chcę wam zadać proste pytanie: jeśli czuliście tak wielki entuzjazm głosując na Baracka Obamę, nie powinniście się tak czuć, gdy już został prezydentem? Naprawdę musi być coś nie tak z jego pracą jako prezydenta, skoro dniem w którym czuliście się najlepiej był dzień, kiedy oddawaliście na niego głos.
Zdaniem Romneya, wielu Amerykanów porzuciło prezydenta, który jak wcześniej Jimmy Carter, nie może odpowiedzieć twierdząco na pytanie Ronalda Reagana „czy żyje ci się lepiej niż cztery lata temu?”.
Teraz jest czas zakończyć z rozczarowaniami ostatnich czterech lat
– apelował kandydat. Cel takiego działania: zerwanie więzi łączącej wyborców z Obamą.
Szukając analogii, można wskazać na polskie podwórko. W latach 2007 i 2011 wielu ludzi głosowało na Platformę, kierując się emocjonalnym odruchem. Największa partia opozycji PiS, jeśli chce przejąć choć część tych głosów, nie powinna w czambuł potępiać tamtych decyzji wyborców, ale starać się pokazać, że „chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze”. Zapisywanie wszystkich wyborców PO do „obozu moskiewskiego” skutecznie zatrzymuje ich w obozie Platformy. Podobnie w USA, gdzie zderzają się dwa wielkie bloki zadeklarowanych wyborców. Sztab Romneya kalkuluje, że wielu z tych 6-8 proc. naprawdę jeszcze niezdecydowanych nie potrzebuje opowieści o tym jak jest źle (to wiedzą sami), potrzebuje tylko przejść pewien emocjonalny próg, aby zagłosować na Republikanina. Lub – co też nie jest złym rozwiązaniem – nie zagłosować na Obamę zostając w domu.
Ten ton „apelu do rozczarowanego” był wcześniej obecny w innych wystąpieniach do zgromadzonych w sali i przed telewizorami.
Nasz problem z prezydentem Obamą nie polega na tym, że to zły człowiek. Nasz problem to to, że jest on złym prezydentem
– mówił sen. Marc Rubio. Wcześniej kandydat na wiceprezydenta Paul Ryan apelował o zmianę do rozczarowanych młodych ludzi, mówiąc, że ci, co „skończyli college nie powinni żyć w swoich dziecięcych sypialniach, wpatrując się w wyblakłe plakaty Obamy i zastanawiając się, kiedy uda im się wyrwać i zacząć własne życie”.
Był też Clint Eastwood. Wiem, wiem, większość komentatorów stwierdziła, że aktor zagrał się na śmierć i nie był wcale śmieszny. Ale ja uważam inaczej. Dlaczego? Słuchałem na żywo reakcji w hali, później rozmawiałem z ludźmi, którzy widzieli a nie są specjalnie związani z Partią Republikańską. Co zapamiętali? To, co przez medialny filtr mogło brzmieć głupio, ale zwykły Amerykanin zrozumiał od razu – jak oglądacz filmów Eastwooda, gdzie „Brudny Harry” koryguje błędy systemu sprawiedliwości.
Szanowni państwo, to jest n a s z kraj. To my zatrudniamy polityków. Jesteście najlepsi na świecie, więc pamiętajcie: jeśli komuś nie wychodzi praca, trzeba pozwolić mu odejść
– powiedział Eastwood. I jeszcze jeden cytat, który dla wielu z 30 milionów oglądających może brzmieć zachęcająco.
Kiedy wybrali Obamę, wielu płakało. Płakała Oprah Winfrey, płakałem ja. Jednak zapłakałem znowu, gdy dowiedziałem się że 23 miliony ludzi nie ma pracy, albo pracuje nie na pełny etat
– mówił Eastwood. I te słowa brzmiały o wiele bardziej przekonująco, niż gdyby wypowiedział je sam Romney.
Jeśli chodzi o konkrety programowe to w mowie Romneya nie było ich wiele. Najważniejszy dotyczył stworzenia dwunastu milionów miejsc pracy w pierwszej kadencji. Romney obiecał też, że „nie podniesie podatków” dla klasy średniej. Ale najważniejszy był ten apel do „rozczarowanych”. I jeszcze jedno – na konwencji zaprezentowali się nowi liderzy Partii Republikańskiej. Dobrze wykształceni, świetnie przemawiający czterdziestolatkowi, nie bojący się mówić o ważnych wyzwaniach stojących przed Amerykanami. Często potomkowie imigrantów. Senator Marc Rubio (jego ojciec uciekł z Kuby i był barmanem), kongresman Paul Ryan, gubernator z New Jersey Christ Christie, gubernator Nikki Haley (Karolina Południowa) i Bobby Jindal (Luizjana) – potomkowie imigrantów z Indii, wreszcie Suzana Martinez – pierwsza latynoska gubernator Partii Republikańskiej (Nowy Meksyk). To przyszłość Partii Republikańskiej, bez względu na to, czy Romney zostanie czy nie zostanie prezydentem.
Paweł Burdzy z Charlotte
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/139269-ktorys-glosowal-na-baracka-obame-wielu-amerykanow-ma-jakis-rodzaj-emocjonalnej-wiezi-z-obama
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.