Znacie starą śpiewkę lewicy? Nie chcecie aborcji, to wprowadźcie wychowanie seksualne! Dane z Wielkiej Brytanii pokazują jak absurdalne jest to rozumowanie. "The Telegraph" opublikował dane dotyczące aborcji wśród nastolatek w Wielkiej Brytanii w 2010 r. Aborcji poddało się wówczas 38 269 nastolatek. W Wielkiej Brytanii edukacja seksualna jest prowadzona od najwcześniejszych lat szkolnych.
Gazeta publikuje szokujące informacje nie tylko o liczbie aborcji wśród nastolatek, ale również o ilości tych „zabiegów” dotyczących jednej osoby. Dane National Health Service mówią nawet o nastolatkach, które przeprowadziły aborcję siedem razy (sic!). 14 nastolatek dokonało w 2010 r. swojej piątej aborcji; 57 – czwartej, a 485 dziewcząt w wieku 19 lat lub młodszych dopuściły się aborcji po raz trzeci. Rebecca Mallinson z Sojuszu ProLife stwierdziła, że "jest coś poważnie nie w porządku z krajem, w którym nastolatki dokonują choćby jedną aborcję, nie mówiąc już o tak częstym przerywaniu ciąży”. Nawet rzecznik Departamentu Zdrowia „aborcja może być bardzo trudnym i traumatycznym doświadczeniem". Nie można zapominać, że w Wielkiej Brytanii edukacja seksualna nie rozwiązała nawet problemu chorób wenerycznych, chociaż lewica na całym świecie zapewnia, że korzystanie z prezerwatyw rozwiązuje wszystkie światowe problemy. Niestety fakty nie są w stanie przekonać propagatorów szkolnej edukacji seksualnej nawet w Polsce. Przekonałem się o tym w telewizyjnej dyskusji z czołowym polskim seksuologiem. Gdy powiedziałem, że w Wielkiej Brytanii mimo szeroko dostępnej edukacji seksualnej jest najwięcej chorób wenerycznych i aborcji wśród nastolatków, usłyszałem, że statystyki zawyżają wagarowicze, który nie biorą udziału w lekcji wychowania seksualnego. Wagarowiczów musi być na wyspach wielu bowiem w Wielkiej Brytanii zwiększa się liczba chorób przenoszonych drogą płciową (przypadki syfilisu wzrosły o 1000 procent). Według statystyk co dziesiąty nastolatek ma jakiś rodzaj choroby wenerycznej. Podobne statystyki dotyczą również USA i Hiszpanii. Można śmiało stwierdzić, że edukacja seksualna w szkołach nie zdaje egzaminu. Nie oznacza to, że nie należy w szkole dyskutować z dziećmi o seksualności człowieka. W erze pornografizacji naszego życia i przesiąknięcia współczesnego świata libratynizmem, o czym pisała w znakomitej książce „Pornoland” czołowa amerykańska feministka, potrzeba rozsądnej edukacji na temat seksualności. Nie można jednak dopuścić by prowadzili ją lewicowi ideolodzy, którzy doprowadzili do „wyzwolenia seksualnego” , z którym teraz bohatersko walczą w szkołach.
Środowiska lewicowe w Polsce bez przerwy bombardują oskarżeniami, że narażamy dzieci na niebezpieczeństwie, nie edukując ich w sprawach seksu na lekcjach. Lewicowym propagandystom nie przeszkadza to, że statystyki dotyczące aborcji wśród nastolatków są nieporównywalne do tych, które przedstawiają brytyjskie media. Trudno się dziwić, że im to nie przeszkadza, skoro wytłumaczeniem sytuacji w Anglii jest kwestia uciekania dzieci z lekcji. We wprowadzeniu edukacji seksualnej do polskich szkół nie chodzi o dobro dzieci. Celem lewicy jest przekucie dusz współczesnego człowieka od jego najwcześniejszego momentu życia. Dokładnie o to chodzi rewolucjonistom z lat 60-tych, którzy zakładali eksperymentalne przedszkola, w których edukacja seksualna była na porządku dziennym. Nie zamierzam przytaczać wielu przykładów z Europy, które pokazują w jaką stronę idzie to przekucie dusz. Robiłem to już na tym portalu. Dla zobrazowania problemu podam jedynie przykład ze szwajcarskiej szkoły w Bazylei, gdzie jako „pomoce naukowe” dzieciom służy penis z drewna i wagina z gąbki. Razem z „uświadamiającymi” filmami i bogato ilustrowanymi książkami znajdą się na wyposażeniu specjalnych sexboxów, w które Szwajcarzy zaopatrzyli 30 przedszkoli i szkół. Rok temu podczas obrad ONZ-owskiej Komisji ds. Statusu Kobiet amerykańscy nauczyciele z “National Education Association” przekonywali, że należy wprowadzić „graficzną” edukację seksualną, na której dzieci dowiadywałyby się czym jest orgazm i seks oralny. To szaleństwo dotyczy skali globalnej. Mówiła o tym w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” autorka książki „Rewolucja genderowa. Nowa ideologia seksualności” Gabriele Kuby.
„Czytała pani „Standardy wychowania seksualnego w Europie” przygotowane przez Światową Organizację Zdrowia? Przykładowo dla przedziału wiekowego od 0 do 4 lat edukacja według WHO ma koncentrować się wokół pytań „Co daje przyjemność? Moje ciało należy do mnie”. Dla cztero- i sześciolatków program WHO przewiduje temat: „Masturbacja we wczesnym dzieciństwie. Relacje jednopłciowe. Różne koncepcje rodziny. Rozmowa na tematy seksualne”. Dzieci do 9. roku życia mają wiedzieć wszystko o autostymulacji, stosunku i antykoncepcji. Są elementy pt. „Seks w mediach” oraz „Choroby weneryczne. Nadużycia. Prawa seksualne”.
Polscy konserwatyści do znudzenia przypominają te fakty. Czy wystarczy to do powstrzymania lewicy przed majstrowaniem w szkolnym programie? Będzie to niezwykle trudne. W USA konserwatywne ruchy są silniejsze niż ich odpowiedniki nad Wisłą i, mimo to, poniosły porażkę. To samo dotyczy krajów europejskich, choć akurat Polska na ich tle wyróżnia się znacząco. Myślę jednak, że Polaków można przekonać do tego, iż edukacja seksualna w szkole, prowadzona według wzorców libertyńskich, jest szkodliwa. Wystarczy zapytać każdego rodzica: czy chcesz by twoja córka bawiła się na lekcji gumowym penisem? Jaka będzie odpowiedź na to pytanie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138879-fakty-pokazuja-ze-edukcja-seksualna-w-wydaniu-lewicowym-zawodzi-nie-mozemy-jej-wprowadzac-w-polsce