Minęło 28 miesięcy, a ja nie dociekam już jaka jest prawda o Smoleńsku. Zbyt wiele nad tym, aby nie ujrzała ona światła, trudni się osób i instytucji. Fakty powiązane w stalowe supły, splątane przez wywiady i kontrwywiady, zatopione w betonowych cysternach, czekają na nowego Aleksandra Macedońskiego. Aby je rozwiązał. Czy może raczej ujawnił.
Dociekałem tej prawdy przez dwadzieścia siedem miesięcy. Chciałem się tylko dowiedzieć jak zginęli. Ci, którzy dziesiątego rankiem, wylecieli do Katynia. Tylko tyle.
Pozostały po nich leśne moczary. Nagie gałęzie drzew obracające się, w wijące liany. Pozostał kraj rządzony przez trupy, które porusza toczące je robactwo.
Czy naprawdę chciałem się tylko dowiedzieć co z nimi się stało?
Może za tym pytaniem kryły się inne:
Jacy jesteśmy?
Kto właściwie nami rządzi?
Dokąd podążamy?
Czy jesteśmy bezpieczni?
Wsłuchując się w głosy utrwalone na filmiku Koli, oglądając zdjęcia z siewierieńskiego kręgu, nie zauważyłem, że choć Smoleńsk nadal spowija mordercza mgła, to na te cztery pytania odpowiedź dawno już padła. Z ust premiera, prezydenta, łódzkiego siepacza. Została wykrzyczana pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, zadekretowano ją w raportach Millera i Anodiny. Cynicznie wycedził ją przez zęby minister spraw zagranicznych. Nobilitowano ją awansami dla chciwych żołdaków; zatwierdzono poprzez obsypanie splendorami ciemnych karawaniarzy.
Choć dalej nic nie wiem o przebiegu tamtych wydarzeń, to jednak wiem o rzeczach innych. Wiem kto kłamie, kto sprowadza nasze rozumowanie na fałszywą ścieżkę, kto na tej tragedii skorzystał. Wiem w jakim kraju żyję, jacy ludzie mnie otaczają, komu wierzą i dlaczego. Wiem nawet dokąd zmierzamy jako naród...
Jako naród?!
Jest to wiedza gorzka, nie dająca radości. Czy warto więc było dochodzić prawdy o Smoleńsku?
Tak. Dzięki niej nie przerażają już bowiem telewizyjne wiadomości, wciąż wtłaczające mi do głowy, że wokół roi się od oszustów, morderców, zboczeńców i psychopatów. Zamiast żyć w lęku, spokojnie zastanawiam się, dlaczego podaje się tak starannie wyselekcjonowane informacje. Dlaczego cały czas, konsekwentnie chce się w nas rozbudzić nieufność do drugiego człowieka, poczucie zagrożenia, wstyd z tego, że jesteśmy Polakami?
Bo taki jest świat, a zadaniem mediów jest pokazywać go?
Wątpię. Zastanawia mnie także dlaczego podsyca się w ludziach zazdrość, chciwość, niezdrową konkurencję? I dlaczego na ten ból istnienia daje antidotum w postaci prymitywnej rozrywki - kiczowatych kabaretów, odmóżdżających filmów, ewentualnie postmodernistycznej ( czytaj – paranoidalnej ) sztuki.
Warto było dochodzić tej prawdy jeszcze z innego powodu. Mogę teraz spokojnie zastanawiać się nad drogami wyjścia. Nie wystarczają mi już bowiem trafne diagnozy i mierżą barwne porównania naszej sytuacji. Domagam się recepty na nią. I nie jest dla mnie żadnym rozwiązaniem rada, abym oczekiwał na geopolityczne wstrząsy, albo na cud.
Jestem przekonany, że to my sami jesteśmy wyjściem z sytuacji. Ci, którzy infekują nas lękami i zaszczepiają kompleksy, też doskonale o tym wiedzą. Boją się naszego przebudzenia.
To są dobre nowiny.
Wiem, że to truizm, ale nasz świat jest taki, jakim go sobie stwarzamy. Jeżeli sobie wmówimy, że świat jest zły, to rzeczywiście będzie zły. Rzeczywistość to przecież - my. Staniemy się złodziejami, szmalcownikami, antysemitami i głupolami. Nie odetniemy się od tego wewnętrznego przekonania nawet wówczas, jeśli będziemy udawać cudzoziemców.
Jestem pewien, że jeśli tylko przez jeden dzień pozbędziemy się złych emocji, uda nam się wybudzić. Jeden dzień bez kłamstwa, kombinacji, oszustwa. Taki pozytywny dzień. Dlaczego nie miałby to być 10 sierpnia 2012 roku?
Ja się w każdym razie tego podejmę. Obiecuję zdać relację, nawet wówczas, jeśli okaże się, że nie dałem rady, albo że nie miałem racji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/137654-28-miesiecy-fakty-powiazane-w-stalowe-suply-splatane-przez-wywiady-i-kontrwywiady-zatopione-w-betonowych-cysternach