wPolityce.pl: Niedawno medialny świat obiegła wiadomość o wygranym przez pana procesie ze spółką AWR „Wprost”. Proszę raz jeszcze opisać, o co chodziło w sprawie.
Zostałem wyrzucony w trybie dyscyplinarnym za felieton pt. „Nie polezie orzeł w GWna”; bez jakiegokolwiek odszkodowania, nawet nie wypłacono mi ostatniej pensji. W związku z tym wystąpiłem do sądu, uznając, że taki sposób wyrzucenia jest bezprawny. Pomijając kwestie cenzuralne; po prostu ja ten felieton przesłałem do redakcji, on przeszedł całą strukturę i został zaakceptowany. Zostałem zwolniony za potencjalne procesy, jakie Adam Michnik mógł wytoczyć redakcji. Michał Lisiecki sam zresztą mówił mi, że zadzwonił do niego Michnik i boi się procesów na które firmę po prostu nie stać. W pierwszej instancji przegrałem, złożyłem zatem apelację. Ku mojemu zdziwieniu, sąd apelacyjny wydał wyrok przyznający mi rację – że felieton ma swoje prawa. Przyznał mi też dwa razy po 120 tys. złotych odszkodowania: raz za nieuzasadnione wypowiedzenie warunków umowy o pracę, drugi raz za bezpodstawne zwolnienie mnie dyscyplinarnie.
Czy cała ta sprawa i wyrok może coś zmienić w środowisku dziennikarskim?
Byłem zszokowany wypowiedziami sędziego pierwszej instancji, który pouczał mnie wręcz, jak należy pisać felietony i jakich słów w nich używać. Nasze sądy są tak skonstruowane, że jeśli trafi się na sędziego, który ma, delikatnie mówiąc, dość ograniczone możliwości intelektualne, to uzna felieton za coś innego niż wyrażanie opinii. Przykładem tego był proces w pierwszej instancji, w którym sąd uznał, że wyrażeniem „wajdalizm” obrażam reżysera, a przecież każdy trochę bardziej oczytany człowiek wie, że ten zwrot pochodzi od Antoniego Słonimskiego. Oczywiście, wyrok sądu apelacyjnego może być pewną wskazówką dla innych tego typu procesów, ale mimo tego, nie wierzę w jakieś większe zmiany. Złośliwie powiem tak, że sędziowie są wrażliwi na atmosferę polityczną. Wydaje mi się, że kiedy słabnie władza i istnieje realna możliwość jej zmiany, to wyroki przestają być aż tak korzystne dla miłościwie nam panujących. To mogło mieć duży wpływ na wyrok, na co zresztą wskazują moje doświadczenia w tym temacie.
Jak skomentuje pan sposób, w jaki Adam Michnik wpływa na rzeczywistość pozwami i straszeniem nimi? Ostatnio furorę w sieci robi film na którym Rafał Ziemkiewicz czyta pismo procesowe od adwokata redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.
Chyba jeden z uczniów Freuda powiedział, że człowiek staje się tym, z kim walczy. Analizując język Adama Michnika przypomina mi to słownictwo Gomułki. Poetyka tego pozwu nasuwa mi na myśl atmosferę z okresu rządów Gomułki, kiedy starano się poniżyć nie tylko autora, ale także zdyskredytować tych, do których pisze swoje teksty. I dokładnie to się dzieje w przypadku Ziemkiewicza i jego tekstów.
Jeszcze 2-3 lata temu nie spodziewałbym się w najśmielszych snach, że dożyję tak absurdalnego procesu – o to, że komuś się nie podobają opinie na jego temat. Do głowy by mi nie przyszło, by sądzić się o jakieś opinie o mnie – mogę walczyć piórem i korzystać w miarę możliwości z możliwości mediów, ale wytaczanie procesów za krytykę to absurd.
Kończąc wątek Michnika, można zacytować orzeczenie o tym, że „negatywne opinie o Adamie Michniku godzą w zasady współżycia społecznego”.
Tak, to była bodajże sędzia Matlak. (śmiech) To ona użyła tego argumentu, że Michnika należy w jakiś specjalny sposób chronić przed krytyką. Złośliwie powiem, że Adam Michnik będąc wiceprezydentem u Aleksandra Kwaśniewskiego i pełniąc teraz podobną rolę, może faktycznie zasługuje na jakiś specjalny patronat, a może nawet wpisanie do konstytucji ochrony redaktora. (śmiech)
W jednym z wywiadów mówił pan ostro o dzisiejszym „Wprost” – że czuje pan, jakby oddał córkę do burdelu. Czy po zmianie naczelnego coś się w tym odczuciu zmieniło?
Redaktor Kobosko, w odróżnieniu od Tomasza Lisa, w niewielki sposób stara się odlepić od tego salonowego mainstreamu. Wpływ na to może mieć tam obecność takich osób jak duet Majewski-Reszka. Jednak to minimalne odklejenie się. Kiedyś współpracowałem z Koboską i dla mnie jest to człowiek bez poglądów. Nie potrafię powiedzieć, w którym kierunku chce on ciągnąć to pismo. Dla mnie to zagadkowa postać. A samo pismo… w tej chwili „Wprost” walczy o życie, obydwa te tygodniki niemiłosiernie się stabloidyzowały. Nazywam to konfekcją dziennikarską – oprócz „Newsweeka” i „Wprost” coraz mocniej dotyka to także „Politykę”. Kiedyś próbowaliśmy postępować zgodnie z zaleceniami Stefana Kisielewskiego, który mówił, że gdy wejdzie się w towarzystwo ludzi, gdzie wszyscy mają jednakowe poglądy, to dla ochrony swojego rozumu, należy być przeciw. Natomiast we „Wprostweeku” wygląda to odwrotnie.
A jak pan ocenia sytuację na rynku medialnym? Czy pojawienie się i sukces „Uważam Rze” namieszał na rynku?
Powrócę do określenia konfekcji dziennikarskiej, którą poprzez TVN, „Polityki” i inne tego typu media zaproponowano Polakom. Nawet ludzie niezwiązani z branżą medialną podchodzili do mnie i pytali, po jaką cholerę mają kupować te pisma, skoro jest w nich to samo. Ludzie chcą się zderzać z odmiennymi poglądami, co pokazuje przykład „Uważam Rze” – tygodnik musi mieć osobowość. Dlatego z satysfakcją odnotowuję reakcje ludzi, którzy mówią: „Mogę się nie zgadzać z nimi, ale o coś im chodzi, mają swoją linię, natomiast pozostałe media to plastik i tandeta”. Część naszych kolegów srodze się zawiedzie, uważając, że czytelnicy to durnie, którym można serwować największe idiotyzmy, a oni i tak to kupią.
Krzysztof Skowroński w ostatnim „Uważam Rze” wspomina także o niewielkich, oddolnych inicjatywach: Radiu Wnet, Salonie24 czy naszym wPolityce.pl. Czy i takie akcje mają szansę wprowadzić trochę zamętu?
Chciałbym, by te akcje miały większy zasięg. Trochę jednak krążę po Polsce i te nowe, niezależne, często niewielkie inicjatywy mają coraz więcej czytelników i odbiorców. To cieszy. Sytuację porównałbym do rynku spożywczego – we wszystkich supermarketach dają nam te same, masowo produkowane rzeczy, natomiast ludzie coraz częściej szukają ekologicznych, świeżych i sprawdzonych produktów. Takimi „ekologicznymi mediami” określiłbym inicjatywy, o których pan wspomniał. Kropla drąży kamień i skała plastiku medialnego została już mocno osłabiona.
not. maf
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/138081-nasz-wywiad-marek-krol-kropla-drazy-kamien-i-skala-plastiku-medialnego-zostala-juz-mocno-oslabiona
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.