Powrót z krótkiego urlopu i od razu taka niespodzianka: „Wprost” informuje piórem Andrzeja Stankiewicza, że istnieje szansa na wyłonienie alternatywnej koalicji rządowej.
Głosami wszystkich partii opozycji miałby być powołany nowy rząd, jak należy rozumieć bardziej techniczny niż partyjny. Na jego czele miałby stanąć profesor Michał Kleiber, prezes PAN, dawny minister w rządzie SLD, ale także doradca Lecha Kaczyńskiego. To właśnie jego kandydatura, zgłoszona w ramach tzw. konstruktywnego votum nieufności, miałaby szanse skupić większość
Podjąłem pierwszą, bardzo wstępną próbę zweryfikowania owej wieści. Kleiber to w poprzedniej kadencji nazwisko pojawiające się czasem, gdy rozważano porozumienie lewicy, a być może i PSL, z prawicą, przeciwko Platformie Obywatelskiej. Wtedy było to nazwisko poważne – człowieka realnie szanowanego zarówno w kręgach postkomunistycznej lewicy jak i PiS.
Ale dziś taka kombinacja wymagałaby współudziału w niej Ruchu Palikota. A z artykułu wynika wręcz, że to Janusz Palikot jest inicjatorem tej kandydatury i całej akcji.
Daleki jestem od kwestionowania informacji zazwyczaj poważnego i dobrze poinformowanego Stankiewicza. Rzecz w tym, że w jego tekście widać pęknięcie. Zaczyna się obwieszczeniem o solidarnej akcji całej opozycji jako czymś bez mała przesądzonym. Potem mowa jest jednak tylko o ruchach Palikota, który stawia inne partie przed faktem dokonanym.
Być może Stankiewicz ma rację, że posłom PiS trudno byłoby uzasadnić odrzucenie tej
kandydatury, a całe zamieszanie odzwierciedla sposób myślenia obecnego w różnych ugrupowaniach opozycji. Z enigmatycznych uwag samego Kleibera wynika, że on sam jest nie od tego. Ale to za mało.
Osoba inicjatora w zasadzie, tak wynika z mojego sondażu, kładzie całą sprawę u jej początku. Politycy PiS zapewniają jeden po drugim, że jego akcji żyrować nie będą, a nie bardzo wyobrażają sobie, kto inny miałby teraz zgłosić Kleibera. Są i tacy, którzy przekonani o tym, że winiarz z Biłgoraja to wciąż nieformalny koalicjant Tuska, sądzą, że występuje on w roli ojca tego pomysłu tylko po to aby go spalić.
W teorii profesor Kleiber to jeden z nielicznych, który mógłby pogodzić lewicę z prawicą ponad głowami platformerskiego centrum. Ale nie jako kandydat Palikota, który nawet dla Leszka Millera jawi się jako partner niestrawny.
- Gdyby chciał aby ten układ powstał, wspierałby go dyskretnie z drugiego planu. Jeśli tak otwarcie za nim optuje, to znaczy, że go nie chce – tłumaczył mi ważny polityk lewicy.
Cała konstrukcja jawi się zresztą jako miraż. W Sejmie brakuje jej kilku głosów i nie wiadomo, jak miałyby one być uzupełnione. PSL z pewnością nie porzuci udziału w koalicji dla popierania rządu, na który nie będzie miało żadnego wpływu.
Zresztą to kłopot dla każdej z tych partii. Taki rząd można by powołać, ale potem partie miałyby kłopot aby go ewentualnie obalić – potrzebne by do tego było kolejne konstruktywne votum nieufności z kolejnym premierem. Więc na przykład PiS mógłby w teorii stracić cnotę wspólnie z Palikotem, a nie zarobić ani rubla, gdyby nowa ekipa okazała się obca jego poglądom i interesom.
Byłby to zresztą zapewne rząd niespójny i słaby. A więc bardziej kompromitujący partie, które pomogły w jego stworzeniu, niż przydający im blasku. A przy tym nie przynoszący niczego krajowi.
Gdyby Kaczyński realnie się nad tą perspektywą zastanawiał, stałby przed dylematem Tuska z 2007 roku: czy tworzyć efemeryczne większości rządowe z LPR, Samoobroną i SLD, czy czekać na wybory i zagrać o całą pulę. Znając go, można zgadnąć, co raczej wybierze, tym bardziej jeśli ewentualnym partnerem miałby być Palikot. Politycy PiS zwracają zresztą uwagę, że prezes jest zajęty chorobą matki. Wątpliwie więc, aby był stroną jakichkolwiek ustaleń.
Jedyną racją za tą awanturą może być chęć osłabienia partii, która ma dziś wszelkie zadatki na wiecznego hegemona. I dodatkowe podkreślenie, że kończy się epoka polityka, który popadł na skutek afery Amber Gold w realne kłopoty. Czyli Donalda Tuska. Możliwe, że z tej perspektywy patrząc, samo głosowanie, choćby przegrane paroma głosami, byłoby ważniejsze, niż realne wzięcie władzy przez kogoś innego.
Tyle, że ostatni, wczorajszy sondaż CBOS musiał podziałać demobilizująco na opozycję. Już po wybuchu afery Amber Gold Platformie przybyło 4 procent. Stracił za to PiS i SLD, To czyni tezę o końcu ery Tuska bardziej wątpliwą niż można by wyrokować zaledwie wczoraj. Naturalnie może to zachęcać do dalszego, jeszcze mocniejszego grzania oskarżeń, ale bez pewności, czy będzie to skuteczne.
To zresztą sygnał także do wewnątrz PO. W kręgach kierowniczych tej partii pojawiały się już czasem spekulacje o możliwości rezygnacji z Tuska jako premiera. Nowy układ, wzmocniony doproszeniem do niego SLD, z Grzegorzem Schetyną jako premierem, i pod patronatem prezydenta, mógłby w teorii przynieść partii rządzącej nowe otwarcie. Ale przesądza wciąż gigantyczne poparcie personalne dla Tuska w szeregach partii. A sondaż pokazujący „Polacy nic się nie stało” tylko wzmocni tę tendencję.
Choć niewątpliwie najbliższe tygodnie Tusk będzie miał i tak popsute. Miał ogłosić we wrześniu w sławetnym kolejnym expose nowe cele i nowy program, a będzie się musiał gęsto tłumaczyć z historii z udziałem swego syna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138728-rzad-kleibera-i-malo-realny-i-niepotrzebny-dzis-najwiecej-wskazuje-na-prowokacje-palikota-analiza-piotra-zaremby
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.