„Działania zbrojne podjęto o godz. 4.34 w Tczewie. Wizna i obrona wieży spadochronowej w Katowicach to mity wytworzone w PRL-u” – z Arkadiuszem Karbowiakiem, pasjonatem historii, byłym Wiceprezydentem Opola rozmawia Tomasz Kwiatek
Dnia 1 września 1939 r. III Rzesza rozpoczęła wojnę z Polską. Przez kilkadziesiąt lat byliśmy przekonani, że II wojnę światową rozpoczęły o 4.45 strzały pancernika kieszonkowego Schleswig-Holstein oddane w kierunku placówki polskiej na Westerplatte. Tymczasem od paru lat ukazują się publikacje wskazujące, że II wojna zaczęła się bombardowaniem Wielunia o godz. 4.40. Wynika z tego, że musimy być otwarci na nieustanną weryfikację nawet tak podstawowych faktów jak moment wybuchu II wojny.
Rzeczywiście fakty trzeba nieustanie weryfikować nawet te przed chwilą przywołane. Analiza zdarzeń wskazuje, że działania zbrojne podjęto godz. 4.34.Wtedy nad Tczewem pojawił się klucz niemieckich samolotów bombowo-nurkujących typu JU-87 zwanych popularnie Stukasami dowodzony przez porucznika Bruno Dilleya i zaatakował przyczółek tczewskiego mostu kolejowego. Celem ataku było uszkodzenie lub zniszczenie kabli ładunków wybuchowych przygotowanych do wysadzenia mostu przez polskich saperów w momencie ewentualnego niemieckiego ataku.
Bomby  prawdopodobnie trafiły w cel i uszkodziły kable. Polscy saperzy zdążyli  jednak je naprawić. W efekcie o godz. 6.00 most został wysadzony. Udało  się to tylko dzięki temu, iż druga część planu niemieckiego  realizowanego w ramach „Operacji Dirschau” się nie powiodła. Stało się  tak bowiem polski pociąg towarowy z ukrytymi wewnątrz niemieckimi  żołnierzami z 541 Pułku Saperów do Zadań Specjalnych który wjechał na  stacje Szymankowo o gdz.4.00 został skierowany przez polskich kolejarzy  na boczny tor. Nim został przywrócony na właściwe miejsce minęło 30  cennych minut. W międzyczasie kolejarze zdążyli wystrzelić czerwoną  rakietę będącą sygnałem informującym polskich żołnierzy o zagrożeniu,  dzięki czemu niemieckim saperom nie udało się opanować mostu. W odwecie  kolejarze z Szymankowa zostali zamordowani przez mających za zadane  opanować stację kolejową członków SA.
Skoro mamy wiedzę na temat tego wydarzenia, to dlaczego Westerplatte a teraz Wieluń są miastami gdzie organizowane są uroczystości z okazji wybuchu II wojny?
Jeżeli chodzi o Westerplatte to myślę, że dlatego, iż moment wybuchu II wojny powinien być związany z działaniami wojsk lądowych. Po drugie Gdańsk był miastem wobec którego III Rzesza wysuwała roszczenia terytorialne i o który toczyła się wiosną i latem 1939 r. wojna propagandowa. Po trzecie akcja tczewska stanowiła niewielki epizod stąd może uznano, iż należy poszukać jakiegoś bardziej znaczącego symbolu.
Podzieliłbym ten pogląd w odniesieniu do akcji związanej z próbą zajęcia mostu w Tczewie, ale nalot na Wieluń był wydarzeniem zbyt poważnym, aby można było nad nim przejść do porządku dziennego.
Z pewnością tak ale nalot na Wieluń miał miejsce później niż atak na Westerplatte.
Chyba nie skoro pierwsze bomby na Wieluń spadły o 4.40. a wiec 5 minut szybciej niż pociski, które spadły na Westerplatte?
Nie wiem kto wykazał tę różnicę czasu. Fakty wskazują, że atak bombowy na Wieluń miał miejsce o godz.5.40 a więc prawie całą godzinę po ataku na Westerplatte. Tę godzinę podaje meldunek z dziennika bojowego dowódcy I dywizjonu 76 pułku bombowców nurkujących kapitana Waltera Sigela, który o godz. 5.40 na czele 29 samolotów Ju-87 Stuka przeprowadził bombardowanie śpiącego miasta.
Ale właśnie historycy z Wielunia przypomnieli, że w Niemczech wówczas był czas letni więc należy czas z 5.40 cofnąć o godzinę?
No niestety nie. Czas tzw. letni i zimowy został w Niemczech wprowadzony 1 kwietnia 1940 r., a wcześniej bodajże funkcjonował w 1918 r. W 1939 r. nie był on wprowadzony wiec żadnych przesunięć czasowych czynić nie można.
Niektórzy mieszkańcy Wielunia twierdzą lub twierdzili bo większość już nie żyje, że pamiętają, że nalot miał miejsce o godz. 4.40?
Mieszkańcy podawali różne pory nalotu. Stosunkowo duża liczba wspominała, iż miał on miejsce o godz. 5.00, 5.20. Nie jest to istotne. Trudno dawać wiarę wspomnieniom przedstawianym czy spisywanym po latach mając świadomość faktu, że pamięć ludzka jest zawodna a kwestionować zapisy meldunków wojskowych, które właśnie na ogół bardzo dokładnie określają godziny różnorodnych zdarzeń.
W każdym razie faktem pozostaje, że nalot na Wieluń się odbył i miał on charakter terrorystyczny.
Nie  formułowałbym tak jednoznacznych opinii. Rozkazy niemieckie  jednoznacznie wskazują, że celem nalotu było zniszczenie w Wieluniu i  poza nim polskich jednostek wojskowych. Można więc mówić raczej o  tragicznej pomyłce niż o chęci zniszczenia miasta z premedytacją. Wedle  części historyków atak na miasto przeprowadzono na bazie dokonanych  latem 1939 r. przez wywiad niemiecki ustaleń wedle których w mieście  miały znajdować się sztaby polskich jednostek wojskowych.
Tak było?
Rzeczywiście jeszcze w sierpniu stacjonował tam sztab Sieradzkiej Brygady Obrony Narodowej. W pobliżu miasta rozlokowano natomiast oddziały 1 Pułku Kawalerii KOP. Jednostki wojskowe 30 sierpnia miasto opuściły jest więc faktem, że 1 września 1939 r. w mieście żadnych polskich oddziałów nie było. Jednak cele bombardowania nie zostały na pewno wyznaczone 31 sierpnia 1939 r. Miasto było bombardowane kilkakrotnie. Po wspomnianym pierwszym ataku z 5.40 nastąpił drugi atak miał on miejsce o godz. 6.10. Tym razem nad miastem pojawiło się 20 samolotów z I Dywizjonu 77 pułku. Potem I dywizjon 2 pułku. Formacja ta bombardowała Wieluń pomiędzy 8.00 a 9.00. Samoloty niemieckie pojawiły się nad miastem również pomiędzy 13.00 -14.00 ale wtedy prawdopodobnie tylko niektóre zrzuciły bomby na peryferiach miasta.
Miasto poniosło olbrzymie zniszczenia. Jak były one duże?
Zniszczeniu uległa zabudowa znajdująca się w centralnej części miasta około 70-75%. Wśród ważnych obiektów historycznych zbombardowany zostały kościół katolicki i synagoga.
Zbombardowano również szpital oznaczony znakami czerwonego krzyża.
Szpital faktycznie zbombardowano, ale znaku czerwonego krzyża na szpitalu zgodnie z słowami jego dyrektora nie wymalowano. Więc zapewne go nie było.
Jak była liczba ofiar?
Nieznana. Należy podjąć stosowne badania w tej materii i ustalić ile osób zginęło faktycznie. Podawane w literaturze liczby wahają się od 89 co z pewnością jest liczbą zbyt małą do 1200 co jest w moim przekonaniu liczba zbyt wysoką. W czasie niemieckiej okupacji niemieckie władze administracyjne w wewnętrznej korespondencji podawały, że wśród gruzów znaleziono i pochowano około 650 ofiar. Być może jest to rzeczywista liczba zabitych.
Powróćmy zatem do Westerplatte. Miejsca gdzie zaraz po Tczewie naprawdę zaczęła się II wojna o 4.45.
O godz. 4.48. O tej godzinie niemiecki pancernik kieszonkowy Schleswig-Holstein oddał w kierunku Westerplatte pierwszy wystrzał. O godz. 4.45 oddać go nie mógł bowiem wówczas jeszcze wykonywał manewr ustawienia się we właściwej pozycji do oddania strzałów.
Wtedy zaczął się też atak na Polską Pocztę w Gdańsku?
Tak. Niemcy zaatakowali pocztę zaraz po pierwszym wystrzale. Poczty broniło 53 pracowników w tym 10 oddelegowanych z Gdyni i Bydgoszczy. Poza nimi w budynku przebywał polski kolejarz z Gdańska, dozorca budynku jego żona i 10 letnia wychowanka. Dowódcą obrony był ppor. Konrad Guderski znany z akcji dywersyjnych na Zaolziu oficer przysłany przez Oddział II Sztabu Generalnego WP. Plan obrony przewidywał utrzymanie poczty w polskich rękach przez 6 godzin do czasu przybycia Korpusu Interwencyjnego z Pomorza. Niestety pomimo tego, iż wiedziano, że korpus nie wkroczy do Gdańska nikt nie raczył poinformować o tym pocztowców. Atak na pocztę został dokładnie przygotowany. Przed rozpoczęciem walki Niemcy wybili otwór w ścianie piwnicy odgradzającej pocztę od budynku niemieckiego Urzędu Pracy i II Rewiru Policji. Tamtędy oraz od frontu siły niemieckie podjęły próbę zajęcia poczty 1 września.
Jak duże siły Niemcy zaangażowali w ataku na pocztę?
W akcji zdobycia gmachu wzięło udział około 200 członków: policji porządkowej, jednostki SS-Wachtsturmbann E oraz żołnierzy plutonu pochodzącego z 13 kompanii SS-Heimwehr Danzing.
Pierwszy szturm odparto?
Obrońcy podpuścili atakujących na bliską odległość i otworzyli ogień. Atak odparto choć Niemcy wdarli się do budynku do tzw. paczkarni. Ciężko ranny został wówczas oficer gdańskiej Schutzpolizei podporucznik Alfred Heinrich, który zmarł następnego dnia. Odparty został także atak od strony piwnic. Po polskiej stronie zginął wówczas raniony śmiertelnie odłamkiem rzuconego przez siebie granatu dowódca obrony poczty Konrad Guderski.
Jakie było uzbrojenie obrońców?
Kilkadziesiąt granatów i pistoletów, kilka karabinów, karabin przeciwpancerny i trzy lkm.
W niemieckim filmie dokumentalnym przedstawiającym walki o pocztę widać samochód pancerny za którym kryją się atakujący. Jakiego sprzętu Niemcy użyli w walkach o pocztę i jak one przebiegały.
Niemcy użyli 3 samochodów pancernych typu ADGZ o nazwach „Memel” „Sudentenland” „Ostmark”. Pomimo że raziły obrońców ogniem karabinów maszynowych nie zadały żadnych poważnych strat obrońcom. Około godziny 11.00 do akcji wszedł wspomniany pluton SS-Heimwehr Danzing i rozpoczął ostrzał z dział 75mm. Obrońcom udało się wówczas zastrzelić strzałem w głowę jednego z żołnierzy z obsługi dział. W czasie walki uszkodzony został jeden z pancernych samochodów. Następnie około godz. 13.00 do walki włączył się oddział SS-Wachtsturmbann E dowodzony przez SS-Hauptsturmfuhrera Kurta Eimanna. Atakiem na pocztę dowodził pułkownik Schutzpolizei Willy Bethke. O godz. 15.00 ogłosił on przerwę w walkach i dał pocztowcom 2 godziny na przemyślenie decyzji o kapitulacji. Jednocześnie nawiązał kontakt z generałem Friedrichem Eberhardem prosząc o wsparcie wojska. Na placu Heweliusza ustawiono działa 105 mm które o godz. 17.00 zaczęły ostrzał gmachu poczty. Wtedy też saperzy wykonali podkop do gmachu poczty osadzając tam ładunki. Kiedy je odpalono zawaliła się część frontowej ściany budynku. Następnie oblano ściany budynku łatwopalną substancją i podpalono je miotaczami ognia. Wtedy po polskiej stronie padły kolejne ofiary. 5 obrońców poczty się spaliło. O godz. 19.00 Polacy skapitulowali. W trakcie próby poddania się Niemcy zastrzelili dwóch dalszych obrońców polskiej placówki.
Jaki był bilans walk?
Po polskiej stronie 8 zabitych, 16 ciężko rannych i poparzonych z których 6 zmarło w szpitalu. Największą tragedią była śmierć ciężko poparzonej zaledwie 10 letniej wychowanicy dozorcy gmachu. 38 wziętych do niewoli pocztowców zostało osadzonych w Victoriaschule. Zostali oni następnie osądzeni skazani na śmierć i straceni o świcie 5 października 1939 r. na strzelnicy wojskowej na Zaspie przez pluton egzekucyjny SS-Wachtsturmbann E dowodzony przez późniejszego komendanta obozu koncentracyjnego Stutthof i Neugenamme powieszonego po wojnie przez Brytyjczyków SS-Obersturmbannfuhrera Maxa Paulya. Po stronie niemieckiej 4 zabitych (2 z Wachtsturmbann E i 1 SS-Heimwehr Danzing i jeden z policji) i 8 rannych z których 1 potem zmarł. Niewykluczone, że straty niemieckie mogły być większe, bowiem imienna lista zabitych we wrześniu 1939 z Wachtstrumbann E zawiera dwa nazwiska poległych 1.09.1939 na terenie Gdańska więc obaj mogli polec w walkach o pocztę lub Westerplatte.
Uważasz że Niemcy mieli rację taktując pocztowców jako partyzantów stawiając ich przed sądem wojennym za udział w obronie poczty?
Konwencja  haska mówi wyraźnie, że strony walczące mogą na zajętym przez siebie  używać formacji nieregularnych. Muszą one być w sposób widoczny  oznakowane. Takie formacje a nawet zebrana ad hoc ludność cywilna mogą  legalnie prowadzić działania zbrojne. W tym wypadku mieliśmy do  czynienia z sytuacją kiedy członkowie formacji paramilitarnej chwycili  za broń i podjęli walkę. Odbywało się na terenie Wolnego Miasta Gdańska,  które dekretem Hitlera znalazło się w granicach państwa niemieckiego 1  września 1939 r. Teren Poczty Polskiej był jednak obszarem należącym do  Rzeczpospolitej więc pocztowcy jak najbardziej mieli prawo występować w  jego obronie i ich działania nie mogły zostać zakwalifikowane jako  działania partyzanckie podejmowane na zapleczu frontu. Podobnie jak  działania w obronie Westerplatte nie zostały potraktowane jako działania  partyzanckie i słusznie bowiem w jednym i drugim przypadku broniono  obszaru Rzeczpospolitej. Tak więc te egzekucję pocztowców należy  zakwalifikować jako mord sądowy.
Wróćmy do Westerplatte. 26 sierpnia 1939 r. wpłynął do Gdańska pancernik kieszonkowy Schleswig-Holstein. Jego celem było wsparcie ogniowe dla atakujących składnicę sił niemieckich?
Nie. Początkowo rozkazy dla dowódcy okrętu kmdr. Gustava Kleikampa były inne. Schleswig miał za zadanie ostrzelanie celów znajdujących się na polskim wybrzeżu min. Gdynia, Oksywie. Natomiast jeżeli chodzi o Gdańsk zadania postawione przez komandorem dotyczyły obrony miasta Gdańska i Nowego Portu przed ewentualnym atakiem sił polskich z Westerplatte.
Jednak wydane zostały rozkazy ataku na Westerplatte dla oddziałów Brygady Eberhardta?
Do końca niemieckie dowództwo nie było przekonane co do tego jakie działania podjąć wobec Westerplatte. Rozkazy przekazane kmdr. G.Kleikampowi wydawały się trudne do zrealizowania. Ostrzał polskiego wybrzeża miał być prowadzony z basenu portu gdańskiego przy którym ulokowana była składnica Westerplatte. Kleikamp uznał, że aby okręt mógł wywiązać się z nałożonych zadań musi mieć swobodę ruchów i zapewnione bezpieczeństwo a to będzie możliwe gdy zostanie unieszkodliwiona polska placówka. Dlatego w trakcie spotkania które odbyło się na pancerniku 25 sierpnia o godz.17.00, w którym uczestniczył także generał Eberhardt komandor Kleikamp, wysunął propozycję zdobycia Westerplatte przy wsparciu ataku ogniem dział swojego okrętu. Siłą uderzeniową która miała tego dokonać była podlegająca komandorowi jednostka Kriegsmarine występująca pod nazwą 3 Marine-Stostrupp – Kompanie czyli kompania szturmowa marynarki.
Co to była za jednostka?
Powstała  w marcu 1938 roku na bazie III Oddziału Artylerii Morskiej ze  Świnoujścia. Kompania wzięła udział w wojnie domowej w Hiszpanii a  konkretnie w opanowaniu radiostacji na wyspie Ibiza. Potem zmieniono jej  miejsce stacjonowania i ze Świnoujścia przerzucono do Kłajpedy. I  stamtąd kompanię zabrały trałowce, które na morzu spotkały się z  zmierzającym do Gdańska pancernikiem Schleswig-Holstein. Wtedy kompania  szturmowa przesiadła się na pokład pancernika i pod jego pokładem  przybyła do Gdańska. Stan liczebny wynosił 224 żołnierzy ubranych co  widać na historycznych fotografiach w czasie walk w mundury Wehrmachtu z  małą kotwicą na rękawie.
Czyli członkowie tej formacji nie byli widoczni dla żołnierzy z polskiej placówki?
Niebyli, aby wyjść do miasta przebierali się w mundury galowe marynarzy z pancernika Schleswig-Holstein.
Przygotowania do ataku uszły chyba uwadze polskiego wywiadu?
Nic nie uszło uwadze wywiadu. Dnia 31 sierpnia 1939 r. do Komisariatu Generalnego w Gdańsku przybył znany szef ekspozytury nr 3 Oddziału II poległy potem w bitwie pod Monte Cassino mjr. Żychoń i przekazał informację o mającym nastąpić w dniu następnym ataku ppłk. Sobocińskiemu. Ten jeszcze tego samego dnia udał się na Westerplatte i tam spotkał się z majorem Sucharskim, któremu przekazał informację o ataku mającym nastąpić 1 września oraz poinformował go o rozwiązaniu Korpusu Interwencyjnego wskazując jednocześnie na konsekwencje jakie rozkaz ów niósł dla polskiej placówki w postaci zupełnego jej odcięcia i pozbawienia szansy na jakąkolwiek pomoc.
Zgodnie z przedstawianymi informacjami stan polskiej załogi wynosił 182 oficerów i żołnierzy.
Załoga placówki była od wiosny 1939 r. systematycznie wzmacniana. Jej stan wynosił gdzieś pomiędzy 226 a 235 zarówno żołnierzy jak i pracowników cywilnych.
O której godzinie Schleswig rozpoczął ostrzał Westerplatte?
O 4.43 kmdr. Kleikamp wydał komendę „Okręt idzie do ataku na Westerplatte”. O godz. 4.48 w stronę polskiej składnicy wystrzelony został z tzw. wieży Anton pierwszy pocisk z działa 280 mm. Przyjmuje się, iż był to moment wybuchu II wojny światowej. Równocześnie z chwilą rozpoczęcia ostrzału niemieccy saperzy wysadzili główną bramę, która wiodła do składnicy.
Po zakończeniu intensywnego ostrzału rozpoczął się atak wspomnianej kompanii szturmowej?
Ostrzał  nie był zbyt intensywny. Trwał bardzo krótko pancernik oddał zaledwie  kilka salw. Poza tym podpłynął on zbyt blisko Westerplatte i pociski  przelatywały nad placówką inne z kolei miały zły kąt padania nie mówiąc o  tym, że posługiwano się starą 35 letnią amunicją co powodowało dużą  ilość niewybuchów. W sumie ten pierwszy ostrzał pancernika wiele szkód  na Westerplatte nie uczynił. A fakt, że trwał krótko wiązał się z tym,  iż nerwowo nie wytrzymali i ruszyli do szturmu żołnierze kompanii  szturmowej. Z tego względu pancernik musiał przerwać ostrzał. Polscy  obrońcy podpuścili blisko atakujących. Jako pierwsza otworzyła ogień  placówka „Wał” a następnie placówka „Prom” dowodzona wtedy przez  weterana I wojny chorążego Gryczmana. Pierwsze natarcie się załamało i  Niemcy ponieśli duże straty w zabitych i rannych. Potem nastąpił kolejny  ostrzał już znacznie bardziej intensywny i czasowo dłuższy i ruszyło  kolejne natarcie. I znów zostało ono odparte z krwawymi stratami. W  czasie walk ciężko ranny został i zmarł następnego dnia por. Wilhelm  Heninngsen dowódca niemieckiej kompanii szturmowej.
Kompania szturmowa nie była jedynym oddziałem który atakował Westerplatte?
Nie była. Już w drugim ataku wziął udział 50-60 osobowy pluton SS-Heimwehr Danzig a od 2 września na Westerplatte dotarła 150 osobowa kompania saperów Roslau-Dessau, ponadto znajdowało się tam 50 policjantów z plutonu Wachtsturmbann E, licząca 30 ludzi obsługa działek z SA Marine Kustenschutz Danzig, około 40-50 policjantów z policji porządkowej, oraz 20 spieszonych kadetów z pancernika Schleswig-Holstein. Obok nich jako oddziały blokujące zostały tam skierowane pododdziały 1 i 2 pułku Danzig Landspolizei o trudnej do ustalenia liczbie żołnierzy. W atakach na Westerplatte oraz w akcji blokującej uczestniczyło gdzieś 500-600 żołnierzy.
Zatem pierwszego dnia miały miejsce dwa ataki przeprowadzone z lądu a dalej jak wyglądała obrona składnicy. Ile ataków jeszcze miało miejsce?
Więcej  ataków lądowych do 7 września nie było. Były natomiast wysyłane przez  Niemców patrole, które starały sprowokować Polaków do otwarcia ognia.  Chodziło o oznaczenie miejsc oporu wraz ze współrzędnymi, o których  informacje następnie podawano na stanowiska artylerii. 2 września  nastąpił około godziny 18.00 nalot powietrzny przeprowadzony przez  samoloty JU-87. Nad Westerplatte znalazły się one w liczbie około 60.  Bombardowanie trwało około 40 minut. Po nim nad składnicę nadleciała  kolejna fala samolotów tym razem Heinkiel-111 i dokończyła dzieła  zniszczenia. W efekcie dokonanego nalotu a w zasadzie zniszczeń do  jakich na skutek jego przeprowadzenia doszło major Sucharski podjął  decyzję o kapitulacji składnicy.
No właśnie po bombardowaniu doszło do próby ogłoszenia kapitulacji i konfliktu jaki wybuchł pomiędzy majorem Sucharskim a jego zastępcą kapitanem Dąbrowskim. Dzisiaj panuje zdecydowanie krytyczna wobec majora Sucharskiego opinia za jego postawę. Jak jego ocena wygląda w twoich oczach.
Zniszczenia do jakich doszło w wyniku nalotu Luftwaffe z pewnością zachwiały nieco obroną Westerplatte. Zniszczonych zostało lub uszkodzonych wiele obiektów min. Wartownia nr 5 zaliczyła centralne trafienie bombą. Zginęło w niej najprawdopodobniej 12 polskich żołnierzy. Sucharskiego skala zniszczeń związanych z nalotem przeraziła i przekonała do kapitulacji.
Ale dlaczego przecież składnica mogła się spokojnie bronić dalej, zapasy amunicji wystarczały na prowadzenie dalszej obrony?
To  prawda. Myślę, że na decyzji Sucharskiego zaważyły dwie kwestie. Po  pierwsze choroba. Major był dość słabowitego zdrowia stad zapewne trudno  mu było pełnić obowiązki dowódcy składnicy. Efektem konfliktu z  Dąbrowskim 2 września był zresztą atak padaczki. Po drugie Major  Sucharski jako jedyny z załogi wiedział, że pomoc Korpusu  Interwencyjnego nie nadejdzie, więc tak naprawdę dalsza walka będzie  toczona dla samej walki, a obrońcy prędzej czy później będą skazani  na  kapitulację. Inaczej walczy się mając przed sobą perspektywę zwycięstwa a  inaczej mając świadomość nieuchronnej porażki. Poza tym Sucharski był  oficerem II wywiadu a nie oficerem liniowym co też miało swoje  znaczenie.
Ale polska placówka wiązała pewne siły niemieckie, które dzięki temu nie zostały użyte w innych miejscach frontu?
Placówka wiązała pewne siły niemieckie, ale nie były one zbyt duże. Nie wszystkie jednostki nadawały się do wykorzystania na froncie jak np. Wachtsturmbann E czy policjanci Schupo, choć trzeba przyznać, że były one nieliczne. Z Gdańska nie mógł wypłynąć jedynie pancernik Schleswig-Holstein. Prawdę powiedziawszy Niemcom wystarczyło blokowanie Westerplatte co czynili skutecznie od 2 września a do tego zadania nie potrzeba było dużych sił.
A elitarna jednostka SS-Heimwehr Danzig?
To była formacja utworzona po części z Niemców pochodzących min. z Sudetów, Saksonii a po części z Gdańska. W moim przekonaniu nie miała charakteru elitarnego, bowiem dopiero jak większość jednostek niemieckich nabierała doświadczenia wojennego. Natomiast jeżeli chodzi o użycie w walce na Westerplatte i w walkach o Pocztę to było ono znikome. Na Westerplatte występował jeden pluton tej , na placu Heweliusza też jeden pluton stanowiący obsługę dwóch dział 75 mm. SS-Heimwehr Danzig liczyła 1500 żołnierzy i zasadniczy je trzon brał udział w walkach na froncie pod Tczewem oraz w walkach o Kępę Oksywską.
Pozostawały jeszcze kwestie dotyczące wzmocnienia morale walczącego narodu?
I  tutaj tkwiła największa wartość oporu na Westerplatte. W codziennych  komunikatach nadawano informację, że Westerplatte broni się nadal. Miało  to naturalnie swoją wymowę propagandową. Nie dziwię się postawie  kapitana Dąbrowskiego, uważał on że do póki jest czym, to należy  prowadzić walkę dalej. Inna sprawa iż nie wiedział, że odsiecz nie  nadejdzie.
Czyli od 2 września 1939 r. kapitan Dąbrowski przejął dowodzenie. W tym dniu doszło do wydarzeń, które do teraz osłonięte są mgłą tajemnicy?
Tak w dniu wywieszenia przez obrońców choć na krótko białej flagi na placówce Wartowania nr 4 doszło do buntu żołnierzy, którzy podobnie jak major Sucharski nie chcieli nadal brać udziału w dalszej obronie. Zostali oni rozstrzelani.
Ilu zostało rozstrzelanych?
4-5 żołnierzy. Nikt z załogi składnicy nie chciał opowiadać o tym incydencie. Ale zwłoki tych żołnierzy znaleźli Niemcy przeszukując Westerplatte 8 września.
Jak wyglądała obrona po 2 września?
4  września ostrzał składnicy przeprowadziły dwa niemieckie torpedowce  Kriegsmarine, choć wedle innej wersji ostrzał prowadził tylko jeden  okręt. 6 września Niemcy próbowali podpalić las położony się na obszarze  składnicy. Cysterna której użyli została trafiona pociskiem działka  typu Bofors i w efekcie do podpalenia nie doszło. Rozstrzygający dla  Westerplatte był 7 września kiedy to we wczesnych godzin rannych został  rozpoczęty zmasowany ostrzał artyleryjski prowadzony głównie z  pancernika Schleswig – Holstein. Następnie do ataku przystąpili  żołnierze z kompanii saperów z Rosslau-Dessau dowodzeni przez ppłk.  Hanke. I ten atak został odparty. O godzinie 10.15 Westerplatte  skapitulowało.
Jakie straty poniosły obie strony?
Straty niemieckie to 19 zabitych, 4 zmarłych z ran, 52 ciężko rannych i 11 lekko rannych żołnierzy kompanii szturmowej Kriegsmarine, 3 rannych 7 września z kompanii saperów Rosslau-Dessau, 1 zabity z Wachtstrumbann E i być może po 1 ciężko ranny, który potem zmarł z Landspolizei i 2 rannych z SS-Heimwehr Danzig. Prawdopodobne straty polskie to 35 poległych i rozstrzelanych, 29 ciężko i lekko rannych.
Niemcy potraktowali obrońców z wszelkimi honorami. Ale wiadomo, że w jednym przypadku mieliśmy do czynienia ze zbrodnią wojenną zamordowany bowiem został radiotelegrafista, który nie chciał zdradzić Niemcom polskich szyfrów.
Tak zachowanie wobec obrońców Westerplatte było bez zarzutu. Przypadek sierżanta Rasińskiego to przypadek przejścia na stronę wroga. Sierżant Rasiński najprawdopodobniej podjął pracę w ośrodku dekryptażu Kriegsmarine.
Przejdę do trudniejszych tematów. Krwawa Niedziela w Bydgoszczy zapewne znasz to wydarzenie. W polskiej literaturze sprawę przedstawia się w sposób prosty, mianowicie, w Bydgoszczy doszło do hitlerowskiej rebelii wywołanej przez miejscowych Niemców, która została stłumiona przez polskie wojsko i formacje paramilitarne. Zginęło od 100-150 dywersantów. Jaki jest twój pogląd na ten temat?
W  ten sposób wydarzenia w Bydgoszczy przedstawia się chyba w bardzo  starej PRL-owskiej literaturze. Przywołana przez Ciebie wersja wypadków  jest moim zdaniem tylko częściowo prawdziwa. Dokumenty polskich  jednostek wojskowych wskazują, iż w tych dniach w Bydgoszczy doszło do  niemieckiej akcji dywersyjnej. W jej wyniku śmierć poniosło 365 osób. 89  katolików i 286 ewangelików. Niestety ponieważ podziały religijne nie  zawsze zgadzały się z podziałami etnicznymi nie sposób określić czy  wszyscy z pośród ewangelików byli Niemcami a wszyscy katolicy Polakami,  choć w dużej mierze tak zapewne było. Większość zabitych była  mieszkańcami Bydgoszczy. Obok ofiar cywilnych zginęło około 20 polskich  żołnierzy, choć nie do końca wiadomo czy jakaś ich liczby nie stanowili  ranni  przywiezieni z linii frontu którzy zmarli w szpitalu. W tych  samych wspomnianych dokumentach są wzmianki wskazujące, że obok działań  związanych z tłumieniem niemieckiej rewolty dochodziło do aktów terroru  wymierzonych w niemiecką ludność cywilną.
W swych wspomnieniach duża część polskich mieszkańców Bydgoszczy opisuje przypadki strzelania do polskich żołnierzy przez niemieckich cywili z ich własnych domów.
Teoretycznie jakieś pojedyncze przypadki mogły się naturalnie zdarzyć, ale uważam, że w skali masowej tego rodzaju działania raczej nie miały miejsca. Mogli je dokonywać tylko ludzie w przypływie jakiegoś samobójczego amoku. Nikt przy zdrowych zmysłach nie strzelał by do wojska ze swego domu narażając życie członków swoich rodzin.
Odnaleziono jakieś dokumenty wskazujące na przygotowania wywiadu wojskowego czy SD do dywersji w Bydgoszczy?
Są dokumenty wskazujące na przygotowania do różnych operacji dywersyjnych na terenie Wielkopolski w tym także w Bydgoszczy. Dotyczyły zniszczenia konkretnych urządzeń czy obiektów. Większość z nich pozostała tylko na papierze i nigdy nie została zrealizowana. Nie ma natomiast żadnych dokumentów potwierdzających przygotowania do wywołania akcji dywersyjnej w masowej skali której celem było opanowanie całego miasta tudzież jak to wyglądało w rzeczywistości ostrzeliwanie polskich oddziałów wojskowych.
Jak Twoim zdaniem przebiegały wydarzenia w Bydgoszczy?
Uważam,  że do miasta dostały się grupy niemieckich dywersantów złożone w osób  pochodzących z poza miasta, które w różnych miejscach rozpoczęły ostrzał  polskich oddziałów wojskowych. Podejmowane działania nie miały  charakteru skoordynowanej akcji mającej na celu zajęcie miasta lub w  mniejszej skali zajęcie jakiegoś obiektu znajdującego się w mieście.  Raczej chodziło o wywołanie chaosu. Niemiecka ludność cywilna w  przeważającej mierze nie brała udziału w tych działaniach. W mieście w  tym czasie panowała napięta atmosfera, obawiano się nadejścia Niemców.  Informacje o rozpoczętych działaniach niemieckich działaniach  dywersyjnych obiegły miasto lotem błyskawicy. Miejscowi Polacy cywile i  członkowie formacji paramilitarnych oraz żołnierze przystąpili do  tłumienia rebelii. W trakcie tych działań zastrzelono szereg dywersantów  a ujętych rozstrzeliwano. Niestety dokonano także szeregu egzekucji  osób pochodzenia niemieckiego które w rzeczywistości a antypolskiej  rewolcie nie brały udziału.
Kim byli zabici w Bydgoszczy cywile?
40 osób to były kobiety w wieku od 4 miesięcy do 78 lat. Prawie tyle samo bo 39 było mężczyzn w wieku powyżej 65 roku życia. 28 nieletnich chłopców poniżej 18 lat w tym 9, 13 letni. Pozostali to mężczyźni pomiędzy 19-65 rokiem życia.
Polscy historycy raczej odrzucają tezę o masakrze cywili?
Może odrzucają ją propagandyści. Historycy którzy tą kwestią się zajmowali raczej nie mają w tej materii wątpliwości. Generalnie jasnym jest, że nikt nie lubi przyznawać się do zbrodni wojennych. My mamy dodatkowo bardzo wyidealizowany obraz II wojny – wedle którego nas zawsze mordowali a my nigdy nikogo. Nie do końca tak było, choć oczywiście proporcjonalnie to Polacy byli częściej ofiarami zbrodni niż ich wykonawcami.
Czy Bydgoszcz był jedynym przypadkiem, gdzie doszło do zbrodni na niemieckich cywilach?
Nie  egzekucje na niemieckich cywilach miały miejsce w mniejszej skali także  w innych miejscowościach. Pewną ilość ofiar śmiertelnych pochłonęły  tzw. łowicki i inowrocławski marsze internowanych. Oblicza się, że w  Wielkopolsce śmierć poniosło 1300 niemieckich cywilów. Ogółem w Polsce  zginęło około 5437 członków niemieckiej mniejszości. Taką liczbę podała  Centrala ds. Grobów Zamordowanych Volksdeutschów w Polsce. Oczywiście  została podana przed decyzją niemieckiego Ministerstwa Propagandy  zwielokrotniającą liczbę zabitych 10-krotnie do 58000 do której to  liczby w ogóle nie warto się odnosić.
Ale większość zginęła w wyniku działań wojennych bombardowań Luftwaffe?
Nie wiadomo z jakiego powodu zginęli bowiem nie prowadzono do tej pory badań w tej materii. W Niemczech znajdują się akta specjalnej jednostki dochodzeniowej Wehrmachtu która zajmowała się kwestią zbrodni wojennych popełnionych na Niemcach. Akta te zawierają informacje dotyczące różnych przypadków także zbrodni popełnionych w Polsce. Można mieć nadzieję, że kiedyś polscy historycy zajmą się tą problematyką. Na razie poza publikacją IPN-u dotyczącą Bydgoszczy niewiele w tej materii zrobiono.
Chciałbym porozmawiać jeszcze o wrześniu 1939 na Śląsku. Tam w pierwszych dniach września miały miejsce również dramatyczne wydarzenia w postaci niemieckiej dywersji podobnej do tej mającej miejsce na terenie Wielkopolski.
Moim zdaniem skala tego zjawiska na Śląsku była znacznie większa. Dysponujemy stosunkowo bogatym materiałami archiwalnymi dokładnie przedstawiającymi niemiecką dywersję. Obok Wehrmachtu na Śląsku pojawiły się niemieckie formacje paramilitarne w rodzaju 1200 osobowej Sonderformation Ebbinghaus nazywanej także Freikorps Ebbinghaus. Freikorps zaatakował kopalnie na Śląsku o świcie 1 września 1939 r. Ale ataki te w pewnej części miejsc zostały odparte przez polskie oddziały wojskowe i oddziały paramilitarne. Tak było np. w kopalni „Michał” w Michałkowicach. Tam 1 września zginął od przypadkowej kuli wysoki rangą oficer d-ca liczącej 120 członków jednej z grup dywersyjnych SA-Obersturmbannfuhrer Willy Pisarski. Wraz z nim śmierć w walce poniosło 65 dywersantów. By złamać opór freikorzystów użyto w walce III batalion 75 pp. Ranny w walkach został Walenty Fojkis znany dowódca z okresu powstań śląskich. Ogółem do dnia rozwiązania Sonderformation Ebbimghaus czyli do 13 września zginęło 188 członków jej członków. Polskie oddziały zadały więc poważne straty tej formacji.
Przy okazji tego co mówisz mam pytanie. W kontekście tego o czym rozmawialiśmy w przypadku Bydgoszczy mianowicie dywersji. Chodzi mi o dywersantów. Jakie były w odniesieniu do nich regulacje prawa wojennego. Jak wyglądała sytuacja w tym względzie w Wielkopolsce i na Śląsku?
Dywersanci  to odpowiednik partyzantów. W czasie II wojny światowej partyzantów nie  obejmowały regulacje konwencji haskiej, więc słusznie polskie oddziały  wojskowe po wzięciu do niewoli dywersantów rozstrzeliwały. Było to  postępowanie zgodne z prawem wojennym. Represje niemieckie, które  nastąpiły min. w Bydgoszczy kiedy to po zajęciu miasta przez Wehrmacht  rozstrzelano około 400 osób za udział w tych egzekucjach były naturalnie  naruszeniem prawa wojennego i powinny być traktowane jako zbrodnia  wojenna. Inaczej rzecz ma się z polskimi członkami formacji  paramilitarnych, którzy brali udział w zbrodniach na niemieckiej  ludności cywilnej wówczas strona niemiecka mogła wymierzyć im stosowne  kary za popełnione zbrodnie. Sytuacja w Wielkopolsce i Śląsku była  różna. O ile w Wielkopolsce mieliśmy do czynienia z ewidentna dywersją  mająca miejsce na zapleczu frontu a więc ich organizatorzy jak np.  dywersanci ujęci w Bydgoszczy mogli być rozstrzeliwani, to już w  przypadku członków Freikorpsu walczących na Śląsku sprawa nie jest już  taka jasna. Ich działania miały miejsce w strefie frontowej i  poprzedzały uderzenia sił Wehrmachtu. Działali oni więc jako ochotnicze  formacje paramilitarne mające status oddziałów wojskowych. Ich  funkcjonowanie było zgodne z konwencją haską. Członkowie Freikorpsu byli  zresztą brani do niewoli. 92 z nich w okolicach Sambora uwolniły  oddziały Wehrmachtu. Trzeba jednak przyznać, że były też rzadkie  przypadki rozstrzeliwania na Śląsku wziętych do niewoli freikorzystów.  Miało to miejsce w Mysłowicach 3 września 1939 r., kiedy to 16 jeńców  tej formacji zostało rozstrzelanych przez pilnujących ich członków  polskich formacji paramilitarnych, choć według niektórych źródeł mieli  zostać zabici przy próbie ucieczki. Drugie takie zdarzenie miało miejsce  po zakończeniu walk o kopalnię „Michał” kiedy to jeńcy i ranni  freikorzyści prawdopodobnie mieli zostać rozstrzelani. W tym wypadku  część badaczy sugeruje, iż ta egzekucja miała miejsce po walkach w  jednej z kopalni w okolicach Chorzowa, inni jeszcze twierdzą, że w  kamieniołomach w okolicach Łagiewnik. Tych egzekucji było kilka i trzeba  by podjąć w tej kwestii szczegółowe badania. Trzeba wspomnieć, że  również Niemcy po zajęciu Śląska dokonali wielu egzekucji około 1500  osób głównie byłych powstańców członków polskich formacji  paramilitarnych. Pomijając ewentualnych winnych udziału w egzekucjach  niemieckich jeńców w pozostałych przypadkach były to ewidentne zbrodnie  wojenne.
Na koniec chciałem zapytać o legendę która upadła a dotyczącą obrony przez harcerzy wieży spadochronowej. Na kanwie tych wydarzeń powstał nawet w PRL-u film. Czy nie uważasz, że prawdziwe skąd inąd informacje działają na szkodę naszej polskiej historii?
Ptaki  ptakom. Taki nosił ów film tytuł oglądałem go kilka razy. Prawda nigdy  żadnych szkód nie przynosi, choć osoby działające w obszarze  kształtowania wizerunku naszego kraju pewnie by się z tą konstatacją nie  zgodziły. Historię mamy piękną i bez mitów. A wieża cóż, okazało się,  że nie było długiej i heroicznej obrony harcerzy – tak nawiasem mówiąc  nie do końca wiadomo kto owej wieży bronił – ale jest faktem, że  oddziały 239 Dywizji Piechoty generała Neulinga wkroczyły do Katowic i  bez większych problemów zajęły miasto. Jak wynika z zapisów w dzienniku  bojowym z wieży prowadzono ostrzał z broni maszynowej, ale miejsce z  którego strzelano zostało „uciszone” za pomocą strzału z działka 37mm. W  odniesieniu do upadku mitu obrony wieży spadochronowej to szat bym  zbytnio nie rozdzierał. Uważam, że jeżeli chodzi o nasze dokonania w  kampanii wrześniowej roku 1939, to pomimo poniesionej porażki mamy czym  się poszczycić. Obok znajdującej się dla zawsze dla mnie na pierwszym  miejscu obrony Westerplatte oraz Poczty Gdańskiej za godne upamiętnienia  są z pewnością walki z nacierającą pod Mokrą niemiecką 4 Dywizją  Pancerną, której zacięty opór stawiała Wołyńska Brygada Kawalerii. Bitwa  pod Łomżą…
Bitwa pod Wizną gdzie heroizm obrońców opiewany jest w utworze nagranym przez szwedzki zespół rokowy Sabbaton…
Akurat bitwa pod Wizną to mit wykreowany w PRL-u podobny do mitu obrońców wieży spadochronowej w Katowicach. Wracając do realnych naszych osiągnięć, dzielnie biły się nad Bzurą Armie „Pomorze” i „Poznań”. Warto przypomnieć też o bohaterskiej obronie Lwowa prowadzonej przez generała Langnera i niemałych stratach zadanych atakującej miasto 1 Dywizji Górskiej. Należy przypomnieć również bohaterską obronę Warszawy kiedy to 8 września na Woli powstrzymano atak próbującej zająć polską stolicę grupy uderzeniowej wspomnianej 4 Dywizji Pancernej. To są wydarzenia którymi możemy się szczycić. Ja osobiście wolę być dumny z prawdziwych polskich dokonań militarnych niż tych mityczno-wirtualnych.
Bardzo Ci dziękuję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/139207-niemcy-po-zajeciu-slaska-dokonali-wielu-egzekucji-ok-1500-osob-glownie-bylych-powstancow-czlonkow-polskich-formacji-paramilitarnych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.
					



