Tłumacząc się z kultowego już zdjęcia, na których trójmiejska wierchuszka ciągnie samolot OLT w ramach akcji formalnie promującej Port Lotniczy, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz stwierdził:
(...) ciągłość władzy, np. w Gdańsku, czy Wrocławiu jest gwarancją sukcesów tych miast.
Ciekawe, kiedy tego argumentu - brzmiącego znajomo - zacznie używać władza centralna.
Byłby to argument racjonalny - bo można planować dłużej niż na jedną kadencję - gdyby nie wrażenie, że za pojęciem "ciągłości" nie kryło się pojęcie "nieobalalności", swego rodzaju oligarchiczności.
Każdy, ktoś choć trochę zna rzeczywistość Gdańska czy Sopotu wie, "władza ciągła" umie sprawić, by niemal wszyscy ją popierali - czy chcą, czy nie chcą. Bez przyjaźni władzy można mieć co najwyżej kiosk warzywny - a i to wątpliwe.
***
Marcina P. aresztowano wczoraj niemal dokładnie w czasie przemówienia premiera Tuska w Sejmie. Koincydencja znacząca, swego rodzaju nowa, świecka tradycja. Tak samo wyglądało to jesienią 2010 roku, gdy premier walczył z dopalaczami. Wówczas Dawid Bratko, zwany "królem dopalaczy", trafił za kraty dokładnie w czasie, gdy premier piętnował go na Wiejskiej. Telewizje informacyjne miały show: w głównym planie premier, a w okienku aresztowanie.
W tym kontekście słowa premiera Tusk w obronie "odpolitycznienia" prokuratury - "nie dawajmy tych narzędzi politykom, ani Tuskowi, ani Kaczyńskiemu, ani Palikotowi" - mają sens. Po co oddawać coś, co tak sprawnie, samo z siebie, koordynuje swoje działania z przemówieniami premiera?
***
Wszyscy, którzy dziwią się, że pomimo kolejnych afer Platforma nie traci zbytnio poparcia, polecam postawienie sobie pytania: czy gdyby dziś wybuchła afera Rywina - dokładnie taka sama - to czy na pewno coś by zmieniła? Można mieć duże wątpliwości. Bo przecież afera hazardowa obiektywnie miała tę samą siłę rażenia. Była nawet jeszcze bardziej czytelna, a mimo to obóz władzy skutecznie sprawę zamiótł pod dywan.
To zresztą ironia losu, że najtrwalszym skutkiem afery Rywina wydaje się już nieuchronny regres Agory, która nie uzyskawszy w tamtych latach punktu oparcia w świecie telewizji, później już albo nie mogła, albo nie chciała zbudować czegoś własnego. A bez telewizji, papierowy koncern staje się coraz bardziej papierowy.
Dziś na sukces telewizyjny jest już za późno, bo poziom konkurencji znacznie wyższy. Eksperci oceniają, że zdobycie 1 proc. widzów kosztuje ok. 100 milionów złotych. Jedynym wyjściem jest kupno telewizyjnej Dwójki albo Trójki - co jednak jest operacją dla Agory bardzo niebezpieczną politycznie. Właśnie ze względu na wspomnienia.
Wszystko pozostałe - zgodnie z hasłem, że zmienić trzeba wiele, by nie zmieniać nic - wróciło do normy. Nauczony latami 2005-2007 system władzy jest nawet jeszcze bardziej uważny, spory rozstrzyga w zaciszu i skuteczniej pilnuje opozycji i jej zwolenników na wszelkich polach, z polem medialnym na czele.
***
Sondaże się nie zmieniają, bo dzisiejsza mapa sympatii politycznych ma niewiele punktów stycznych z oceną jakości polityki, jej skuteczności czy słuszności. To wszystko sprawy wtórne. Emocje lat 2005-2007 były tak silne, że na nowo przetopiły historyczny podział "Solidarność" - komuna, osadzając świat na osi "za Kaczyńskim" albo "przecież Kaczyńskiemu". Do tego - jak słusznie zauważył podczas Kongresu Polska Wielki Projekt prof. Andrzej Zybertowicz - obóz dziś rządzący zastosował techniki zohydzania przeciwnika tak skuteczne, że dziś nie da się ich odkręcić nawet najtwardszymi faktami, nie mówiąc już o samych słowach:
To wszystko nakłada się na pewien głębszy mechanizm, który neurolog António Damásio uchwycił wprowadzając pojęcie "markera somatycznego". Ten neurolog mówi tak: jeśli analizujemy proces podejmowania decyzji przez ludzi, to zanim np. wyborca, dziennikarz, biznesmen, dokona jakiejkolwiek analizy zysków i strat, i zanim jego umysł racjonalnie zacznie myśleć: "może ten Kaczyński miał rację", zanim to sobie wyartykułuje, to w organizmie człowieka, który jest na tej ścieżce rozumowania, zdarzy się coś istotnego. Gdy na myśl przyjdą mu złe skutki decyzji, wyobrazi sobie to państwo policyjne z czasów PiS, i nawet jeśli to się będzie działo przez mgnienie oka, jego organizm dozna nieprzyjemnego uczucia w trzewiach. To uczucie odnosi się do ciała, i na poziomie ciała sygnalizuje odrazę wobec podjęcia decyzji w określony sposób. António Damásio nazywa to markerem somatycznym.
Otóż system III RP, czy było to planowane czy nie, ale funkcjonalnie wdrukował takie markery somatyczne tysiącom, być może milionom Polaków, włącznie z wyrafinowanymi profesorami, naszymi kolegami uniwersyteckimi. Jeśli nie znajdziemy sposobu rozkodowania tego, to żadne racjonalne argumenty nie trafią. W Polsce markery somatyczne ma wdrukowane obóz osób ciężko przestraszonych przez Jarosława Kaczyńskiego.
O tych kontekstach dominacji władzy warto pamiętać nie dlatego, by zniechęcać się do sprzeciwu wobec złej polityki, ale by unikać frustracji czy taniego radykalizmu w stylu obrazy na rodaków. Nie ma się co obrażać na przeciętnych obywateli za to, że ktoś nimi skutecznie manipuluje. Tak było przecież zawsze począwszy od 1945 roku, poza krótkimi przerwami w rodzaju lata 1980 roku.
Okresowe tąpnięcia w sondażach na razie nie zwiastują więc jakiejś dramatycznej zmiany; są o tyle ciekawe, że pokazują, moim zdaniem, realny wynik wyborczy. Kampania zbiłaby dziś - oceniam - poparcie dla PO do poziomu 29-30 proc., opozycja nielewicowa zdobyłaby 25-30 proc.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/139113-czy-gdyby-dzis-wybuchla-afera-rywina-dokladnie-taka-sama-to-czy-na-pewno-cos-by-zmienila
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.