Jeszcze niedawno przemieszczałem się wielokrotnie ze szwagrem liniami OLT Express z Gdańska do Warszawy i z powrotem. Wspominamy te czasy z rozrzewnieniem. Leciało się eleganckim, obszernym odrzutowcem, a nie jakąś ciasną terkotką lotowską typu ATR, w której pasażer czuł się jak spadochroniarz Sosabowskiego przed skokiem na Arnhem. Zastępy stewardess podawały napoje i tortille, smaczniejsze niż pasza zadawana w Locie. A do tego te ceny. Lepsze niż I klasa PKP (6 i pół godziny trasa Warszawa – Gdańsk), a cóż dopiero mówić o benzynie do auta. Taniocha, że aż głowa bolała - specjalnie używać będę kolokwializmów i łagodniejszej wersji dialektu nadwiślańskiego (gwary warszawskiej) pomieszanego z grypserą, ponieważ język ten najcelniej oddaje istotę oraz poziom opisywanego w felietonie problemu.
Jednak od pierwszego lotu wiedzieliśmy jedno. Za tym wszystkim musi się kryć jakiś przekręt. I nasza wiedza nie wynikała bynajmniej z wyjątkowej przenikliwości. Nie mieliśmy też dostępu do informacji niejawnych wyspecjalizowanych służb (ABW, CBA, CBŚ). Jedyne, czym dysponowaliśmy to kartka, długopis i kalkulator w komórce. Szybko doszliśmy do wniosku, że do przedsięwzięcia dokładana jest potężna kasa. Obserwując naprawdę sprawne działanie linii OLT, towarzystwo nie było w ciemię bite. A więc gdzieś musiał być niewidoczny gołym okiem zarobek. Albo pralnia, albo jeszcze coś. Albo i jedno i drugie. Podobnie myśleli inni pasażerowie, których strzępy rozmów dochodziły do nas w lotniskowej poczekalni.
Żałowaliśmy tylko jednego, że to Eldorado długo nie potrwa. Byliśmy też ciekawi, kto w ostatecznym rozrachunku dostanie po kieszeni, bo przecież nie organizator całej hecy pan Plichta vel Stefański. Teraz okazało się, że w butelkę nabito rzesze żądnych szybkiego zysku frajerów emerytów, którzy bezwiednie dopłacali do naszych przelotów ze szwagrem.
Mamy więc pierwszą grupę „skrojonych” – emeryci i inni klienci piramidy finansowej Amber Gold. Drugą, można powiedzieć najpoważniejsza ,„wysadzonych w powietrze” stanowią: syn premiera, premier, Lech Wałęsa, Andrzej Wajda,prezydent Gdańska Adamowicz, ksywa „Budyń” – symbolizujący władze i establishment naszego kraju.
Dlaczego wrzucam ich do jednego kotła? To nie ja. To Plichta vel Stefański zrobił z nich wszystkich „balona". Ruch pierwszy: kopsnąć 5 i pół kawałka złotych netto miesięcznie synowi premiera za drobne robótki dla OLT. I nie chodzi o jakieś prace. Przecież z niego taki fachowiec od przewozów lotniczych jak ja i szwagier razem wzięci. Chodzi o to, że jak w sztosie przewija się taki koleś, to mainstreamowi redaktorzy pięć razy się zastanowią zanim poruszą temat OLT lub Amber Goldu.
Syn premiera może być wystarczającym gwarantem milczenia owiec i był. Plichta vel Stefański doskonale wyczuł sytuację. Odwrotnie, jak Michał Tusk vel Bąk. Coś tam może wyczuł, że chałtura dla OLT nie do końca jest czysta, bo wolał wysyłać maile do nowego pracodawcy posługując się konspiracyjną ksywą Józef Bąk. Teraz, jak sprawa się rypła, jego bełkotliwe tłumaczenia, dlaczego robił dla konkurencji Lotu wykonując zlecenia OLT można by ująć krótkim, warszawskim - „walić bąka, a bąk brzdąka”.
Jak już Plichta złapał Bąka, to wykonał ruch drugi. Zaproponował Wajdzie przysłowiowe parę złotych na dofinansowanie filmu o Wałęsie. I to było coś. Skądinąd szkoda, że do tego nie doszło. Trzykrotnie skazany Plichta dzięki swojej ofiarności finansowej pomaga zdemitologizować Bolka. A wszystkiemu aktywnie kibicował prezydent Gdańska Adamowicz. Kto wie, może to on, wystawił Plichcie wójtostwo w Pruszczu Gdańskim z korzystną sprzedażą pałacyku von Tiedemann’ów w Rusocinie. Szef Ambera zapłacił tylko jedną czwartą ceny (reszta – kilka milionów w ratach) i ma już akt własności. Ciekaw jestem tylko czy zapłaci resztę, bo do dziś w księgach wieczystych nie pojawiło się zabezpieczenie na pałacowej hipotece.
A to wszystko dzięki temu, że za jedne kilkanaście tysięcy złotych polskich Michał Tusk vel Bąk pośrednio umożliwił Plichcie dokończenie dzieła swojego życia. Tęga głowa i wybitny fachowiec z tego Bąka. Dziś emeryci zrywają masowo lokaty w Amber Goldzie, tracąc zgodnie z umową 20 procent wkładu. Analitycy obliczyli, że to przyniesie Plichcie ok. 20 mln zł dochodu. Kto wie, czy trzykrotnie skazany nie zrobił tego całego sztosu w świetle prawa. Brawo dziennikarze, bo to do nich należało ostrzeżenie emerytów. A tego nie zrobili. Mamy Polskę na miarę naszych możliwości, gdzie, jak w kolejnym starym warszawskim powiedzonku, „frajer frajera pompką od rowera zaiwania, że aż strach”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137738-frajer-frajera-pompka-od-rowera-zaiwania-ze-az-strach-czyli-z-kogo-oprocz-baka-plichta-vel-stefanski-zrobil-koncertowo-balona
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.