Cenckiewicz dla wPolityce.pl: minister Sikorski zbudował w MSZ prawidziwa "strefę skomunizowaną"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. Fot. PAP/Leszek Szymański

Niestety nie znam treści książki MSZ o "brakującym ogniwie Holocaustu", czyli o rzekomej polskiej odpowiedzialności za Zagładę. Z dostępnych informacji wynika, że bohaterami książki, która ma na Zachodzie przybliżyć polskie dzieje, są "szmalcownicy i Polacy szabrujący żydowskie majątki". Współautorem tych odkryć jest m. in. Marcin Zaremba, historyk z UW i publicysta "Polityki", którego pochwały pod adresem Jana T. Grossa, warsztat i dorobek dobrze znam, w tym również ostatnią jego książkę "Wielka trwoga".

W swoich pseudostudiach nad międzywojennym "detektywistycznym antysemityzmem" i "wirusem" "giertychowskich lęków" dowodzi on, że odegrały one istotny wpływ na mordy w Jedwabnem i Radziłowie podczas wojny i późniejsze wyobrażenia o żydokomunie, które dały o sobie znać w Kielcach w 1946 r.

Są to poglądy nie nowe i nie oryginalne, ale dość typowe dla tej specyficznej szkoły myślenia o historii. Przykładowo przed laty Krzysztof Persak, obecnie szef gabinetu prezesa IPN, zastanawiając się na łamach "Tygodnika Powszechnego" nad przyczynami mordu w Jedwabnem przypomniał, że "to właśnie Łomżyńskie zajmowało szczególne miejsce na mapie antyżydowskich ekscesów w Polsce w II połowie lat 30., co wiąże się z wyjątkowo dużą popularnością na tym terenie Stronnictwa Narodowego i jego ideologii, odwołującej się do antysemityzmu. W 1930 r. w gminach Wąsosz i Jedwabne głosowało na tę partię ponad 70 proc. wyborców; co ciekawe, w oddalonym o kilkanaście kilometrów od Jedwabnego Drozdowie spędził ostatnie lata życia Roman Dmowski".

Tego typu bzdury, podparte zresztą zwykłymi konfabulacjami (np. Dmowski przebywał w Drozdowie nie kilka lat, ale dokładnie od 18 czerwca 1938 r. do dnia swojej śmierci 2 stycznia 1939 r.) stały się fragmentem owej pedagogiki winy i wstydu.

W dyskusji o książce promowanej przez MSZ warto zwrócić uwagę na dość charakterystyczną podwójność platformerskich elit politycznych, jeśli idzie o naszą politykę historyczną. Otóż Tusk i jego kompanii z "jedwabienskiej" szkoły historycznej (rozsiani od IPN, przez PAN aż po Muzeum II wojny światowej) uważają, że świetnym pomysłem na promocję Polski w świecie może być ukazanie nas jako pomocników Hitlera i "nazistów" w procesie Zagłady Żydów. Dzięki wsparciu rządowych instytucji i systemu dotacji na siłę szuka się więc wszelkiego rodzaju polskich przewin wobec "sąsiadów", pomniejszając jednocześnie rolę Polski Podziemnej i Rządu RP na uchodźstwie w procesie pomocy Żydom i informowania świata o Zagładzie.

Z drugiej strony ta sama ekipa wielokrotnie twierdziła, że nie powinniśmy przyglądać się zbyt uważnie przeszłości np. Lecha Wałęsy, gdyż naraża to na szwank wizerunek Polski w świecie. W związku z tym zastraszono wielu historyków, odebrano część funduszy IPN i zmieniono nawet kształt ustawowy Instytutu w taki sposób, by kontrolować pomysły badawcze historyków.

Do rangi symbolu urasta z kolei fakt, że wydawca "dzieła" MSZ jest oficyna Rytm, ktorą kieruje były oficer SB mjr Kotarski. Po raz kolejny okazało się, że minister Sikorski zbudował w MSZ prawidziwa "strefę skomunizowaną".

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych