„Stało się coś niedobrego. Religia i polityka spętliły się tak nieprawdopodobnie, że przyjdzie nam za to zapłacić dość słoną cenę. To będzie rachunek wystawiony przez ludzi młodych. Tych, których do znudzenia nazywaliśmy "wiosną Kościoła", pokoleniem JP2. Oni nie będą chodzić do Kościoła, który dla nich jest religijnym ramieniem PiS, który dał się wciągnąć w politykę i którego twarzą jest polityk, który króluje w rankingach nieufności i wypada słabo, jeśli o mężów zaufania pytamy młodych ludzi.”
mówi w Tok Fm Marek Zając, katolicki publicysta związany z „Tygodnikiem Powszechnym”. Trudno nie zgodzić się z główną tezą publicysty, mówiącą, że upolitycznienie Kościoła jest dla niego zabójcze. Zając, który jest moim serdecznym przyjacielem, szczerze wykazuje troskę o Kościół i zapewniam, że jego pogląd nie wynika z chęci „dowalenie moherom”. Jednak w swoim wywodzie publicysta zapomina o jednej istotnej sprawie. W dzisiejszej Polsce problemem nie jest jedynie próba wykorzystywania Kościoła do swoich celów przez polityków prawicy. Polska jest idealnym przykładem kraju, w którym Kościół jest wciągany w gierki polityków z każdej strony barykady i niestety biskupi zbyt często dają się w taki szkodliwy sojusz wplątywać. Czy jednak naprawdę można stwierdzić, że Kościół staje się zbrojnym ramieniem PiS?
Niedawno redaktor naczelny „Uważam Rze” Paweł Lisicki wymienił jacy wysoki hierarchowie naszego Kościoła mogą być uważani za sympatyków PO. Publicysta wymienił kardynałów Dziwisza, Nycza oraz Józefa Kowalczyka. Oczywiście wspomniał również o czołowym antypisowskim fighterze episkopatu- biskupie Pieronku.
„Arcybiskupi Krakowa, Warszawy i Gniezna to w końcu najważniejsze funkcje w Kościele hierarchicznym”-
zauważa publicysta. Trudno się z nim nie zgodzić. Jeden z najsłynniejszych polskich Savonarolów powiedział nawet, że patrząc na stosunki Kościoła z rządem Donalda Tuska, można powiedzieć, że mamy obecnie do czynienie z sojuszem ołtarza z tronem. W świetle delikatnej walki z klerem, którą prowadzi rząd Tuska, śmiem polemizować z aż tak mocną wymową tej tezy. Jednak nie jest ona do końca nieprawdziwa. Najbardziej znaczące twarze polskiego Kościoła dały się niestety włożyć do konkretnej szufladki z partyjnym logo. I to jest problem. Żeby było jasno, nie uważam, że biskup broniący stanowiska partii prawicowej, które akurat nie ma nic wspólnego z obroną nauki moralnej Kościoła, postępuje rozsądnie. Nie można zapominać o maksymie Machiaviellego który zauważył, że „politykowi nie wolno być niewolnikiem własnych słów”. Na tym w końcu polega dzisiejsza demokracja, której istotą jest kłamstwo nazwane pijarem. W demokratycznej grze pozorów, jak nazywał politykę Napoleon, chodzi o bezwzględną walkę na wyniszczenie wroga. Uwikłanie się w tą walkę pasterzy Kościoła katolickiego zawsze źle się kończy dla „Dzieła” Jezusa Chrystusa.
Widać to było niedawno przy radykalnym oczernianiu abp. Józefa Michalika, który w oczach wielu wyborców prawicy z bohatera w ciągu kilku godzin przeistoczył się we wroga. Wszystko przez inicjatywę, która nie pasowała do politycznej narracji części środowisk konserwatywnych. Z drugiej strony ten sam hierarcha, który był przez środowiska lewicowe traktowany jako najgorszy „zacofaniec” Episkopatu, nagle zaczął być wykorzystywany przez te środowiska do wojny z Jarosławem Kaczyńskim. Czyż nie jest to najlepszy dowód na upolitycznianie Kościoła przez wszystkie strony politycznego sporu?
Zgadzam się z Zającem, który stawia tezę, że młodzi ludzie mogą zniechęcać się do Kościoła właśnie przez oglądanie go przez pryzmat polityki. Czy jednak ci sami młodzi ludzie widząc biskupa, który ciska gromy w polityczny program prawicy, jednocześnie identyfikując się z rządem, nie porzucą Kościoła, gdy ten rząd zacznie być wrogiem ludu? Czy medialne występy „otwartych duchownych” z jawnymi oponentami chrześcijańskich zasad moralnych nie powoduje zmieszania wśród poszukujących młodych ludzi? Czy głęboki sojusz środowiska Unii Wolności z wieloma duchownymi, łącznie z ks. Tischnerem, który jawnie wspierał KLD na początku lat 90-tych nie był szkodliwy dla postrzegania Kościoła jako apolitycznej "organizacji"? W krajach zachodnich kościoły nie opustoszały z powodu „zaczadzenia Kościoła” skrajną, konserwatywną prawicą ( której notabene nie ma dziś w Unii Europejskiej). Kościoły zamieniły się w puby właśnie poprzez sojusz hierarchów z liberalnymi politykami i poprzez dopasowanie nauczania Kościoła do demokratycznej poprawności politycznej. Ostatni felieton Adama Michnika, w których zachwycał się on własną wizją pojednania katolików i prawosławnych, pokazał dobitnie, jakiego Kościoła wciąż chcą polscy liberałowie.
Kościół założony przez Jezusa Chrystusa będzie jednak trwał, gdy ludzkość zapomni o tworze zwanym- liberalna demokracja. Dlatego warto by hierarchowie robili jedno: głosili niezmienną naukę Jezusa i burzyli nią mury, nie oglądając się na polityków czy laickich „kapłanów”. Tylko w taki sposób Kościół zrealizuje swoją misję, która polega na pomocy w zbawieniu jak największej liczby grzeszników.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138603-religia-i-polityka-spetlily-sie-nie-tylko-przez-prawice-od-dawna-srodowiska-liberalne-probuja-skolonizowac-episkopat
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.