Media głównego nurtu zaskakująco zmieniły linię programową. Czy chcą relacji państwo - Kościół wedle wzorców rosyjskich?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Leszek Szymański
Fot. PAP / Leszek Szymański

Jeszcze do niedawna każdy przejaw obecności Kościoła w życiu publicznym był uznawany za sprzeczny z "standardami europejskiej nowoczesności", duchowni mówiący o polityce byli piętnowani, symbole religijne w budynkach państwowych uznawano za niestosowne, a ze szczególną lubością używano sobie na rzekomym bogactwie księży, pławieniu się przez nich w luksusach i z wypiekami na twarzy śledzono domniemane "lewe interesy" na nieruchomościach.

Jednocześnie w sprawach np. Unii Europejskiej nie uznawano, by religia, przesłanie duchowe i nakazy wynikające z Ewangelii miały w ogóle jakieś znaczenie dla diagnozy obecnego kryzysu w Europie i dróg jego przezwyciężenia, a jedynymi duchownymi, którzy mogli w mediach głównego nurtu zabrać w tych sprawach głos byli euroentuzjaści w sutannach.

I oto jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się zmieniło!

Teraz można być już, jak mówią przedstawiciele Ruchu Palikota "tłustym księdzem-pasibrzuchem", można mieć na kontach 4 mld dolarów, handlować w sutannie na lewo ropą naftową od Husajna, można nieustannie łączyć politykę i religię, a nawet uznawać to za podstawę działania publicznego i głosić potrzebę ścisłego sojuszu tronu z ołtarzem, można skutecznie żądać obecności symboli religijnych w miejscach publicznych, duchowni mają prawo zasiadać na pierwszych miejscach podczas wszystkich uroczystości państwowych, można krytykować Europę za jej zgniliznę moralną i głosić potrzebę odbudowy chrześcijańskiego imperium na Starym Kontynencie, można nawet domagać się skazania na karę więzienia kobiet-artystek, które ośmieliły się w świątyni wystąpić przeciw władzy.

Wszystko to od dziś pochwalają i popierają media głównego nurtu w Polsce. To czarny dzień dla antyklerykałów i palikotników...

No, może nie aż tak czarny... Wszystko to można pod jednym warunkiem - że jest się patriarchą Moskwy, ktory przybywa do Polski z "historyczną wizytą" (tak ją określono nim się nawet rozpoczęła). Wizycie nadano niebywałą oprawę protokolarną i medialną. Patriarcha pokazywany jest przez media jako ważny przywódca duchowy.

Pozostawiając na boku samą wizytę, chciałbym zapytać media polskie, czy istnieją dla nich granice hipokryzji i podwójnych standardów?

Czy rzeczywiście wzorem duchownego w stosunku do kwestii materialnych, na który teraz będą się mogli powoływać polscy księża i który będzie pochwalany przez autorytety medialne jest teraz patriarcha moskiewski? Czy media te i autorytety chcą relacji państwo - Kościół wedle wzorców rosyjskich? Czy krytyka Europy ze strony cerkwi moskiewskiej jest uzasadniona?

Nie wiem dlaczego, za każdym razem, gdy na warunkach przychodzących z zewnątrz, odbywa się w Polsce wizyta kogokolwiek, kto reprezentuje Moskwę, wszyscy komentatorzy głównego nurtu popadają w swoisty stupor umysłowy i kierują się jednym imperatywem - o Rosji tylko dobrze, byle nie urazić, nie miec wątpliwości, nie krytykować, dziękować i przytakiwać.

Taki schemat istniał już od dawna a po "pojednaniu na trumnami smoleńskimi" stał się wręcz dogmatem i zaczyna przebierać czarno-groteskowe formy.

Nie tak dawno Minister Sikorski nawoływał do ostrego traktowania polskich kiboli, bo jak wiadomo podczas Euro2012 Rosjanie byli kibicami, a Polacy kibolami. A teraz traktujemy wizytę zwierzchnika lokalnej cerkwi prawosławnej w Rosji, który uosabia wszelkie "grzechy", jakie zarzuca się Kościołowi w Polsce, jakby to był "drugi papież" i ważny autorytet moralny Europy. I znowu wychodzi na to, że nasi księża to "czarny pazerny kler" a rosyjski patriarcha to "mocarz ducha".

 

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych