Przebywając na wakacjach we Włoszech, miałem sposobność liznąć historii włoskiego życia politycznego po 1945 roku. Jego istotą było zachowanie status quo w podziale sceny politycznej, które polegało na tym, by za wszelką cenę nie dopuścić do władzy komunistów. W tym celu zawarto sojusz wszelkich środowisk konserwatywnych, chrześcijańskich demokratów, przedstawicieli Kościoła katolickiego i, niestety, sycylijskiej Cosa Nostry. Ten powszechny ostracyzm spowodował, że komuniści dopiero po przefarbowaniu się w socjaldemokracje po 1989 roku i kompromitacji prawicy, odnieśli sukces. Trudno nie zauważyć, że od kilku lat widzimy bliźniaczo podobną strategię wobec głównej polskiej partii opozycyjnej, która, porównywana przez autorytety medialne do totalitarnych ugrupowań zachodnich, jest ostrzeliwywana w bezpardonowy sposób ze wszystkich stron. Powoli mamy również do czynienia z zupełnie jawnym rugowaniem konserwatystów z przestrzeni publicznej.
Przez cały okres zimnej wojny Włochy odgrywały znacząca rolę w starciu dwóch światów. To właśnie w tym pięknym kraju najsilniej widoczny był spór o przyszłą wizję świata, który był toczony w (stosunkowo) pokojowy sposób. Znakomicie to sportretował Bernardo Bertolucci w swojej prokomunistycznej agitce „Wiek XX”. Włoscy komuniści, którzy zbudowali fałszywy mit swojego bohaterskiego przeciwstawiania się Mussoliniemu, własny marsz przez instytucje rozpoczęli jednak w zupełnie innych czasach niż ich bracia z Hiszpanii. Przywódcy powojennych krajów europejskich wiedzieli, że rozwiązania, które w wojnie z komunizmem zastosował generał Francisco Franco są nie do przyjęcia w świecie, który dopiero co uporał się z Hitlerem. Zdecydowano więc rozprawić z komunistami w ramach sytemu demokratycznego. Dlatego też Amerykanie, postanowili w zimnej wojnie z komunizmem skorzystać z każdego możliwego sojusznika. Kimś takim we Włoszech była sycylijska mafia, która pomogła wcześniej Aliantom w desancie na Sycylię. Przez ponad 50 lat we Włoszech nie tylko korzystano z pomocy takich ludzi Salvatore Gullianii, który zbrojnie rozprawiał się z komunistami, ale przede wszystkim budowano antybolszewicką narrację, która miała powstrzymać komunistów przed osiągnięciem sukcesu w demokratycznych wyborach. Miało to oczywiście również jeden wielki minus: symbolem walki z Cosa Nostrą stał się brutalniejszy bandyty niż jakikolwiek Don czyli Che Guevarra. To jednak temat na oddzielny tekst.
Nie porównuję oczywiście Prawa i Sprawiedliwości do włoskiej Partii Komunistycznej, która przefiltrowana przez Moskwę przez lata niczym koń trojański przeszkadzała w pokonaniu czerwonej zarazy. Chodzi mi o mechanizm, który spowodował ( w przypadku komunistów był on wybawieniem), że udało się na tyle mocno zniechęcić opinię publiczną do tego ugrupowania, że nie odniosło ono poważnego sukcesu w wyborach przez ponad 50 lat. Jednak nie tylko komuniści nie odnieśli sukcesu wyborczego, co przecież można zwalić na barki obciążenia tego ugrupowania zbrodniczą ideologią. W końcu we Włoszech w czasie zimnej wojny nie rządziła nawet żadna odmiana socjaldemokracji. Nie można ponadto zapominać, że również we Włoszech większość intelektualistów od zawsze miała lewicowe sympatie. I co? I nawet oni nie pomogli pokoleniu 68, które tak mocno pragnęło obalenia rządzącej Włochami chadecji, że w końcu jego przedstawiciele zamienili się w zwyczajnych terrorystów. Abstrahując od wpływu mafii na społeczeństwo, która bała się jak ognia autorytarnej władzy po tym jak ludzie Mussoliniego niemal ją doszczętnie rozbili i jasnego przekazu wielu antykomunistycznych hierarchów Kościoła katolickiego, trzeba przyznać, że to przede wszystkim ostracyzm wobec komunistów i lewicowców spowodował ich porażkę.
Polska prawica jest poddawana ostracyzmowi od początku lat 90-tych. Szybko po upadku komunizmu również nasi intelektualiści uznali, że mogą arbitralnie decydować kto ma prawo do egzystencji w szeroko pojętym ugrupowaniu zbudowanym na bazie Solidarności, a kto nie. Każdy, kto nie godził się z mitami wytworzonymi przez „towarzystwo” był rugowany z przestrzeni publicznej. Po krótkiej władzy polskiej prawicy, która niespodziewanie naruszyła ład III RP, skala pogardy dla pewnych środowisk i jawne ich wykluczanie ( przed 2005 roku było to robione w białych rękawiczkach) jest nieporównywana. Przykład jednego z niewielu polskich muzyków, który nie boi się przyznać do prawicowych sympatii, któremu wszystkie wielkie radiostacje odmówiły patronatu nad płytą jest znamienny. Po katastrofie smoleńskiej, która obudziła najskrytsze demony siedzące w pewnych środowiskach, trudno oczekiwać by sytuacja się zmieniła. Skoro czołowi politycy mogli kpić sobie ze śmierci elity polskiego narodu, wolno już wszystko. Dlatego istnieje poważne niebezpieczeństwo, że otwarte rugowanie konserwatystów z przestrzeni publicznej zostanie usankcjonowane przez społeczeństwo, które będzie wolało, jak pisał znany włoski dziennikarz, z zatkanym nosem głosować przez dziesięciolecia na skompromitowaną i "brudną" partię, tylko dlatego by nie dopuścić do władzy „demonów”. Jest jednak różnica między Polską a Włochami. Tam komuniści rzeczywiście stanowili zagrożenie dla wolności. U nas wykreowano mit potwora, który puka do bram Polski by zabrać nam, strzeżoną przez samozwańcze autorytety, wolność. Przy całym obciążeniu sojuszu prawicy, wielu hierarchów Kościoła i mafii, można jednak zrozumieć czemu służył ten włoski „deal”. Był to klasyczny zgniły kompromis, który uchronił Włochy przed losem krajów bloku wschodniego. Jednak nie był on zbudowany na kłamstwie. W Polsce jest inaczej. I to jest w tym najgroźniejsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137733-pis-jak-wloska-lewica-czekaja-nas-dziesieciolecia-rzadow-partii-iii-rp
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.